Żużel. Janusz Ślączka tłumaczy swoją decyzję ws. Mateusza Bartkowiaka

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski

H. Skrzydlewska Orzeł Łódź w dość łatwy sposób uporał się z beniaminkiem Metalkas 2. Ekstraligi. Wciąż jednak nie wszystko w zespole Janusza Ślączki funkcjonuje tak, jak powinno. Martwić może między innymi postawa Mateusza Bartkowiaka.

H.Skrzydlewska Orzeł początku sezonu z pewnością nie mógł zaliczyć do udanych. Spotkania z Abramczyk Polonią Bydgoszcz oraz Hunters PSŻ zakończyły się wysokimi porażkami. Po dwutygodniowej przerwie zespół wrócił jednak do rywalizacji i zgodnie z planem pokonał Autona Unię Tarnów 55:35, zdobywając pierwsze ligowe punkty.

- Nasz przeciwnik nie był na wysokim poziomie. Wiadomo, musimy jeszcze trochę popracować. Niektórzy zawodnicy muszą lepiej poznać ten tor i to, jak on zachowuje się w trakcie meczu, bo czasami jeszcze błądzą. Myślę jednak, że to tylko kwestia czasu - skomentował trener Orła, Janusz Ślączka.

ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące słowa Wiktora Lamparta. Tak zachował się Mariusz Staszewski

Mimo przekonującego zwycięstwa wciąż nie wszystko funkcjonuje w łódzkiej drużynie tak, jak powinno. Jednym z problemów pozostaje postawa Mateusza Bartkowiaka. Zawodnik formacji U24, który wystąpił w roli rezerwowego, otrzymał jedną szansę od Janusza Ślączki, lecz jej nie wykorzystał. Wychowanek Stali Gorzów przegrał z liderami rywali - Matejem Zagarem i Timo Lahtim - i na torze więcej się nie pojawił.

- Chciałem dać pojechać też Mateuszowi. Początek spotkania nie był w naszym wykonaniu aż tak przekonujący - prowadziliśmy ośmioma, dziesięcioma punktami - ale gdy zrobiło się w miarę bezpiecznie, dostał szansę. Chciałem, żeby pojechał. Dałbym mu więcej okazji, ale na razie nie garnie się do tego - powiedział Ślączka w rozmowie z klubowymi mediami.

Zdecydowanie bardziej cieszyć mogła forma Vaclava Milika. Czech po słabszych występach w dwóch pierwszych spotkaniach wreszcie zaprezentował się na miarę oczekiwań. W starciu z Autona Unią zdobył 12 punktów i dołożył dwa bonusy, pokazując się jako lider zespołu.

- Vaclav trenował tu we wtorek i piątek. Szukał różnych ustawień. Testowaliśmy też warianty przygotowania toru, bo pogoda była niepewna. Już wcześniej byliśmy gotowi na to, jak tor będzie wyglądał. Była położona plandeka, więc nie mogło być inaczej. To ona uratowała te zawody - myślę, że bez niej nie udałoby się ich odjechać - dodał trener w rozmowie z klubowymi mediami.

Kolejny mecz H. Skrzydlewska Orzeł Łódź odjedzie już w czwartek, 8 maja. Czasu na przygotowania jest więc niewiele, szczególnie że kalendarz żużlowy jest wyjątkowo napięty.
- To dla nas bardzo niekorzystne. Najgorsze jest to, że nie ma kiedy zrobić treningu. Jest Szwecja, Dania, a w czwartek już Ostrów - podsumował Janusz Ślączka.

Komentarze (4)
avatar
Forest
7.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dla Orła ten bieg był kluczowy. Mecz o utrzymanie, trzeba było wygrać z przewagą zapewniająca bonus. Znakomity 17 latek by miał wtedy dwa biegi pod rząd. A już widać było po jego jeździe zmęcze Czytaj całość
avatar
Leszek PS SG
6.05.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
To było akurat dobicie Bartkowiaka. I tyle 
avatar
calisia
6.05.2025
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
To jest słabe. Wystawia chłopaka w XI biegu naprzeciwko rutyniarzy. Tak na prawdę, Ślączka nie chce pomóc Bartkowiakowi, lecz go jeszcze bardziej zdołować. Czy mu za to ktoś płaci? 
Zgłoś nielegalne treści