Dziennikarze założyli klub, za co groziło im zwolnienie z pracy. "Rzucą wyzwanie gigantom"

Z jednego z najsłabszych i najbiedniejszych polskich klubów w pięć lat stworzyli zespół, który jest w stanie zdziałać coś więcej, niż tylko utrzymać się w najlepszej lidze świata.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Gabriel Waliszko (w środku) i Jakub Zborowski (z prawej) zakładali klub z Krosna WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Gabriel Waliszko (w środku) i Jakub Zborowski (z prawej) zakładali klub z Krosna.
W 2018 roku Jakub Zborowski i Gabriel Waliszko byli czołowymi postaciami w żużlowej redakcji Canal+. Pierwszy z nich pracował jako reporter przy najważniejszych zawodach, a drugi prowadził studio i cotygodniowy Magazyn PGE Ekstraligi. Właśnie wtedy uwierzyli oni, że mogą w swoim rodzinnym Krośnie zbudować klub, który w krótkim czasie będzie w stanie walczyć o najwyższe cele.

Obaj długo ukrywali swoje zaangażowanie, ostatecznie za pracę na rzecz Cellfast Wilków Krosno wylądowali na dywaniku u szefa. Władze stacji zaangażowanie w tworzenie żużlowego klubu uznały za konflikt interesów. Chwilę później do wspomnianej dwójki dołączył dziennikarz Radia Rzeszów, Grzegorz Leśniak. Z całej trójki w klubie do dziś pozostał jedynie on i to on ma największy wpływ na funkcjonowanie całego ośrodka.

Z trzech pionierów pozostał już tylko jeden

Historia krośnieńskiego żużla potwierdza, że nie ma rzeczy niemożliwych. W ciągu zaledwie czterech lat klub z pozycji jednego z najsłabszych zespołów w Polsce, stał się solidnym konkurentem, który w przyszłym roku rzuci wyzwanie żużlowym potęgom w najlepszej żużlowej lidze świata. W trakcie ostatnich czterech lat pozmieniało się jednak bardzo dużo, a trzech ludzi, którzy mieli największy wpływ na powstanie i rozwój klubu, obecnie praktycznie ze sobą nie rozmawia, a realny wpływ na działalność spółki ma już tylko Leśniak.

ZOBACZ Fredrik Lindgren latem rozważał zakończenie kariery! Szczerze opowiedział o swoich problemach

- To ja wpadłem na pomysł stworzenia w Krośnie solidnego klubu, który niedługo miał bić się o awans do PGE Ekstraligi - opowiada Jakub Zborowski, który dziś jest dyrektorem marketingu w Arged Malesa Ostrów. - Pamiętam, że w kwietniu czy maju 2018 roku zadzwoniłem z takim pomysłem do kolegi z Canal+, Gabrysia Waliszko. Gdy wyjawiłem plany, spytał mnie tylko, czy coś piłem, a gdy upewnił się, że mówię serio, szybko się zgodził. Od tego czasu zaczęliśmy tworzyć plany i chodzić po sponsorach - wspomina.

Groziło im zwolnienie z pracy

- Wszystko musieliśmy robić w tajemnicy, by o naszych planach nie dowiedziały się władze Canal+. Gdy pierwsze informacje o naszym zaangażowaniu zaczęły pojawiać się w mediach, obaj zostaliśmy wezwani na dywanik. Wtedy byłem już jednak poza projektem, ale Gabryś miał problem. Jego zaangażowanie w końcu wyszło na jaw i musiał pożegnać się ze stacją - dodaje Zborowski.

Na ich inicjatywę dość szybko przystał prezydent Krosna, a duet dziennikarzy został od niego zapewnienie, że gdy tylko uzbiera budżet na poziomie miliona złotych, to miasto zakończy projekt KSM Krosno i to im powierzy opiekę nad krośnieńskim żużlem. Obaj dziennikarze zabrali się do pracy, a zbieranie potrzebnych pieniędzy okazało się nawet prostsze, niż sądzili.

Obaj mieli także spore doświadczenie przy pracy w sporcie nie tylko jako dziennikarze, ale także organizatorzy imprez sportowych. Szybko więc uwierzyli, że ich projekt zakończy się sukcesem.

Przejęcie władzy nie było eleganckie

Chwilę później w miejskim ratuszu doszło do oficjalnego przekazania władzy w krośnieńskim żużlu. - Na spotkaniu u prezydenta, po drugiej stronie pokoju za biurkiem siedzieli Waliszko i Zborowski. Nie zapomnę, że ten pierwszy zaczął wysuwać wobec nas jakieś dziwne zarzuty - wspomina wieloletni prezes krośnieńskiego klubu, Janusz Steliga. - Dwukrotnie chciałem wyjść, atmosfera była jednak daleka od idealnej. Oni chcieli przejąć nasz klub na zasadzie wy wychodzicie, a my przychodzimy. Zapomnieli, że własnością miasta był jedynie stadion, a wszystko inne to my wypracowaliśmy przez 12 lat.

W tamtych czasach KSM Krosno faktycznie był jedną z najsłabszych polskich ekip, ale działacze słynęli z racjonalnej polityki finansowej i przez lata szczycili się, że jako pierwsi uzyskiwali licencje na kolejne sezony. W klubie nie było długów, a zawodnicy chwalili sobie, że są rozliczani niedługo po zawodach. Władze KSM bały się jednak zaryzykować i maksymalny budżet, jaki udało im się zebrać, wynosił wtedy 980 tysięcy złotych. Z tego też powodu zespołowi ani razu nie udało się w sportowej walce choćby zbliżyć do awansu do I ligi.

- Byłem w szoku. Znałem tych chłopaków od dawna, mieliśmy dobre relacje, a podczas spotkań często dzieliłem się z nimi wiedzą. Z Grzegorzem Leśniakiem współpracowaliśmy najpierw jako z dziennikarzem, a potem pomagał w klubie przy szukaniu sponsorów. Gdyby wszystko odbyło się w normalny sposób, zapewne bez problemu oddalibyśmy władzę. Nie zostaliśmy potraktowani w elegancki sposób, a cała trójka cały czas podkreślała, że chce się od nas odciąć. Zborowski po jakimś czasie przepraszał za swoje zachowanie - opowiada były prezes.

Wrócił z urlopu i został wyrzucony

- Gdy mieliśmy już zebrany budżet i dopięte najważniejsze sprawy, powiedziałem Gabrysiowi, że jadę na tygodniowy urlop nad Solinę i zapowiedziałem, że będę miał wyłączony telefon. Wróciłem i praktycznie od razu zostałem zaproszony na zebranie. Zagłosowano za wyrzuceniem mnie z klubu. Nie wiem, jaki był powód, ale mogę domyślać się, że chodziło o wpływy i władzę - uważa Zborowski.

Taka decyzja była szokiem, bo w tamtym czasie Waliszko i Zborowski byli więcej niż kolegami z pracy. Jeździli wspólnie na mecze, w trakcie sezonu spędzali ze sobą mnóstwo czasu w pracy i poza nią. Dobrze znały się także ich żony.

- Od kiedy zaczęliśmy tworzyć projekt, zaczęły pojawiać się różnice zdań, ale nigdy nie spodziewałem się, że dojdzie do takiej eskalacji. Po wyrzuceniu mnie ze spółki długo się nie odzywaliśmy. Niedawno jednak wyjaśniliśmy sobie wszystko i choć nie ma powrotu do poprzednich relacji, to po awansie Wilków do PGE Ekstraligi wzajemnie pogratulowaliśmy sobie pomysłu. Dzisiaj obaj nie mamy już wpływu na klub, a prezes Leśniak nie odebrał nawet telefonu, gdy chciałem pogratulować mu wielkiego sukcesu - dodaje Zborowski.

Prezes i sponsor kolegami z jednej ławki

Kluczową postacią dla całego projektu jest obecnie właściciel firmy Cellfast, Andrzej Słabik. To kolega ze szkolnej ławki obecnego prezesa Grzegorza Leśniaka. Obaj dogadują się znakomicie. W środowisku żużlowym mówi się, że spółka Cellfast może w przyszłym roku przeznaczyć na żużel nawet cztery miliony złotych. Jeśli dodamy do tego wpływy ze sprzedaży biletów, pieniądze z PGE Ekstraligi, wsparcie innych sponsorów oraz miasta, to wychodzi, że krośnianie bez większych problemów powinni uzbierać budżet na poziomie 16 milionów złotych. Nie ma się więc co dziwić, że obecnie władze klubu przedstawiają gigantyczne oferty czołowym zawodnikom rozgrywek, a wszystko po to, by nie tylko utrzymać się w elicie, ale także osiągnąć dobry wynik. Wszystkiemu z boku przyglądają się Zborowski i Waliszko.

- Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nasz pierwotny plan udało się zrealizować w prawie 90 procentach. Oczywiście wciąż żałuję, że nie ma mnie w tym klubie, bo to był projekt, który pokochałem. Gdy zespołowi udało się awansować, wszystko minęło i czułem ogromną dumę. To w końcu ja jako pierwszy uwierzyłem, że Krosno może mieć PGE Ekstraligę - podsumowuje Zborowski.

Mateusz Puka, dziennikarz WP Sportowefakty

Czytaj więcej:
Poznaliśmy wszystkie dzikie karty na GP
Dominik Kubera poszkodowany

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×