Przed pięcioma laty Włókniarz Częstochowa miał takie trio młodzieżowców: Jakub Miśkowiak, Mateusz Świdnicki i Bartłomiej Kowalski. Dwaj pierwsi posiadali w zasadzie abonament na miejsce w składzie, zresztą radzili sobie obiecująco. Kowalski również był wtedy obiecujący, jednak nie mógł się dopchać na tor. Koledzy jeździli, a on zostawał po niewłaściwej stronie bandy. W parku maszyn.
Gdzie dziś jest Kowalski, a gdzie koledzy, mniej więcej wiemy. Czego nie zauważam, rzecz jasna, z satysfakcją, że kariery Miśkowiaka i Świdnickiego przystopowały. Wręcz przeciwnie. Trzymam kciuki za tych chłopaków, zwłaszcza za Świdnickiego, bo jego sportowa dusza bardzo musi w ostatnim czasie cierpieć. Porażka goni porażkę, upokorzenie goni upokorzenie, ciężko to znosić. Współczuję temu chłopakowi i chciałbym, by życie mu w końcu oddało.
ZOBACZ WIDEO Zaprezentowali nagranie na swoją obronę. Krzysztof Cegielski wyjaśnia
Misiek jest jednak na innej półce. Pozycja U24 rozpostarła nad nim parasol ochronny, dzięki któremu nie opuścił jeszcze PGE Ekstraligi. Dużo zarabia i dużo jeździ, budowany przez kolejnych trenerów i wybudzany z zimowego snu. Ma się nawet nieźle.
Powtórzę, wspominam o tym nie dlatego, by kopać leżących i potykających się, lecz by podkreślić sukces Kowalskiego. Chłopaka, który swoje w życiu odsiedział, lecz się nie poddał, tylko wykorzystał szansę, gdy w końcu się pojawiła. To on z tej trójki jeździ dziś w najlepszym klubie, to on trafił do reprezentacji kraju i on będzie reprezentował Polskę w eliminacjach do indywidualnych mistrzostw Europy.
Niektórzy twierdzą, że aby w niebezpiecznym sporcie odnieść sukces, to trzeba być biednym. I dzięki temu mieć motywację, by z tej biedy próbować wyjść. To nie jest jednak przypadek Kowalskiego. Wręcz przeciwnie. To chłopak bardzo dobrze sytuowany rodzinnie, nie musi jeździć na żużlu za pieniędzmi. A jednak jeździ brawurowo, niekiedy na pograniczu. Goni nie za forsą, lecz za sukcesami, czyli jest to sportowiec pełną gębą.
I być może ta odwaga właśnie robi różnicę na tle kolegów, którzy wpadli w turbulencje. Co też nie jest żadnym powodem do wstydu. Wręcz przeciwnie, gdy heroicznie próbuje się walczyć z demonami i przezwyciężać problemy.
Kowalski ma jeszcze tę zaletę, że jednym z rodzinnych biznesów jest wytwórnia pysznych wyrobów wędliniarskich, którymi obdarowuje kolegów i ludzi ze środowiska. Jeszcze przed poniedziałkowym Złotym Kaskiem chodził po opolskim parku maszyn z reklamówką pełną szyneczek i niczym wielkanocny zajączek rozdawał prezenty. Ale na torze nie jest to żaden zajączek, jak zwykło się nazywać zawodników obdarzonych wybitnym refleksem pod taśmą i mniej wybitnymi cechami wolicjonalnymi w dalszej fazie rywalizacji. Za to poza torem chłopak jest grzeczny, pokorny i niekonfliktowy, stąd lubiany przez środowisko.
Żeby jednak nie było tylko słodko i smacznie. Gdy przed rokiem Kowalski wyjeździł w PGE Ekstralidze średnią 1,777 (22. miejsce w rankingu), złożyła się na to domowa na poziomie 2,167 i marna wyjazdowa - 1,270. Z podobnymi ciężarami bezskutecznie mocował się na obcych torach Andrzej Lebiediew - 2,172 i 1,241. A ten sezon rozpoczął się dla Bartłomieja podobnie. Kapitalny występ na Olimpijskim ze Stelmet Falubazem Zielona Góra - 12+1 (3,3,1,3,2*) poprzedził mniej udany w Toruniu - 3+1 (0,1*,2,0). Wczoraj doszła jeszcze zakończona przygoda z indywidualnymi mistrzostwami Polski - na szczeblu rzeszowskiej ćwiartki. Jest więc przestrzeń do poprawy, by łatka lokalnego championa nie przykleiła się zbyt mocno.
W każdym razie Kowalski krok po kroku zdobywa teren i być może będzie coraz częstszym gościem - nie tylko gospodarzem - w wyścigach nominowanych. W spotkaniu z Myszką Miki stało się to kosztem Macieja Janowskiego, który dzień po dniu dostał pstryczka w nos. Bo nazajutrz ponownie w Opolu. Zimą najwięcej tekstów w branżowej prasie poświęcono odpowiedzi na pytanie, czy powinien pojechać w tym Złotym Kasku. Oczywiście, że powinien, zapracował sobie na to latami starań i sukcesów. I tak się stało, dzięki czemu nikt nie będzie mógł powiedzieć, że to osoby trzecie zakończyły Maciejowi karierę międzynarodową. Natomiast ostatnie miejsce w finale jest z pewnością bolesne. Tak jak i początek sezonu dla innego doświadczonego zawodnika, Janusza Kołodzieja.
Kto wie, może zbliża się nieuchronna w sporcie zmiana warty. Na swojskiego chłopaka chowanego nie tylko na diecie pudełkowej, ale też na porządnej kiełbie.
Choć jeszcze nie raz i nie dwa doświadczenie wskaże challengerowi miejscu w szyku.
Wojciech Koerber
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)