Życie jak wciągający film. Odchodzi jeden z wielkich tego sportu
Dwa razy łamał kręgosłup. Urazów obojczyka nawet nie liczył. Miał pokiereszowane biodro i miednicę. Mimo tego w sporcie wytrwał ponad 30 lat. Ze sceny schodzi, jak w utworze Perfectu, niepokonany.
- Żużel dużo więcej mi dał, niż zabrał - ocenia na zakończenie kariery Piotr Protasiewicz. W sobotę w Zielonej Górze organizuje swój benefis. Z jazdą na żużlu żegna się jedna z największych osobowości ostatnich kilkudziesięciu lat w polskim speedwayu.
Pierwszy Polak - mistrz świata juniorów
Piotr Protasiewicz w czasach juniorskich zapowiadał się znakomicie. Co prawda w wieku 19 lat nabawił się groźnej kontuzji, ale rok później trafił do Sparty Wrocław, której prezes Andrzej Rusko po zdobyciu trzykrotnie z rzędu złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski, zapragnął mieć też w klubie mistrza świata.
- Zrozumiałem, że łatwiej będzie to osiągnąć wśród młodzieżowców i zaczęło się poszukiwanie takiego zawodnika. Stąd przyjście Protasiewicza. A były to lata, gdy szybko udawało mi się realizować zamiary. Rok po przyjściu Piotr został mistrzem świata juniorów- mówił szef wrocławskiego żużla w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".
To był wielki dzień polskiego żużla. Obecnie zdobycie złotego medalu przez Polaka nie robi już na nikim wrażenia. Przywykliśmy do takich sukcesów. W 1996 roku to było wydarzenie. Piotr Protasiewicz został pierwszym polskim mistrzem świata juniorów. Dokonał czegoś, co wcześniej nie udało się nawet Tomaszowi Gollobi.
Protasiewicz w karierze seniorskiej sięgnął po wiele laurów, ale nie zdobył nigdy medalu w mistrzostwach świata seniorów, nawet nie stanął na podium rundy Grand Prix, gdzie ścigał się w latach świetności. Zapisał się jednak w historii polskiego żużla kilkoma niezwykłymi jubileuszami. W 2019 roku zaliczył swój pięćsetny mecz w lidze polskiej. Z kolei w czerwcu 2021 roku Protasiewicz przekroczył inną okrągłą granicę - 5000 punktów zdobytych w polskiej lidze.
Powrót do domu i rezygnacja z Grand Prix
Protasiewicz to z urodzenia zielonogórzanin (ur. w 1975 r.). Gdy miał 20 lat odchodził właśnie do Sparty. Potem były jeszcze Polonia Bydgoszcz, Apator Toruń i ponownie Polonia. I gdy potem był już jedną nogą w Rzeszowie, nagle nastąpił zwrot.
- Miałem warunki dogadane z panią Półtorak - wyjaśniał w jednym z wywiadów dla WP SportoweFakty. - Gdy przyjechałem podpisać umowę, szefowa zaczęła zmieniać ustalenia. Wtedy do gry wkroczył Robert Dowhan - tłumaczył Protasiewicz.
Co ciekawe, orędownikiem powrotu do Zielonej Góry nie był nawet ojciec zawodnika. - Tata odradzał. Mówi, że nie, tu w Bydgoszczy jestem kimś, mam stabilizację. A tak pójdę, odpukać spadną, nie będzie pieniędzy i znów będę szukał. Po kilku dniach dał się namówić na rozmowy. A Dowhan wiedział, jak podejść tatę. Już do śniadania był polany dobry drink - śmieje się Protasiewicz.
W rodzinnym mieście jeździł już do końca kariery. Był jednak moment, że stanął przed ogromnym dylematem. W sezonie 2012 regulamin w polskiej lidze ograniczył możliwość posiadania w składzie drużyny zawodników z cyklu Grand Prix do jednego. Falubaz miał wtedy będącego w światowej czołówce Andreasa Jonssona. Protasiewicz z kolei w sierpniu 2011 roku wywalczył awans do cyklu SGP.
Musiał wybierać. Grand Prix lub odejście z Falubazu. Zrezygnował, ale nie z macierzystego klubu, a z walki o tytuł indywidualnego mistrza świata. - Nigdy mu tego nie zapomnę, że zrezygnował z tego dla Falubazu - mówił Dowhan, wtedy prezes klubu, obecnie senator RP.- Moje ciało nieźle się goi, co okazało się niezwykle istotne, bo tych kontuzji było w mojej karierze przecież sporo. Nie jestem wprawdzie z tych, którzy płaczą i w kółko mówią, jak było im ciężko, ale pewnie kiedyś zrobię takie podsumowanie i policzę, ile było urazów i jakich. O wielu z nich ludzie nawet nie wiedzą, a zapewniam, że miałem w karierze takie małe kryzysy, z których trzeba było się zbierać - mówił w jednym z wywiadów dla WP SportoweFakty.
- Dwa razy był złamany kręgosłup, z czego pewnie niektórzy nie zdają sobie sprawy. Do tego dochodziły złamania obojczyków, urazy bioder i miednicy. To poszło w zapomnienie, ale zapewniam, że mógłbym wyliczać długo. Najważniejsze, że za każdym razem udawało mi się wracać - wyliczał w styczniu 2022 roku Protasiewicz, a czytając te słowa aż trudno sobie wyobrazić ogrom bólu, który musiał wycierpieć sportowiec.
Rywalizacja z Tomaszem Gollobem
To była trudna i specyficzna relacja, która w latach ich świetności łączyła te dwie wybitne postaci polskiego żużla. Ambicja sportowa rozpierała jednego i drugiego. Kiedy rywalizowali, leciały iskry. Pod koniec lat 90. mówiło się, że nie przepadali za sobą. Pamiętny był m.in. finał Indywidualnych Mistrzostw Polski z 1999 roku, kiedy Gollob z Protasiewiczem spotkali się w wyścigu dodatkowym o złoty medal. Upadek zaliczył Protasiewicz. Sędzia wykluczył Golloba. Po latach wspominali tę sytuację w reportażu "Czarny charakter", emitowanym na antenie Canal+.
- Wtedy, kiedy z Piotrkiem się ścigaliśmy w biegach, zawodach czy meetingach, niestety tam zawsze były iskry. Zawsze było ciasno, na żużlu nie ma czterech metrów. Na żużlu jest maksymalnie metr lub metr dwadzieścia - powiedział wtedy Tomasz Gollob.
Z 1999 roku jest też jeszcze inny, znamienny obrazek z udziałem Protasiewicza i Golloba. Podczas Finału o Złoty Kask we Wrocławiu doszło do potwornego karambolu, w którym obok wspomnianej dwójki uczestniczył jeszcze Adam Pawliczek. Gollob z impetem przeleciał nad bandą, a Protasiewicz po zderzeniu złamał obojczyk.
Jako jeden z pierwszych pojawił się przy nim znany fotoreporter z Bydgoszczy, Jarosław Pabijan. - Piotr cierpiał i miał świadomość, że złamał obojczyk, ale lekarzom przekazał, żeby skupili się na pomocy Tomaszowi Gollobowi - wspomina wydarzenia sprzed prawie ćwierć wieku Pabijan.
On, kapitan drużyny z rodzinnego miasta, stanął na wysokości zadania. Po meczu jednak się nie cieszył. Kolega z zespołu, Rohan Tungate, nie zdołał wyprzedzić rywali. Protasiewicz wygrał, ale remis w 15. wyścigu oznaczał brak awansu.
- Czy schodzę ze sceny niepokonanym? W sumie można tak powiedzieć. Ostatni wyścig w karierze wygrałem. W meczu też zwyciężyliśmy, aczkolwiek nie udało się awansować. Co czuję? Ulgę. To był naprawdę trudny sezon. W ogóle ciężki rok dla mnie, bo na początku tego roku zmarła moja mama - mój największy i najwierniejszy kibic. To ściganie później nie było już takie, jak przez poprzednie 30 lat - mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
Nowa rola w Falubazie
Teraz legenda Falubazu otrzymała propozycję pracy w klubie jako dyrektor sportowy. Na sezon 2023 zbudował skład, który jest faworytem 1. Ligi. Innego scenariusza jak szybki powrót zielonogórzan do PGE Ekstraligi nikt w klubie sobie nie wyobraża. Protasiewicz ma jednak jeszcze jeden cel.
- Chciałbym, żeby z tego, co zaczynamy zmieniać i tworzyć w klubie, wyrośli wychowankowie, którzy w przyszłości będą rozstrzygać na korzyść Falubazu te najważniejsze mecze sezonu. Oczywiście, to się nie wydarzy z dnia na dzień czy z miesiąca na miesiąc. To kwestia lat, ale marzy mi się w przyszłości taka sytuacja - dodaje.
- Kiedy Piotrek wrócił do Zielonej Góry, zmienił się cały Falubaz. Drużyna sięgnęła do korzeni, do lat świetności i znowu po 18 latach sięgnęła po złoty medal - wspominał ówczesny prezes, Robert Dowhan.
Zobacz także:
Prezydent Zielonej Góry o skandalu z Mejzą
Kariera zawodnika Stali na rozdrożu
-
Xav Zgłoś komentarz
oczywiście znak czasu musiał odcisnąć w końcu piętno jak w przypadku Jankowskiego czy Huszczy. Legendą Zielonej Góry to jest właśnie Huszcza, tak jak dla Leszna Jankowski gdzie spędził większość kariery -
obserwator SE Zgłoś komentarz
ciebie dumny. -
Arkady Fiedler Zgłoś komentarz
tak sie tulal w tym klubie az do spadku do 1 ligi. ok ale taki jakis malo otwarty, wywyzszajacy sie - "madry" inaczej. Ciekawe jak go sie zapamieta? -
Tomek z Bamy Zgłoś komentarz
udawało mi się realizować zamiary. Rok po przyjściu Piotr został mistrzem świata juniorów- mówił szef wrocławskiego żużla w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Andrzej, dlaczego noe powiesz prawdu, ze Protasa do Sparty sciagnal Don Bartolo Czekanski. Zawsze o tym pisze w swoim felietonie i zawsze jesli jest mowa o przejsciu Piotrka do Wroclawia, to Czekanski jest pomijany w tym temacie. Chociaz raz udzielajac wywiadu wspomnij o starym, poczciwym wiarusie Czekanskim...Pozdro i z fartem. -
Saia Zgłoś komentarz
przekaże innym . Powodzenia Panie Piotrze w nowej roli i dzięki za te wszystkie lata na torze ! -
Mtb Zgłoś komentarz
Tylko Andrzej nigdy nie uciekł z klubu,jak to zrobił Protas... I proszę nie stawiać go nawet kolo Pana Andrzeja...