Nie w Zakopanem, nie w Wiśle, ale w Warszawie odbyło się ostatnie przedsezonowe spotkanie kadry naszych skoczków narciarskich z dziennikarzami. - Dziś ja będę was pytał - wypalił wchodząc na salę, uśmiechnięty i wyluzowany Adam Małysz. Trochę w cieniu mistrza wchodzili pozostali członkowie kadry. Wszyscy ubrani w nowe efektowne stroje sygnowane nazwiskiem mistrza Adama. - Te stroje nas wyróżniają, a przecież o to chodzi - mówił ze śmiechem, demonstrując kurtkę w szaro- czarne ciapki, czarne spodnie z naszywanymi kieszeniami i białą koszulę z kolorowymi nadrukami.
Pierwszy tegoroczny start w Pucharze Świata czeka kadrę Łukasza Kruczka za dwadzieścia trzy dni w fińskim Kuusamo. Zanim jednak będą walczyć o pierwsze punkty, kadrowicze już za kilka dni, wyjadą by trenować na śniegu. - Gdzie? Decyzję podejmiemy w ostatniej chwili. Na razie szukamy optymalnych warunków. Może to być norweskie Lillehammer, albo fińskie Rovaniemi lub Kuusamo - informował Kruczek, który był bardzo zadowolony z dotychczas wykonanej pracy. - W lecie zrealizowaliśmy wszystkie nasze plany. Powiększyliśmy tzw. kwoty startowe i teraz w Pucharze Świata może startować nie czterech, a pięciu naszych zawodników. To samo udało się uzyskać w Pucharze Kontynentalnym - ocenił młody szkoleniowiec.
Tegoroczne przygotowania dość znacznie różniły się od poprzednich. - Zmiany dotyczyły między innymi skoczni na których chłopcy skakali. Tylko 50 procent skoków oddali na dużych obiektach. Reszta to treningi na średnich albo nawet małych, dziecięcych, skoczniach. Tak można lepiej pracować nad techniką - tłumaczył szkoleniowiec. Inna zmiana dotyczyła samych przygotowań. Były bardzo urozmaicone, a zawodnicy latali nawet szybowcami. – Po prostu zależało mi na tym, by skończyć z monotonnymi ćwiczeniami. Zawodnicy powinni iść na skocznię z uśmiechem na ustach. Zresztą ta dewiza obowiązywać będzie przez cały sezon. Skoki muszą im dawać radość, a wtedy wszystko będzie łatwiejsze - mówił Kruczek.
Siedzący obok niego prezes PZN, Apoloniusz Tajner bardzo chwalił nowy sztab szkoleniowy skoczków. - Cała grupa jest - w mojej ocenie - doskonale przygotowana. Wszyscy mają jeden cel i nie boję się już teraz powiedzieć, że będzie to bardzo dobry sezon - ocenił Tajner i podkreślił, że tegorocznym celem są styczniowe mistrzostwa świata w Libercu. - Chcielibyśmy tam zdobyć medal indywidualnie i wprowadzić trzech skoczków do 30. Drużynowo będziemy walczyć o miejsce w pierwszej szóstce - dodał trener. W osiągnięciu tych celów pomoże zawodnikom współtwórca największych sukcesów Adama Małysza, fizjolog, profesor Jerzy Żołądź, z którym konsultuje się Łukasz Kruczek.
Największe zainteresowanie towarzyszyło jednak Adamowi Małyszowi. Kiedy pozostali członkowie ekipy zajadali się smakołykami przygotowanymi na obiad, mistrz cierpliwie odpowiadał na tysiące pytań. - Na początku było trudno, bo cała grupa jest ode mnie dużo młodsza, ale szybko znalazłem z chłopakami wspólny język i jest wszystko O.K. - mówił Małysz i szczerze chwalił także współpracę z Kruczkiem. - Nie tak dawno skakaliśmy razem z Łukaszem. Teraz wziął się za trenowanie i przyznaję, że robi to naprawdę dobrze. Co ważne, nie ma teraz w grupie żadnych kłopotów z komunikacją. Nikt się nie boi zgłaszania uwag, a wcześniej było z tym różnie - opowiadał. O swoją formę skoczek z Wisły jest spokojny. - oczywiście, że w pierwszych startach może być różnie. Zawsze początek sezonu jest niepewny, choćby dlatego, że warunki są bardzo zmienne. Myślę, że wszystko się wyjaśni podczas Turnieju Czterech Skoczni. Fizycznie jestem przygotowany dobrze. Po tylu latach startów ważniejsza jest jednak psychika, to ona dodaje mi "poweru" - stwierdził 31-letni Małysz i dodał, że na razie nie myśli o zakończeniu kariery, a start na olimpiadzie w Vancouver jest dla niego następnym celem. - Najważniejsze jednak, by moje kolejne skoki były wykonane perfekcyjnie.