Niektórzy kibice mogli już zapomnieć, a część może nawet tego nie wiedzieć, że Brady Kurtz, jako jedno z wielu australijskich "dzieci" Piotra Rusieckiego, miał przetarcie w PGE Ekstralidze. Świeżo po skończeniu jazdy w gronie juniorów nie był jednak odpowiednio przygotowany na rywalizację z najlepszymi, więc jego przygoda z Fogo Unią Leszno nie trwała długo.
Kurtz musiał zrobić krok w tył, wybierając jazdę na I-ligowym zapleczu i mogło się wydawać, że rozmienił swój talent na drobne. Startując w Łodzi, w pewnym momencie zmierzał w kierunku bycia ligowym średniakiem. Sytuację zmienił transfer do Innpro ROW-u Rybnik. W sezonie 2024 zawodnik z Antypodów był najlepszy w Metalkas 2. Ekstralidze i przyczynił się do awansu "Rekinów" do najwyższej klasy rozgrywkowej.
ZOBACZ WIDEO: Kacper Woryna mówi o finansach Włókniarza
Prezes Krzysztof Mrozek długo łudził się, że jego zawodnik pozostanie w Rybniku, podczas gdy Brady Kurtz od dawna był dogadany w Betard Sparcie Wrocław. Na Dolnym Śląsku dostrzeżono w nim zawodnika, który będzie w stanie zastąpić klubową legendę - Taia Woffindena.
Kurtz stanął przed niełatwym zadaniem, bo Woffinden to żywy pomnik Betard Sparty, ale z drugiej strony Brytyjczyk w ostatnich sezonach zawodził i to jego punktów brakowało przede wszystkim w finałowych starciach PGE Ekstraligi.
Pierwsze spotkania pokazują, że zamiana Woffindena na Kurtza była strzałem w dziesiątkę. O ile w pierwszym spotkaniu w Toruniu australijski żużlowiec zapłacił frycowe, o tyle w dwóch kolejnych był fenomenalny. Zdobycie 16 punktów przeciwko Orlen Oil Motoru Lublin to nie lada wyczyn. Aż dziw bierze, że przy tak świetnie dysponowanym Kurtzu zespół z Wrocławia nie był w stanie pokonać aktualnego mistrza Polski.
Problem bowiem jest taki, że w sytuacji, gdy Betard Sparta umiejętnie zasypała jedną dziurę w składzie, to pojawiły się w nim nowe. Długotrwałym zmartwieniem pozostaje dyspozycja Macieja Janowskiego, kryzys formy przeżywa Daniel Bewley, a w niedzielę gorszy dzień dopadł nawet Artioma Łagutę.
Efekt jest taki, że po trzech spotkaniach Kurtz legitymuje się średnią biegową na poziomie 2,188 i jest pod tym względem najlepszym zawodnikiem w Betard Sparcie. Nawet Łaguta ustępuje mu miejsca (2,125). Czyżbyśmy obserwowali objawienie PGE Ekstraligi w sezonie 2025? Jeśli Australijczyk utrzyma formę, to jesienią w stolicy może być pewny odebrania statuetki na prestiżowej gali.
Równocześnie porażka z Orlen Oil Motorem Lublin niewiele zmienia w kontekście Betard Sparty Wrocław, bo i tak mówimy o zespole, który docelowo powinien walczyć o jeden z medali PGE Ekstraligi. Na Dolnym Śląsku pamiętają sezon 2023, gdy w rundzie zasadniczej drużyna wygrywała mecz za meczem, by przegrać w kluczowym momencie.
Świetna dyspozycja Kurtza na starcie sezonu 2025 to promyk nadziei dla fanów Betard Sparty na coś więcej. Wszakże Łaguta powinien szybko wrócić na swój optymalny poziom, a Janowski i Bewley powinni dorzucać cenne punkty. Może nie wystarczy to na zdetronizowanie lubelskich "Koziołków" w tym roku, ale też chyba wszyscy we Wrocławiu są świadomi tego, że na papierze nie ma mocnych na aktualnego mistrza.
Kurtz udowadnia jednak, że papierowe przewidywania mogą się nie sprawdzić. Czy ktoś zakładał, że Australijczyk będzie najlepiej punktującym zawodnikiem Betard Sparty po trzech kolejkach? No właśnie.