Złamał 30 kości, ale nie ma dość. Wielki powrót mistrza świata

Instagram / nickipedersen / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
Instagram / nickipedersen / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

W trakcie swojej kariery złamał już 30 kości, a po ostatnim wypadku był bliski wózka inwalidzkiego. Nicki Pedersen po roku przerwy wraca do PGE Ekstraligi i chce udowodnić, że zbliżając się do 48. urodzin wciąż może wygrywać z najlepszymi.

30 złamanych kości, dwukrotnie uszkodzony kręgosłup i liczba operacji, których nie jest już w stanie zliczyć - tak wygląda bilans Nickiego Pedersena. Duńczyk trzykrotnie zostawał najlepszym jeźdźcem świata, ale najlepszy okres w swojej karierze ma już za sobą. Wielu skreśliło go po koszmarnym wypadku, który miał miejsce w 2022 roku.

Pedersen doświadczony przez kontuzje

Wypadek na torze w Grudziądzu mógł sprowadzić go na wózek inwalidzki. Po dość ostrym ataku Piotra Pawlickiego, duński żużlowiec z ogromną prędkością uderzył w bandę. Efekt? Mocno uszkodzona kość biodrowa i miednica. Pedersen na długi okres musiał przyzwyczaić się do silnych leków przeciwbólowych, jego dziewczyna Anna Natascha Ohlin zamieniła się w domową pielęgniarkę.

- Większość normalnych ludzi po takim urazie ma problem, by wrócić do samodzielnego chodzenia - powiedział nam wprost Pedersen, który w szczytowym momencie zażywał nawet 25 tabletek dziennie. Morfina była nieodłącznym elementem jego życia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Błysk byłego piłkarza Barcelony! Fantastyczny gol

Do wypadku doszło w czerwcu 2022 roku, a już w październiku Pedersen ponownie trenował. Przekonywał, że zrobi wszystko, aby odzyskać pełnię sił. Tyle że w kolejnym sezonie poważny wypadek dawał o sobie znać nad wyraz często. Na trudniejszych torach w PGE Ekstralidze nie był w stanie zdobywać punktów, wycofywał się z meczów i osłabiał tym swoją drużynę - Bayersystem GKM Grudziądz.

Dlatego też w Grudziądzu podziękowali Pedersenowi za współpracę. Rok 2024 to zjazd do niższej ligi. Trzykrotny mistrz świata miał być zdecydowanym liderem Texom Stali Rzeszów w Metalkas 2. Ekstralidze. Ostatecznie był najlepiej punktującym zawodnikiem, ale cała drużyna spisywała się poniżej oczekiwań. Znów podziękowano Pedersenowi, niejako obarczając go winą za słabsze rezultaty "Żurawi".

W tym momencie wielu ekspertom wydawało się, że to koniec kariery Pedersena. Duńczyk nie otrzymywał ofert z klubów w Polsce, gdzie zarabia się największe kwoty. Zaczął wspominać o wyjeździe do Dubaju i życiu w luksusie. - Rozumiem, dlaczego moja mama chciałaby, abym zakończył karierę. To jednak moja praca. Tyle że ona się skończy któregoś dnia. Za dwa, trzy lata - stwierdził w "Ekstrabladet".

Wielki powrót

Ku sporemu zaskoczeniu kibiców, Pedersen ostatecznie znalazł pracodawcę w PGE Ekstralidze. Po rocznej przerwie znów zobaczymy go w najlepszej lidze świata - zgłosił się po niego Innpro ROW Rybnik. Beniaminek uznał, że warto podjąć ryzyko z byłym mistrzem świata, który zwłaszcza w meczach domowych może być wartością dodaną.

- Tajemnicą jego sukcesu jest niewiarygodna determinacja. Teoretycznie po każdej poważniejszej kontuzji powinien wracać słabszy, ale on tak bardzo przykładał się do rehabilitacji, że stawał się jeszcze mocniejszy - powiedział nam fizjoterapeuta Piotr Lutowski, który współpracował z Pedersenem w Grudziądzu.

- Osiągnąłem wszystko, co chciałem. To było fantastyczne i nadal mam w sobie pasję do żużla - powiedział wprost Pedersen, który zasłynął z brawurowej jazdy, czasem na pograniczu faulu. Zbliżając się do 48. urodzin ma świadomość, że wycisnął karierę niczym cytrynę. Nawet w rodzinie przyznawali, że jego brat Ronnie ma większy talent. Tyle że Nicki miał większą determinację.

Kariera Pedersena w tym momencie zatacza koło. To właśnie będąc zawodnikiem klubu z Rybnika zdobył pierwszy tytuł mistrza świata w sezonie 2003. Była to wtedy ogromna niespodzianka. Takim samym zaskoczeniem byłoby teraz utrzymanie się "Rekinów" w PGE Ekstralidze.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty