30 złamanych kości, dwukrotnie uszkodzony kręgosłup i liczba operacji, których nie jest już w stanie zliczyć - tak wygląda bilans Nickiego Pedersena. Duńczyk trzykrotnie zostawał najlepszym jeźdźcem świata, ale najlepszy okres w swojej karierze ma już za sobą. Wielu skreśliło go po koszmarnym wypadku, który miał miejsce w 2022 roku.
Pedersen doświadczony przez kontuzje
Wypadek na torze w Grudziądzu mógł sprowadzić go na wózek inwalidzki. Po dość ostrym ataku Piotra Pawlickiego, duński żużlowiec z ogromną prędkością uderzył w bandę. Efekt? Mocno uszkodzona kość biodrowa i miednica. Pedersen na długi okres musiał przyzwyczaić się do silnych leków przeciwbólowych, jego dziewczyna Anna Natascha Ohlin zamieniła się w domową pielęgniarkę.
- Większość normalnych ludzi po takim urazie ma problem, by wrócić do samodzielnego chodzenia - powiedział nam wprost Pedersen, który w szczytowym momencie zażywał nawet 25 tabletek dziennie. Morfina była nieodłącznym elementem jego życia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Błysk byłego piłkarza Barcelony! Fantastyczny gol
Do wypadku doszło w czerwcu 2022 roku, a już w październiku Pedersen ponownie trenował. Przekonywał, że zrobi wszystko, aby odzyskać pełnię sił. Tyle że w kolejnym sezonie poważny wypadek dawał o sobie znać nad wyraz często. Na trudniejszych torach w PGE Ekstralidze nie był w stanie zdobywać punktów, wycofywał się z meczów i osłabiał tym swoją drużynę - Bayersystem GKM Grudziądz.
Dlatego też w Grudziądzu podziękowali Pedersenowi za współpracę. Rok 2024 to zjazd do niższej ligi. Trzykrotny mistrz świata miał być zdecydowanym liderem Texom Stali Rzeszów w Metalkas 2. Ekstralidze. Ostatecznie był najlepiej punktującym zawodnikiem, ale cała drużyna spisywała się poniżej oczekiwań. Znów podziękowano Pedersenowi, niejako obarczając go winą za słabsze rezultaty "Żurawi".
W tym momencie wielu ekspertom wydawało się, że to koniec kariery Pedersena. Duńczyk nie otrzymywał ofert z klubów w Polsce, gdzie zarabia się największe kwoty. Zaczął wspominać o wyjeździe do Dubaju i życiu w luksusie. - Rozumiem, dlaczego moja mama chciałaby, abym zakończył karierę. To jednak moja praca. Tyle że ona się skończy któregoś dnia. Za dwa, trzy lata - stwierdził w "Ekstrabladet".
Wielki powrót
Ku sporemu zaskoczeniu kibiców, Pedersen ostatecznie znalazł pracodawcę w PGE Ekstralidze. Po rocznej przerwie znów zobaczymy go w najlepszej lidze świata - zgłosił się po niego Innpro ROW Rybnik. Beniaminek uznał, że warto podjąć ryzyko z byłym mistrzem świata, który zwłaszcza w meczach domowych może być wartością dodaną.
- Tajemnicą jego sukcesu jest niewiarygodna determinacja. Teoretycznie po każdej poważniejszej kontuzji powinien wracać słabszy, ale on tak bardzo przykładał się do rehabilitacji, że stawał się jeszcze mocniejszy - powiedział nam fizjoterapeuta Piotr Lutowski, który współpracował z Pedersenem w Grudziądzu.
- Osiągnąłem wszystko, co chciałem. To było fantastyczne i nadal mam w sobie pasję do żużla - powiedział wprost Pedersen, który zasłynął z brawurowej jazdy, czasem na pograniczu faulu. Zbliżając się do 48. urodzin ma świadomość, że wycisnął karierę niczym cytrynę. Nawet w rodzinie przyznawali, że jego brat Ronnie ma większy talent. Tyle że Nicki miał większą determinację.
Kariera Pedersena w tym momencie zatacza koło. To właśnie będąc zawodnikiem klubu z Rybnika zdobył pierwszy tytuł mistrza świata w sezonie 2003. Była to wtedy ogromna niespodzianka. Takim samym zaskoczeniem byłoby teraz utrzymanie się "Rekinów" w PGE Ekstralidze.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty