Żużel. Słynny polski klub na kolejnym zakręcie. Mocne słowa senatora. "Prezes strzela babola za babolem"

Jeden z najpopularniejszych klubów żużlowych w Polsce może na dłużej utknąć w niższej lidze. Już teraz ma problem z zatrzymaniem zawodników na kolejny sezon. - Uciekają z okrętu, choć walka jeszcze trwa - alarmują eksperci.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
kibice Falubazu Zielona Góra WP SportoweFakty / Łukasz Forysiak / Na zdjęciu: kibice Falubazu Zielona Góra
Przez wiele lat działacze w całej Polsce patrzyli z zazdrością na Falubaz. Zielonogórzanie za czasów prezesury Roberta Dowhana zbudowali markę, stali się najbardziej medialnym klubem w Polsce i w dodatku mieli wielkie sukcesy. Były dwa złote medale DMP (2009 i 2011), jeden srebrny (2010) i brązowy (2008). Ostatni tytuł mistrza Polski udało się wywalczyć w 2013 roku. Wtedy w środowisku mówiło się jeszcze o tzw. "magii Falubazu". Teraz pozostały po niej tylko wspomnienia.

W kolejnych latach klub nadal ścigał się w PGE Ekstralidze i nic nie zwiastowało, że znajdzie się na zakręcie. Niestety, błędne decyzje kadrowe sprawiły, że rok temu zielonogórzanie spadli z najlepszej ligi świata i zostali odcięci od wielkich pieniędzy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Działacze, na czele z Wojciechem Domagałą, zapowiadali jednak, że to sytuacja przejściowa i ich zespół pożegna się z PGE Ekstraligą tylko na rok. Awans do elity miał zostać wywalczony w trwającym ciągle sezonie 2022.

Fakty są jednak takie, że Falubaz od początku rozgrywek miał spore problemy. Drużyna zaliczyła po drodze wpadki i skończyła rundę zasadniczą na drugim miejscu, za plecami Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Nikt nie robił jednak z tego powodu tragedii, bo o awansie miała i tak zdecydować faza play-off. W niej Stelmet Falubaz trafił na H.Skrzydlewska Orła Łódź, czyli klub, którego właścicielem jest znany łódzki przedsiębiorca z branży funeralnej Witold Skrzydlewski. Niektórzy kibice już żartują, że akurat on będzie wiedział, jak zorganizować zielonogórzanom piękny pogrzeb.

ZOBACZ WIDEO Apator popełnia błąd, oddając Holdera? Rutkowska-Konikiewicz: Robił wszystko, żeby zostać

Stelmet Falubaz był zdecydowanym faworytem starcia z łodzianami, ale w minioną sobotę przegrał pierwsze spotkanie na terenie rywala aż 50:40. Rewanż w Zielonej Górze zostanie rozegrany 19 sierpnia. Niektórzy już teraz nie mają wątpliwości, że jego wynik zdecyduje o przyszłości klubu, który w przypadku porażki może czekać trudna walka o przetrwanie.

- Jeśli oni odpadną na etapie ćwierćfinału, to za rok ta drużyna będzie jechać nie o awans, ale o utrzymanie w eWinner 1. Lidze - przewiduje Robert Dowhan, były prezes Falubazu, obecnie senator RP. - Wynik 50:40 jest naprawdę niebezpieczny. Łodzianie osiągnęli na własnym torze granicę, która ma psychologiczne znaczenie. Zielonogórzanie są wprawdzie nadal faworytem, ale byłbym bardzo ostrożny. W żużlu zdecydowanie łatwiej się bronić niż atakować - dodaje Jacek Frątczak, były menedżer klubu z Zielonej Góry.

Zawodnicy już uciekają z klubu

Z jednej strony Stelmet Falubaz jest nadal w grze o awans, ale z rynku transferowego docierają bardzo niepokojące informacje na temat przyszłości poszczególnych zawodników. Lider zespołu Max Fricke ma przenieść się po sezonie do ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Bardzo prawdopodobne jest również odejście Jana Kvecha do For Nature Solutions Apatora Toruń lub Cellfast Wilków Krosno. W przypadku braku awansu na taki sam ruch może zdecydować się krajowy lider Krzysztof Buczkowski. Pod dużym znakiem zapytania stoi również przyszłość wychowanka Mateusza Tondera, który po meczu w Gdańsku otwarcie krytykował klub.

- Kiedyś zawodnicy Falubazu byli ze sobą zżyci. Była rodzinna atmosfera. A teraz wszyscy opuszczają okręt przed końcem walki. Drużyna, która chce awansować, buduje siły sponsorskie i sportowe wcześniej. Nie czeka z tym do września czy października. Proszę porównać to do tego, co dzieje się w Bydgoszczy. Poinformowali o zatrzymaniu Wiktora Przyjemskiego i sponsora tytularnego. Oni idą w zupełnie odwrotnym kierunku - tłumaczy Dowhan.

Dowhan: Zawodnicy do mnie piszą

Były prezes Falubazu zapewnia nas, że jest w stałym kontakcie z zawodnikami, którzy obecnie startują w klubie. Jego zdaniem z szatni nie płyną zbyt optymistyczne sygnały. - Nie ma magnesu, który zatrzymałby ich w Zielonej Górze na dłużej. Po każdym meczu mam korespondencję od zawodników. Jestem na bieżąco. Ona jest bardzo merytoryczna, a czasami też niecenzuralna w stosunku do obecnych władz - mówi Dowhan.

Wiele o obecnej sytuacji mówi to, co stało się z Patrykiem Dudkiem. Kiedy wychowanek odchodził po sezonie 2021 z Falubazu, to prezes Domagała opowiadał, że wróci po awansie, bo zawarł z nim dżentelmeńską umowę. Tymczasem przed końcem obecnych rozgrywek zawodnik poinformował, że zostaje w Toruniu na dwa lata.

- Takie słowa prezesa to ośmieszanie klubu. Wiem od rodziny Dudków, bo mamy dobre relacje, że przez cały sezon nikt nie zaprosił Patryka na kawę ani z nim nie rozmawiał. Ten komunikat prezesa wprawił ich wtedy w osłupienie, bo żadnego słowa nikomu nie dali. Jak można było liczyć, że ktoś wróci, skoro nie było ani jednej rozmowy? To groteska. Gdyby ta drużyna żyła, była bliska awansu i wszystkich biła, to wtedy Patryk mógłby czekać. Do czego on miałby tu dziś wracać? - pyta Dowhan.

Senator RP zwraca zresztą uwagę, że obecny szef klubu zaliczył w ostatnim czasie więcej wpadek. - Ostatnio powiedział, że Piotr Protasiewicz może kontynuować karierę. Od razu zacząłem dostawać telefony z pytaniem, o co tu chodzi, bo zawodnik przecież złożył wcześniej jasną deklarację, że po sezonie kończy z żużlem. Odpowiadałem, że lepiej poczekać na wypowiedź Piotra, bo to poważny gość. Miałem rację. Minęła chwila i okazało się, że jest kolejna wpadka. Jeśli strzela się babola za babolem, to chyba coś jest nie halo? To odbiera powagę klubowi. Nic na to niestety nie poradzę, bo nie jestem już związany z Falubazem. Trudno to jednak pojąć, bo słyszałem, że ten klub miał być prowadzony lepiej i taniej. A wyszło, jak wyszło. Szkoda, bo serce krwawi - podsumowuje Dowhan.

Dodajmy, że w ostatnich tygodniach próbowaliśmy skontaktować się Wojciechem Domagałą, by porozmawiać o sytuacji w Falubazie, ale nie odbierał od nas telefonu. O możliwość wywiadu z prezesem pytaliśmy odpowiedzialnego za komunikację z mediami Michała Kocińskiego, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

- W Falubazie niestety brakuje spójności w zakresie komunikacji. Nie jest żadną tajemnicą, że dziennikarze, także ci lokalni, narzekają na trudny kontakt z władzami klubu, a z prezesem w szczególności. Nie uważam wprawdzie, że taka osoba powinna co tydzień odpowiadać na pytania, ale należy co jakiś czas w sposób wiarygodny komunikować się z otoczeniem - przekonuje Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu, a obecnie ekspert WP SportoweFakty i lokalnych mediów w Zielonej Górze.

Czy Stelmet Falubaz Zielona Góra awansuje w tym roku do PGE Ekstraligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×