Fizjolog kadry przyznał, że w latach 1999-2001, gdy Adam Małysz odnosił pierwsze wielkie sukcesy, jego skoki były automatyczne, a technika dostosowana do możliwości fizycznych. - Technika musi być dostosowana do możliwości motorycznych Małysza. Musi optymalnie zagospodarować jego moc. Musi dojrzewać wraz z fizyczną formą. Na to trzeba czasu - przyznał w rozmowie z Gazetą Wyborczą. 0 Po roku współpracy przyszła stabilizacja i sukcesy. Trenerzy Apoloniusz Tajner i Piotr Fijas dyskutowali, ale mówili do Adama jednym i tym samym głosem. Przez cały cykl jego sukcesów tylko oni mieli wpływ na technikę. Ja odpowiadałem za moc i zdolność wysiłkową, a doktor Jan Blecharz za kwestie psychiczne. I tak to się rozwijało. Potem przyszły zmiany trenerów. Technika była modyfikowana w zależności od tego, kto nim był i jaki miał pomysł - dodał.
Obecnie Małysz ma problemy z techniką, przez co nie może przełożyć swojej mocy na duże odległości. Pomóc może mu jedynie spokojny trening. - Trzeba ustabilizować skoki, wrócić do nawyków technicznych odpowiednich do możliwości mięśniowych i wysiłkowych. W Zakopanem powinno być lepiej. A do MŚ jeszcze prawie 50 dni.
Dla najlepszego polskiego skoczka głównym celem jest zdobycie złota olimpijskiego, jest to bowiem jedyne trofeum, którego nie ma. - Żeby było dobrze w Vancouver, powinno być dobrze także i w tym sezonie. Nie chodzi o wygrywanie każdego konkursu, ale o pewne miejsce w czołowej szóstce czy dziesiątce oraz medal na głównej imprezie poprzedzającej sezon olimpijski. Później ta grupa walczy o medale na igrzyskach - powiedział Żołądź na łamach Gazety Wyborczej.