Skończył na wózku. Przez lata zarobił w Polsce miliony złotych

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan. / Na zdjęciu: Darcy Ward i Leigh Adams
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan. / Na zdjęciu: Darcy Ward i Leigh Adams

Leigh Adams na początku XXI wieku był jednym z najlepszych żużlowców świata. Większość swojej kariery spędził w Unii Leszno i został nawet honorowym obywatelem miasta. W 2011 roku trenował do innej dyscypliny, co skończyło się prawdziwym dramatem.

W tym artykule dowiesz się o:

Australijczyk to jedna z legend żużla. Przez lata należał do ścisłej czołówki, regularnie walcząc o tytuł indywidualnego mistrza świata. Zawodnicy i kibice nazywali go prawdziwym dżentelmenem, ponieważ na torze zawsze był uczciwy i nigdy nie tworzył niebezpiecznych sytuacji. Przez 20 sezonów nie doznał żadnej poważnej kontuzji. Stało się to dopiero po zakończeniu kariery.

Tragiczny wypadek

W czerwcu 2011 roku, a więc zaledwie kilka miesięcy po tym, jak zakończył swoją przygodę z żużlem, przygotowywał się do startu w wyścigu terenowym Finke Desert Race, który odbywa się w Australii na pustyni. Udział biorą w nim samochody, quady, buggy oraz motocykle. To właśnie na tym ostatnim pojeździe miał zamiar wystartować Leigh Adams.

ZOBACZ WIDEO: Kacper Woryna mówi o finansach Włókniarza

Trenował na motocyklu Honda CRF450R. Były żużlowiec przy prędkości około 100 km/h najpewniej runął na skaliste dno wyschniętej rzeki. W tym miejscu trasa się wznosiła, zakręcała, a potem urywała nad wąwozem. Kilkugodzinna operacja uratowała mu życie, ale uszczerbek na zdrowiu był wielki. Australijczyk złamał kręgosłup oraz uszkodził rdzeń kręgowy. Jest sparaliżowany od pasa w dół.

Wiele osób długo zastanawiało się, dlaczego Adams po zakończeniu kariery, w trakcie której nigdy nie miał poważnego urazu, zdecydował się na kolejne sportowe wyzwanie. Wydaje się, że motocykle były po prostu jego wielką miłością. Podobnie było w przypadku Tomasza Golloba. Polska legenda jeszcze w trakcie jazdy na żużlu cały czas trenowała na motocrossie, który był jej pasją. Jeden wypadek także spowodował, że indywidualny mistrz świata z 2010 roku do dzisiaj porusza się na wózku inwalidzkim.

- Moja żona powiedziała znamienne słowa. Kiedy Leigh Adams podjął decyzję, że kończy z motocyklami, powinien definitywnie się tego trzymać. Niepotrzebnie próbował czegoś jeszcze na zupełnie innych motocyklach. Nie mogę zrozumieć tego do tej pory. Spotkało go coś bardzo niesprawiedliwego - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Rufin Sokołowski, wieloletni prezes Unii Leszno.

Adams - wzór sportowego dżentelmena i lojalności

W poniedziałek Australijczyk obchodzi 54. urodziny. Trudno znaleźć osobę, która o urodzonym w Mildurze byłym zawodniku powiedziałaby coś złego. Był po prostu lubiany przez wszystkich, zarówno kolegów z toru, jak i fanów. Pokazał również ogromną lojalność. Do klubu z Wielkopolski trafił w 1996 roku i pozostał w nim aż do końca sezonu 2010. Był wielokrotnie kuszony przez innych prezesów, ale jego miejscem na ziemi była Unia Leszno. W 2007 roku został nawet honorowym obywatelem miasta.

- Nie schodził poniżej pewnego poziomu. Był niezwykle solidnym żużlowcem. Czuł motocykl jak mało kto. Na mecz przywoził dwa. Jeden był zawsze w rezerwie, na drugim jeździł. Co siedem spotkań zabierał silnik na przegląd. Bez względu na to, czy był twardy tor, czy przyczepny, potrafił się dopasować do warunków. Nie było z nim żadnych problemów natury wychowawczej. Za moich czasów po meczu pozwolił sobie maksymalnie na jedno piwo - wspominał Rufin Sokołowski.

Śmiał się jednocześnie, że jednym z zarzutów, jakie czynili wobec byłego prezesa jego następcy było, że Adams otrzymywał za przyjazd na spotkanie 9 tysięcy złotych. Do tego zarabiał tysiąc złotych za punkt. Przy ich komplecie mógł zatem otrzymać 24 tysiące złotych. A zazwyczaj zdobywał około 13 "oczek".

- Stwierdzili, że to jest niegospodarność, bo z jakiej racji żużlowiec miał otrzymywać pieniądze za sam przyjazd na mecz. Podpisali z nim kontrakt, za który był im bardzo wdzięczny. Zabrali mu podstawę za przyjazd, ale za to dali mu cztery tysiące za punkt. Australijczyk nadal robił po 13 punktów, ale kasował za to ponad 50 tysięcy złotych - śmiał się po latach były włodarz Unii.

Zabrakło tylko jednego

Australijczyk przez wiele lat na południu Wielkopolski dokonywał rzeczy niemal niemożliwych. Przez cały swój pobyt w ani jednym sezonie nie zszedł poniżej średniej dwóch punktów na jeden bieg. Razem z Unią sięgnął po cztery medale Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym dwukrotnie złote. Był też indywidualnym mistrzem świata juniorów w 1992 roku oraz trzykrotnym drużynowym mistrzem świata.

Zabrakło mu tak naprawdę jednego sukcesu - tytułu indywidualnego mistrza świata w gronie seniorów. Chociaż przez wiele lat znajdował się w samej czołówce, zdobył "tylko" po jednym srebrnym i brązowym krążku. Aż trzykrotnie kończył sezon Speedway Grand Prix na czwartej lokacie.

Leigh Adams po karierze chciał zajmować się szkoleniem młodzieży. Tragiczny w konsekwencjach wypadek na chwilę przerwał realizację jego planów, ale nie na zawsze. Cały czas w swoim rodzinnym kraju wychowuje kolejnych zdolnych żużlowców, którzy później trafiają do Europy. Aczkolwiek to niejedyne zajęcia poniedziałkowego jubilata.

- Wróciłem do Mildury i zajmuję się farmą. Moi rodzice i brat bardzo mi pomagają. Mamy tu 10 akrów ziemi, głównie z drzewami pomarańczowymi - zdradził w rozmowie dla "Speedway Star"

Komentarze (3)
avatar
KK Leszno
28.04.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Leigh , Leigh, Leigh ADAMS , przez tyle lat to krzyczałem . a pojedynki z Wiesławem Jagusiem poezja, tego nikt mi nie zabierze 
avatar
Mrufkenessen
28.04.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Uj was obchodzi ile zarobił. Tytuły godne tego portaliku 
avatar
KMUL
28.04.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nasza legenda idol każdego dzieciaka w tamtych czasach ! 
Zgłoś nielegalne treści