Wojciech Potocki: Kiedy przed sezonem mówiono o szansach polskich biathlonistek, wciąż pojawiało się tylko jedno nazwisko - Gwizdoń. Skąd u najmłodszej reprezentantki taka eksplozja formy? Być w dziesiątce Pucharu Świata, to nie byle co.
Weronika Nowakowska: To nie był jakiś wystrzał formy. Wydaje mi się, że ona wzrastała systematycznie od początku sezonu. Zupełnie dobrze było już na mistrzostwach świata - mam na myśli formę biegową – bo ze strzelaniem zawsze bywa różnie. Potem przyszła uniwersjada , a po niej kilka dni odpoczynku w domu. Może to przyniosło efekt?
Przed sezonem pytałem Tomka Sikorę o sztafety. Już wtedy powiedział, że stawia na dziewczyny. No i się sprawdziło. Czwarte miejsce…
- Trzecie, trzecie. Kilka dni temu dowiedziałyśmy się oficjalnie, że po dyskwalifikacji Rosjanek za doping przesunięto nas o jedną pozycję do przodu i w Hochfilzen byłyśmy ostatecznie trzecie. (uśmiech)
No właśnie. Myśli pani, że da się to podium powtórzyć w Vancouver?
- Na pewno stać nas na dobry wynik. Jeśli nasze rywalki znaczną się mylić na strzelnicy, a my to wykorzystamy, to kto wie? Jeżeli wszystko się ułoży, Krysia Pałka od początku sezonu będzie z nami startowała, Magda Gwizdoń pokaże to co naprawdę potrafi, a do tego każda z nas zrobi jeszcze mały kroczek do przodu i poprawi formę, to może być bardzo dobry wynik. I na mistrzostwach świata, i na olimpiadzie.
Warunek to dobre strzelanie, ale wy chyba macie jeszcze rezerwy w biegu?
- W sztafecie podstawa to bezbłędne strzelanie. Be tego nie mamy co w ogóle marzyć o medalu. Jeśli zaś chodzi o bieg, to jako zespól nie tracimy zbyt dużo i wierzę, że stać nas na medal.
Poznała pani już olimpijskie trasy. Jak można je ocenić? Leżą pani czy może nie za bardzo? Justyna Kowalczyk narzekała
- Nasze są trochę inne i czułam się na nich bardzo dobrze, choć nie są wcale łatwe. Kiedy jednak jesteś w dobrej formie to każda trasa ci odpowiada i nie narzekasz.
A strzelnica?
- W Vancouver nie było jakiegoś strasznego pudłowania (śmiech), wręcz odwrotnie. W sprincie zanotowano chyba najlepsze wyniki w sezonie do aż 18 zawodniczek pobiegło na zero, a 21 miało tylko jedno pudło. Mnie strzelnica odpowiada, chociaż jest trochę "zdradziecka" jeśli chodzi o wiatr. Trzeba bardzo dokładnie obserwować chorągiewki, bo czasami wydaje się, że nie wieje, a jednak później są kłopoty.
Przygotowania do sezonu olimpijskiego zaczniecie wspólnie z Tomkiem Sikorą. Czy będziecie brać z niego przykład? A może męski biathlon to zupełnie inny świat?
- Nie powiedziałabym, że to inny świat. Tomasz jest gwiazdą nie tylko dla kibiców, ale i dla nas. Ma ogromny autorytet i doświadczenie, więc warto podpatrywać jego treningi. Często same wypytujemy go o rożne mniej lub bardziej ważne sprawy. Jak walczyć że stresem, jak dobrać narty i wiele innych ważnych drobiazgów, o których kibice nie mają pojęcia. Bardzo się cieszę, że Tomasz będzie z nami trenował, bo to nam też przyniesie korzyści.
Sikora jest mistrz i nie brakuje mu niczego. Ma sto par nart, najlepsze smary, co tylko jest potrzebne. A jak to wygląda u pani?
- Jeśli chodzi o narty to po prostu trzeba je zbierać latami. Te dziewczyny, które są w kadrze dłużej mają ich trochę więcej, ale nie możemy narzekać na sprzęt. Startujemy na Fischerach, a to nie jest wcale drugorzędne narty. Liczę na to, że jak będą lepsze wyniki to i sprzętu będzie więcej. Tomek może przebierać i stawiać firmom warunki, my jeszcze niestety nie.
Na wynik w biathlonie składa się kilka czynników. Sprzęt to jedno, forma zawodnika drugie, ale zostają jeszcze serwismeni. Czy macie tę samą ekipę co Sikora?
- Tak, serwis jest wspólny da nas i dla mężczyzn. Jest czerech serwismenów i odpowiadają za przygotowanie nart dla wszystkich.
Było tak, że nie trafili że smarowaniem?
- Wpadki zdarzają się przecież wszystkim, trenerom, zawodnikom, więc im też (śmiech). Przeżyłyśmy to podczas ostatniego Pucharu Świata, ale generalnie muszę przyznać, że mamy świetną ekipę. Szczególnie od czasu kiedy pracuje z nami Żenia Durkin. Z tego co wiem Żenia zostaje z do olimpiady i to nas bardzo cieszy.
Dotychczas w naszym kobiecym biathlonie była Magdalena Gwizdoń, która liczyła się w świecie i pojedyncze "wyskoki" innych dziewczyn. Teraz Magda spuściła z tonu, a do głosu doszłyście wy - Krystyna Pałka i pani. Jak wyglądają wasze relacje z Magdą? W końcu młode dziewczyny, zaczęły deptać po piętach i wyprzedzać mistrzynię…
- Trudno powiedzieć co czuje Magda. Mam nadzieję że w przyszłym sezonie sobie z tym poradzi i wróci do wysokiej formy. Magda jest w dalszym ciągu liderką naszej grupy, a to, że ten sezon jej się nie ułożył, nie znaczy, że przestała tą liderką być. Trenerzy, serwismeni i my same właśnie tak ją traktujemy. Ja jednak cieszę się, że mamy zgraną, coraz silniejszą grupę dziewcząt. Kibicom też chyba jest przyjemniej gdy w biegu pościgowym widzą pięć Polek, a nie jedna Magdę.
Wróćmy jeszcze do zbliżającej się olimpiady. Co będzie dla pani ważniejsze, sztafeta czy biegi indywidualne?
- Na pewno nie będziemy wybierać. W każdym starcie damy z siebie wszystko. Mieczy biegami są przerwy, więc będzie czas na regenerację, a mamy również nadzieję, że pojedzie z nami lekarz. Na pewno nie będziemy się oszczędzać specjalnie na sztafetę.
Porozmawiajmy chwilę o Weronice Nowakowskiej prywatnie. Skąd u pani - szczupłej, drobnej dziewczyny - wziął się karabin na plecach?
- Gdy byłam małą dziewczynką biegałam na nartach. Kiedy jednak skończyłam szkołę podstawową okazało się, że SMS Dusznikach Zdroju jest tylko klasa biathlonowa. Nie było wyboru (śmiech), ale nie żałuję. Biegi wydają mi się teraz trochę nudne, chociaż na początku przygody z karabinkiem byłam słabiutkim strzelcem, a rodzice i znajomi nawet mnie namawiali, bym wróciła do biegów.
I dalej jest pani lepsza w biegu?
- Nie, teraz już się chyba wyrównało. Zrobiłam bardzo duży postęp jeśli chodzi o strzelanie i zawdzięczam to przede wszystkim naszej trenerce Nadii Biełowej. Mam już trochę doświadczenia i to daje mi więcej siły psychicznej, bez której na strzelnicy ani rusz. Zresztą, w ogóle biathlon to taka dyscyplina gdzie musisz być silna niczym lwica na trasie i spokojna jak owieczka na strzelnicy. Czasami przez kilkadziesiąt sekund na strzelnicy człowiek może zepsuć to, co wypracował podczas długich minut biegu.
Jest pani studentką katowickiej AWF. Jakim sportem, oprócz biathlonu, jeszcze się pani interesuje?
- Urodziłam się Dusznikach Zdroju, więc interesuję się kolarstwem górskim, no i narciarstwem biegowym. Że sportów drużynowych preferuję siatkówkę i piłkę ręczną. No i jeszcze coś…. wędkarstwo. W wolnym czasie lubię posiedzieć z wędką i cieszyć się pięknem przyrody.
Jeszcze w zeszłym sezonie była pani w tym pucharowym, międzynarodowym towarzystwie zupełnie anonimowa. A jak to wygląda teraz? Zaczynają się z panią liczyć?
- Czasami już to widać. Zaczynają się kłaniać (śmiech), oczywiście nie w tym sensie, że jestem megagwiazdą, ale Niemki, Rosjanki czy Norweżki już mnie w tłumie zawodniczek odróżniają. Trochę wynika to również z tego, że starowałam cały sezon w tej pucharowej karuzeli. A poza tym kiedy wyniki idą w górę, to człowiek staje się bardziej rozpoznawalny, może nawet sławny (śmiech).
A najlepsze koleżanki z innych krajów?
W pokoju zawsze mieszkam z Pauliną Bobak, a jeśli chodzi o inne ekipy, to świetny kontakt mam z Czeszkami, Francuzkami i Niemką Julianne Doel. Najwięcej znajomych mam jednak z czasów juniorskich, ale muszę przyznać, że teraz koleżanek z każdym dniem przybywa (śmiech).
Macie silną grupę, więc pewnie na mistrzostwach Polski, które zaczną się w 3 kwietnia pójdzie na noże. (Rozmowę przeprowadziliśmy w przeddzień mistrzostw - przyp. red)
- To w końcu najważniejsza krajowa imprezą. Przyznam, że jestem bardzo zmęczona całym sezonem, a dziewczyny też czują w nogach wszystkie starty. Postaramy się jednak powalczyć, tym bardziej, że teraz każda wystartuje dla siebie. A faworytki? Sądzę, że pięć, sześć z nas ma szanse na złoty medal. (W pierwszej konkurencji - biegu sprinterskim, Weronika Nowakowska zajęła 4 lokatę – przyp. red.)