Piotr Pawlicki w niedzielnym meczu Krono-Plast Włókniarza Częstochowa z Gezet Stalą Gorzów imponował wyjściami spod taśmy, a nawet kiedy nie odjechał rywalom już na tym etapie, to szybko przedzierał się na dystansie. Równie dobrze radzili sobie jego koledzy i było widać olbrzymie zmiany w zespole Włókniarza.
- Wszystko w miarę zadziałało tak, jak powinno. Na meczu z Bayersystem GKM-em Grudziądz też był tor jednakowy dla wszystkich. Po prostu mieliśmy słabszy dzień, a tym razem to się odwróciło na naszą korzyść - przyznał Piotr Pawlicki w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Cieślak wskazał na Kołodzieja. Jego diagnoza może przerażać
Kacper Woryna mówił po meczu, że zdarza mu się czasem jeździć na pamięć i to nie wychodzi mu na dobre. - Ja tu przyjeżdżałem raz w roku, a Kacper jeździ tu już od kilku lat. Ja się cały czas tego toru uczę i będę to robił na pewno przez cały sezon - skomentował nasz rozmówca.
Dla Piotra Pawlickiego niedzielne starcie przeciwko Gezet Stali Gorzów było o tyle ważne, że od 28 września 2020 roku czekał na komplet punktów w meczu PGE Ekstraligi. Zatem po 1672 mógł wyzerować licznik.
- Dobrze mi się jechało i osiągnęliśmy zadowalający wynik drużynowy, więc jest na pewno uśmiech na twarzy po tym meczu. To jednak było i minęło. Przeanalizujemy w busie z teamem oraz z trenerem, ale idzie w zapomnienie, bo zaraz przed nami kolejne spotkanie - mówił lider Krono-Plast Włókniarza.
30-latek nie ukrywał w rozmowie z mediami, że przerzucił bardzo dużo sprzętu, aby poprawić wyniki i nie był w stanie sam powiedzieć, czy kiedykolwiek w karierze tyle zmieniał.