Bayersystem GKM Grudziądz zanotował fantastyczną inaugurację sezonu. Drużyna z kujawsko-pomorskiego wygrała w Częstochowie aż 51:39, czym wysłała sygnał do innych klubów, że będzie trzeba się z nią w tym roku liczyć. Ważne punkty do wyniku Gołębi dołożył jedyny nowy nabytek Jakub Miśkowiak.
- Fajnie rozpoczęliśmy sezon, jako drużyna. Od siebie wymagam jeszcze więcej. Zrobiony przeze mnie rezultat nie odzwierciedla tego, co potrafię naprawdę. Ale tak się wszystko poukładało. W pierwszych swoich biegach jechaliśmy z kolegami na 5:1, lecz traciłem pozycje. Brakowało momentami prędkości - mówił w rozmowie z ekstraliga.pl.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Cegielski, Pawlicki, Dudek i Świst
Po trzecim starcie wydawało się, że u zawodnika doszło do przełamania, ponieważ udało mu się zwyciężyć. I to nie z byle kim, ponieważ za swoimi plecami przywiózł lidera Krono-Plast Włókniarza – Jasona Doyla.
- Czułem wtedy prędkość, tak samo za sobą Jasona. Starałem się dobierać dobre linie, żeby dowieźć do mety trzy punkty. Niestety w następnym wyścigu zdarzyła się wpadka w postaci "zera". Wiem, co zrobiłem źle. Niepotrzebnie bowiem ponownie zmieniłem ustawienia - wyjaśnił Miśkowiak.
We wspomnianym meczu kibice zgromadzeni na stadionie mogli przypomnieć sobie czasy, kiedy popularny "Misiek" zdobywał punkty dla ich zespołu. - Mam w Częstochowie cały czas fajny kontakt z ludźmi. Wracam tam zawsze z uśmiechem na twarzy. Lubię wracać do tego miasta – przyznał zawodnik GKM-u.
Czy w takim wypadku jest szansa na to, że jeszcze jeszcze kiedyś wystartuje przy ul. Olsztyńskiej z Lwem na plastronie?
- Nigdy nie mówię "nie". Tym bardziej, że - można powiedzieć - spędziłem w tym mieście początki swojej kariery. De facto wychowałem się w częstochowskiej drużyny. Częstochowski tor jest moim domowym. Dużo zawdzięczam temu klubowi – zakończył Miśkowiak.