Wskazywanie faworyta w skokach to wróżenie z fusów - rozmowa z Łukaszem Kruczkiem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Łukasz Kruczek bardzo spokojnie podchodzi do TCS i roli faworytów, w jakiej startują w tej prestiżowej imprezie Polacy, a głównie Kamil Stoch. - Faworytów jest kilkunastu – uważa Kruczek.

Maciej Kmiecik: Jak czuje się trener, którzy przywiózł na TCS nawet nie jednego, a może dwóch lub trzech kandydatów do wygrania głównej nagrody? Polak wśród faworytów TCS to chyba nowość? Łukasz Kruczek: Moim zdaniem nie można wskazać żadnego faworyta ani wśród moich zawodników, ani wśród czołówki Pucharu Świata. Wskazywanie faworyta w skokach narciarskich to wróżenie z fusów, bardziej pobożne życzenie niż faktycznie pokazanie zawodnika, który może wygrać. Trochę się chyba pan asekuruje? - Nie. Naprawdę myślę, że faworytów do tego, by zdobywać czołowe lokaty jest naprawdę więcej. My też mamy dwóch, a może nawet trzech skoczków, którzy mogą walczyć o wysokie miejsca. To jest fakt. Nie ma mowy o żadnej asekuracji. A czy pojawiła się większa presja, w związku z tym, że faworytem bukmacherów jest Kamil Stoch?

- Ostatnie dwa lata Kamil Stoch też był faworytem bukmacherów. Tutaj sytuacja nie zmienia się w żaden sposób. Bukmacherzy robią sobie swoje, a my robimy naszą robotę. Przyjeżdżamy na Turniej Czterech Skoczni jak na każde inne zawody. One poza formułą rozgrywania pierwszej serii nie różnią się niczym od innych konkursów Pucharu Świata.

Czy fakt, że trenowaliście na skoczni w Oberstdorfie przed startem sezonu może wam pomóc w konkursie, który do tej pory nie bywał domeną Polaków? - Ta skocznia jest znana, a na niej w tym sezonie naprawdę dobrze się skakało. Jeśli zawodnik oddał na danym obiekcie udane skoki, ma z niego dobre wspomnienia. Czy skocznię da się "obskakać"? Wątpię. Każda skocznia jest inna. W trakcie sezonu co tydzień albo nawet częściej zmieniamy obiekty. Między innymi celem treningów jest to, żeby zawodnicy nauczyli się skakać nie na jednej skoczni, ale by poznali jak najwięcej różnych obiektów. Chodzi o to, by potrafili dopasowywać się szybko do nowych warunków.

Turniej Czterech Skoczni jest specyficzny dla skoczków? - Formuła rozgrywania pierwszej serii zawodów jest inna. Sama kwalifikacja i seria finałowa jest identyczna jak w normalnych zawodach. W kwalifikacjach nie wszyscy muszą brać w nich udział. A będą brali?

- Będziemy na bieżąco oceniać sytuację. Może się zdarzyć, że któryś z zawodników z pierwszej dziesiątki odpuści kwalifikację. Wiele zależeć będzie od warunków, w jakich rozgrywane będą kwalifikacje. Jeśli będą to ciężkie warunki, zawodnicy mogą pokusić się o rezygnację z udziału w kwalifikacjach.

Pana zdaniem 62. TCS wygra ktoś z grona faworytów czy może ktoś spoza czołówki zaskoczy eksplozją formy akurat na ten prestiżowy turniej? - Nikt nie zaskoczy. Czołówka jest wyrównana i moim zdaniem opiera się w tej chwili o około piętnaście nazwisk. Jeśli zredukowalibyśmy tę czołówkę do pięciu skoczków, myślę, że każdy z nich kręciłby się w górnej części wszystkich czterech konkursów. Wszystko zależy od warunków, w jakich rozgrywane będą zawody. Jeśli będą w miarę równe i porównywalne dla wszystkich, grono faworytów można by zawęzić. W momencie, gdy do gry wkroczy wiatr - chociażby w jednym konkursie TCS - możemy mieć niespodzianki. Czy przy obecnym systemie oceniania, punktach za wiatr i za belkę startową możliwe jest pana zdaniem powtórzenie wyczynu Svena Hannavalda z jubileuszowego 50. TCS?

- W zeszłym roku też mówiliśmy, że jest to niewykonalne, a po dwóch konkursach musieliśmy to zweryfikować, bo mieliśmy dwa zwycięstwa Andersa Jacobsena i patrzyliśmy wszyscy tylko, czy uda mu się to po raz trzeci i czwarty. Na pewno jest trudniej w obecnych czasach powtórzyć wyczyn Svena Hannavalda sprzed 12 lat. Konkurencja jest duża. Teraz nie ma zawodników, którzy odskakują rywalom o kilkanaście czy choćby kilka metrów. To wszystko jest bardzo ciasne i czasem o zwycięstwie decydują ułamki punktów. Coraz częściej mamy natomiast do czynienia z sytuacją, że zawodnik z 15. czy 20. miejsca po pierwszej serii, atakuje w finałowej podium. Nowy system punktacji sprawił, że trzeba do ostatniego skoku czekać, jakie będą ostateczne wyniki. Odczuwa pan większe zainteresowanie mediów zagranicznych faktem, że polscy skoczkowie są rewelacją i w pana podopiecznych upatruje się faworytów do zwycięstwa w TCS? - Nie jest to dla mnie nowość, bo podobną sytuację mieliśmy w zeszłym roku. Już przy poprzedniej edycji TCS zainteresowanie mediów zagranicznych polskimi skoczkami było większe niż wcześniej. W tym roku nic w tej kwestii się nie zmieniło.

Doczekamy się po 13 latach drugiego polskiego zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni?

- Niczego nie będziemy obiecywać. Przed nami treningi i kwalifikacje, a później konkurs. Idziemy po prostu robić swoje.

[b]W Oberstdorfie rozmawiał: Maciej Kmiecik  Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów narciarstwa i nie tylko! Kliknij i polub nas.

[/b]

Łukasz Kruczek ze spokojem podchodzi do spekulacji o faworytach TCS. Trener polskiej kadry uważa, że grono kandydatów do zwycięstwa jest szerokie

Źródło artykułu: