W Polsce zarobił miliony. Mistrz wyłamuje się logice medycyny

Instagram / nickipedersen / Na zdjęciu: Nicki Pedersen po wypadku w Danii w 2023 roku, po którym zdiagnozowano u niego dziurę w płucu
Instagram / nickipedersen / Na zdjęciu: Nicki Pedersen po wypadku w Danii w 2023 roku, po którym zdiagnozowano u niego dziurę w płucu

Nicki Pedersen przez ponad 30 lat swojej kariery odniósł mnóstwo kontuzji. Wielokrotnie łamał sobie różne kości. Od kilku sezonów wróżą mu koniec kariery. Niedawno prawie wylądował na wózku. Mimo tego wrócił i jeszcze raz jest prawdziwą gwiazdą.

Jest bez wątpienia jedną z największych ikon żużla, tak samo kochaną przez fanów, jak i znienawidzoną. W Danii, gdzie "czarny sport" od dawna nie pojawia się na pierwszych stronach gazet, traktuje się go jak gwiazdę czy celebrytę. Przez lata doznał kilkudziesięciu kontuzji, po których połowa ludzi nie wróciłaby nawet do amatorskiego sportu.

Nicki Pedersen to jednakże człowiek wyłamujący się logice medycyny. 30 złamanych kości, dwa urazy kręgosłupa i mnóstwo operacji, których nie da się już zliczyć. W czerwcu 2022 roku mocno uszkodził kość biodrową i miednicę. Groził mu nawet wózek inwalidzki. Zażywał nawet 25 tabletek dziennie. Nie poddał się i znów wsiadł na motocykl.

- Większość normalnych ludzi po takim urazie ma problem, by wrócić do samodzielnego chodzenia - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Michael Jepsen Jensen zachwyca żużlowy świat. Duńczyk zdradza swój sekret

Kariera nad przepaścią

Łatwo jednak nie było. Sezon 2023 to być może najgorszy, a na pewno jeden z najgorszych okresów w karierze Duńczyka. Poważny uraz dawał o sobie znać. Pedersen miał często kłopoty z przejechaniem czterech okrążeń. Gdy zobaczyły to inne drużyny, starały się na mecze przeciwko GKM-owi Grudziądz, którego barwy reprezentował, przygotowywać wymagający tor. W efekcie pierwszy raz od sześciu lat zanotował średnią poniżej dwóch punktów na jeden bieg.

Konsekwencją było zakończenie współpracy z klubem z województwa kujawsko-pomorskiego. Jednak to nie wszystko. Po raz pierwszy od 2003 roku urodzonego w Odense żużlowca zabrakło na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Każdy z elity bał się zaproponować mu umowę. Zszedł klasę niżej.

Na sezon 2024 Pedersen hucznie powrócił do Stali Rzeszów. Był to prawdziwy hit transferowy, o którym mówiło się przez wiele dni. Duńczyk miał być gwiazdą na zapleczu PGE Ekstraligi i jednocześnie liderem zespołu. To drugie zadanie spełnił, ale i tak spodziewano się po nim więcej. Szczególnie że mówimy o trzykrotnym indywidualnym mistrzu świata.

Po sezonie 2024 nie podpisał nowego kontraktu ze Stalą Rzeszów. Pojawiło się pytanie, co dalej. Po pierwsze, miał wtedy 47 lat. Po drugie, nadal posiadał dość wysokie wymagania finansowe. Po trzecie, nigdy nie było wiadomo, co z jego stanem zdrowia. Wielokrotny medalista mistrzostw świata to jednak prawdziwy showman.

Pedersen znów jest gwiazdą

Zamiast zawiesić kevlar na kołku, jesienią ub. roku związał się z ekstraligową drużyną. Konkretnie Innpro ROW-em Rybnik. Aczkolwiek to nie było ważne. Najistotniejszy był fakt, że praktycznie wyrzucany już z żużla Pedersen jeszcze raz spowodował, że wielu kibicom oraz ekspertom szczęki opadły na ziemię. Co więcej, 48-latek ponownie zachwyca cały świat.

Człowiek, który w swoim życiu połamał sobie prawie wszystko, co możliwe. Człowiek, który zażył zapewne tysiące tabletek przeciwbólowych. Człowiek, któremu od kilku lat wróży się koniec kariery, wrócił do PGE Ekstraligi i wjechał do niej z drzwiami. Nie jest jej najlepszym zawodnikiem, ale jednym z czołowych. W tej chwili posiada średnią 2,273 "oczka" na jeden wyścig, co daje mu 12. miejsce na liście klasyfikacyjnej.

Na inaugurację ligi poprowadził ROW do tryumfu, a na torze wygląda tak, jakby był kilkanaście lat młodszy. - Cały czas dąży do jak najlepszej jazdy, chce być najlepszy. Widać, że jest zaangażowany i pragnie w tym roku osiągnąć jak najlepszy wynik - mówi nam Piotr Żyto, obecny szkoleniowiec Duńczyka.

Trudny charakter i wzór w jednym

Pedersen już w pierwszym meczu pokazał to, z czego słynie najbardziej - z ogromnej determinacji i wybuchowości. Po jednym z wyścigów dość ostro dyskutował ze swoim kolegą - Rohanem Tungate'em. Po kilku minutach obaj się pogodzili. - On się już nie zmieni. Czasami wybuchnie, lecz później przybije piątkę i wszystko jest w porządku. On żyje zawodami, lecz potem przeprasza - zdradza nasz rozmówca.

Ofiarami żużlowca były już kaski, gogle, rękawiczki, ścianki, motocykle i wiele innych przedmiotów. Na tej liście są również jego mechanicy, którzy niejednokrotnie muszą słuchać krzyków swojego przełożonego oraz rywale. Obecnie 48-letni jeździec wdawał się w kłótnie z największymi zawodnikami, jak Greg Hancock czy Chris Holder. Z tym drugim zresztą w sezonie 2025 reprezentują rybnicką drużynę.

Jednocześnie Nicki Pedersen może być wzorem do naśladowania w kwestii profesjonalizmu. O jego niesamowitym podejściu do "czarnego sportu" można usłyszeć od każdego, kto z Duńczykiem współpracował. Zawsze chętnie pomoże i podpowie. Interesuje się tym, co dzieje się w klubie. Jak przyznaje Piotr Żyto, 48-latek potrafi też spojrzeć na pewne kwestie z perspektywy szkoleniowca. A to istotne, bo przecież sam od kilku lat jest selekcjonerem Danii. Zapewne ta praca także wiele mu dała.

Do tego to jeden z najwybitniejszych żużlowców w historii. Trzykrotny indywidualny mistrz świata. Łącznie ma siedem medali Grand Prix. Do tego trzeba dorzucić 13 krążków z czempionatu drużynowego, w tym cztery te najcenniejsze. Posiada też cztery medale Indywidualnych Mistrzostw Europy. Lista sukcesów jest po prostu ogromna.

Dba również o swoje zabezpieczenie finansowe. Niedawno kupił mieszkanie w Dubaju. Tam zresztą najpewniej zamieszka po karierze. Może sobie na to jednak pozwolić. Przez lata, pracując w Polsce od 1999 roku, zarobił w naszym kraju grube miliony złotych (kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt mln zł). W końcu tylko w samym zeszłym sezonie wystawił faktury na około 1,5 miliona złotych, w tym ma realną szansę na jeszcze większe wynagrodzenie.

Pedersena się kocha albo nienawidzi. Jedni darzą go ogromnym szacunkiem, inni mniejszym. Mimo wszystko wraz z kolejnymi sezonami coraz więcej osób powtarza, że chce cieszyć się jazdą Duńczyka, póki jest taka opcja. Spora grupa fanów i ekspertów powtarza, że po zakończeniu kariery, zatęsknią za nim wszyscy. Na szczęście nadal nie wiadomo, kiedy się to wydarzy. 48-latek ma teraz jeden cel - utrzymać Innpro ROW w PGE Ekstralidze. Zadanie bardzo trudne, ale kto wie, czy po raz kolejny nie zostanie bohaterem.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (15)
avatar
Revan
24.04.2025
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Wiele informacji podawanych przez polskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Republikę Polską. 
avatar
Fanatyk__Śląska___Wrocław
24.04.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wyłamuje to się Tai Tai Woffinden 
avatar
nietypowy lol
24.04.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
po co leży w łóżku i się szyderczo się uśmiecha, lol 
avatar
Wroclove
23.04.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nicki inny niż wszyscy .,,, niczym balinski torowy bandyta w swoim wydaniu a po za torem hm nie znam gościa
Pozdro dla wszystkich 
avatar
Kot Ulung
23.04.2025
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Nicki spoko gość ! Mam nadzieję że jeszcze długo będzie cieszył swoją jazdą no i oczywiście bez kontuzji ! 
Zgłoś nielegalne treści