Po bandzie: Parszywa siódemka [FELIETON]

WP SportoweFakty / Julia Lambert / Na zdjęciu: Artiom Łaguta na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Julia Lambert / Na zdjęciu: Artiom Łaguta na prowadzeniu

- Łaguta przeżywa swoje cudowne lata, jeśli można tak określić człowieka wyrzuconego z Grand Prix, któremu nie pozwolono do końca skonsumować tytułu i stanąć w obronie trofeum - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

Meczycho, widowicho, mecz sezonu - różnie określacie niedzielny mecz Pres Grupy Deweloperskiej Toruń z Betard Spartą. I faktycznie, było to starcie na poziomie, którego raczej nie doświadczysz przy okazji... indywidualnych mistrzostw świata. Tam przecież nie startują Artiom Łaguta czy Emil Sajfutdinow.

W ostatnich latach Toruń kojarzył się raczej z serią porażek, nieudanych projektów, sportowych upokorzeń. Aż w końcu pojawił się projekt dorównujący klasą tamtejszemu obiektowi. Taki Mikkel Michelsen nie ma zapewne poczucia - jak w Częstochowie - że wynik wisi na barkach jego i kolegi Madsena. Bo filarów jest więcej. Za to mniej złej krwi. Z takimi chłopakami jak Sajfutdinow czy Dudek idzie się po ludzku dogadać. Z Lambertem zapewne też, choć podpadł mi stwierdzeniem, że z menedżerem Sawiną miał dobry kontakt dopóki ten nie zmienił go w jednym biegu. W każdym razie jestem przekonany, że menedżer Baron, jako duchowy przywódca Aniołów, zadba o to, by w drużynie działo się dobrze i było wesoło. Potrafi to robić, ten znany ironista.

ZOBACZ WIDEO: Dwa powody. To dlatego Zmarzlik jest wierny Motorowi

Daleki jestem od wpadania w zachwyt po jednym meczu na własnym torze, niemniej siła torunian powinna się uwidaczniać w kolejnych meczach. A jeśli Jan Kvech uzna, że warto, by Baron miał nie czterech, lecz pięciu kandydatów do wyścigów nominowanych, to są tam tacy, co potrafią oddać koledze wyścig. Dla przykładu, znany jest z tego Sajfutdinow. Nawiasem mówiąc, nie jest on jeszcze w swojej najlepszej dyspozycji. Łaguta potrzebował niespełna kółka, by go dopaść, a powinien się męczyć dłużej.

No ale Łaguta przeżywa swoje cudowne lata, jeśli można tak określić człowieka wyrzuconego z cyklu Grand Prix, któremu nie pozwolono do końca skonsumować tytułu mistrza świata, tzn. stanąć w obronie trofeum. Jeszcze dekadę temu był tylko młodszym bratem Grigorija. Tym mniej odważnym i tym bardziej miękkim, którego najwięksi się nie bali. Grigorij był twardym Witalijem Kliczką, który nigdy nie zaznał nokautu, natomiast Artiom jego młodszym bratem, Władimirem. Mniej charyzmatycznym, bardziej płochliwym. Aż tu nagle przyszedł rok 2021. I okazało się, że to Artiom dorósł do roli wielkiego mistrza. Twardego, pewnego siebie, któremu kolejne wygrane w Grand Prix nie pętają nóg - w obliczu szansy na złoto - tylko go napędzają.

I ten stan trwa do dziś. Łaguta to jeden z najlepszych transferów w historii WTS-u, konkurować z nim mogą tylko Tommy Knudsen i Tai Woffinden. Jest odporny i psychicznie, i na ból fizyczny. Napalony na rywalizację. I ma sportowe podejście do zawodu. Wystarczy wspomnieć, jak bardzo mu zależało, by przed rokiem minąć Zmarzlika w klasyfikacji na najskuteczniejszego zawodnika PGE Ekstraliga. Nie miał szansy, by zostać globalnym championem, więc został jedynką najlepszej ligi świata.

Łaguta był w Toruniu fenomenalny, choć sama zdobycz punktowa (13 oczek w sześciu startach) aż tak bardzo tego nie oddaje. Co pokazuje, na jak trudnym terenie przyszło się wrocławianom ścigać. Nie ma w tym nic dziwnego, że w jednym wyścigu robisz show, a w drugim przegrywasz 1:5. Bo gdy ze startu ucieknie ci Dudek z Sajfutdinowem lub Michelsen z Lambertem, to najprościej jest ich mijać z… perspektywy trybun lub też kanapy. Dokąd nie sięga szpryca. Na torze jest nieco trudniej, a czas leci niezwykle szybko. Stąd też tak blady występ Brady’ego Kurtza. W Toruniu był pewnie spięty, ale też - moim skromnym zdaniem - nieco za grzeczny. Bo jednak PGE Ekstraligą trzęsą rozbójnicy. Gdy Kowalski jechał przed Sajfutdinowem, to dojeżdżał do płotu, przecinał rywalowi optymalny tor jazdy, nadstawiał mu kółko. Brady był dżentelmenem, a ten występ mógł zachwiać jego pewnością siebie. Za chwilę powinien jednak wrócić do równowagi. Najbliższy mecz ze Stelmet Falubazem to chyba dobry moment, by pokrążyć nieco po orbicie Olimpijskiego, pokazać inną twarz i inną prędkość, uspokoić kibiców.

No i niedziela należała też do rybniczan. Miło było patrzeć, jak na tamtejszym stadionie zapełniły się nawet te siedziska, na które w ostatnich latach nie było chętnych.

Był taki świetny wojenny film traktujący o II wojnie światowej - "Parszywa dwunastka". O dwunastu żołnierzach, de facto kryminalistach. Albo skazanych na egzekucję, albo na dożywocie. Mieli zaatakować zamek we Francji, gdzie urlopowali się wysocy rangą oficerowie niemieccy. Jednocześnie, jako skazańcy, nie mieli nic do stracenia. Za to wiele do zyskania. W razie powodzenia akcji obiecano im amnestię. Tych niesubordynowanych zbirów o różnych charakterach, mających za nic rozkazy i zakazy, miał okiełznać major grany przez Lee Marvina.

Innpro ROW trochę mi ich przypomina. To taka parszywa siódemka. Emerytowani mistrzowie, skłóceni ze sobą rywale z zaszłościami, niechciani w innych klubach, do tego artyści i dziwacy. Skazani na siebie. Odrzuty z rynku, których do akcji "obrona PGE Ekstraligi" wytypowali major Mrozek i sierżant Żyto. No i co? No i pokażcie mi drugiego takiego, co w wieku 48 lat wygrywał biegi w PGE Ekstralidze. Ani nie Gollob, ani Hancock, ani też Holta i Protasiewicz. Oczywiście, pretensje Nickiego do kolegi Tungate'a były absurdalne, no ale to przecież… parszywa siódemka.

Poza tym nigdy nie słyszałem, by Nicki narzekał, że jest niedopasowany. To gość z innej gliny. Pewnie, że jako żużlowiec już niekompletny, lecz w dogodnych warunkach - maszynka do robienia punktów.

Podobało mi się postawienie sprawy w ten sposób, że bez względu na wszystko to skład nie na jedno, lecz na dwa najbliższe spotkania. By zdjąć nieco presji ze skazańców. Choć bez wątpienia mniej się to spodobało Czugunowowi. No ale… skoro zablokowałeś mnie w social mediach, Gleb, to teraz radź sobie sam.

Rybniczanie powinni też dziękować Bogu, że ich niedawny sparing w Zielonej Górze doszedł do skutku, że nie został odwołany np. z powodu złych warunków pogodowych. Bo dzięki temu właśnie rzutem na taśmę wstawili do składu Tungate'a.

Ojca sukcesu.

Wojciech Koerber

Komentarze (6)
avatar
bun
17.04.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Zwyzywanie Ruskich od Kliczków, to zdecydowanie policzek sezonu. 
avatar
Bóg jest miłością
17.04.2025
Zgłoś do moderacji
6
1
Odpowiedz
Szczęść Boże, dzisiaj Wielki Czwartek, czytajcie Ewangelię i módlcie się. 
avatar
Vlod
16.04.2025
Zgłoś do moderacji
11
7
Odpowiedz
Zachwyty nad ruskimi bandytami wstyd przynoszą... 
avatar
Michał Mikelsen
16.04.2025
Zgłoś do moderacji
5
4
Odpowiedz
Powinno być: artykuł sponsorowany
Już peany na czesc Torunia, wcześniej Wrocławia.
Łekspert.
Poczekaj pan na wyjazdy i się zacznie szukanie 
avatar
Asfodell
16.04.2025
Zgłoś do moderacji
8
6
Odpowiedz
Ale przecież Kurtz jechał ostro, tylko nie łapiąc się na szprycę naszych liderów, 2 razy był blisko wkomponowania kolego z pary w baloty. 
Zgłoś nielegalne treści