Obie ekipy, które w majowy weekend stawiły się na obiekcie przy Alejach Zygmuntowskich w Lublinie, mają w tym sezonie zgoła odmienne założenia. Orlen Oil Motor Lublin powalczy o zdobycie kolejnego Drużynowego Mistrzostwa Polski, Innpro ROW Rybnik natomiast zrobi wszystko, aby utrzymać się w żużlowej elicie. Przebieg wspomnianego starcia był zatem dosyć jednostronny.
- Oczywiście jesteśmy naprawdę dobrzy na domowym torze, a rywale z Rybnika nie są prawdopodobnie jedną z najmocniejszych drużyn. Każdy mecz w Ekstralidze jest jednak ciężki. Wszyscy z chłopaków byli w tym meczu "w gazie". Dla drużyn przyjezdnych jest to dosyć zdradliwy tor. Można na nim być szybkim, lecz równie dobrze wolnym - powiedział z uśmiechem Jack Holder w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące słowa Wiktora Lamparta. Tak zachował się Mariusz Staszewski
10 płatnych punktów w czterech biegach to całkiem dobry dorobek na koncie 29-letniego Australijczyka. Czy w którymś elemencie miał on jakiekolwiek zastrzeżenia do swojego występu?
Sezon dopiero się rozkręca
- Wszystko było w porządku. Na tym torze wyprzedzanie nie jest łatwe i trzeba dobrze wychodzić spod taśmy. To Ekstraliga, jest zatem ciężko. Gdy jest się z tyłu, to trudno tu wówczas znaleźć się przed rywalami. Najlepiej jest jechać z przodu. Ogólnie jestem zadowolony i już czekam na kolejne występy - dodał jeden z liderów Koziołków.
Kolejne ligowe spotkanie czeka lubelski zespół w piątek 9 maja w Grudziądzu. Miejscowy Bayersystem GKM rewelacyjnie rozpoczął tegoroczne rozgrywki, wygrywając trzy pierwsze spotkania - w Częstochowie, u siebie z rywalami z Rybnika oraz w Zielonej Górze. Pomimo czteropunktowej porażki z wrocławianami gospodarze nadal mogą być wymagającym rywalem dla obecnych liderów tabeli PGE Ekstraligi.
- Wszystkie pojedynki w tej lidze nie są łatwe. Za nami dopiero cztery tegoroczne spotkania. W tej chwili wygląda na to, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że będziemy w czołówce na końcu sezonu, gdy będzie to miało większe znaczenie - zaznaczył.
Niezbyt dobre wspomnienia z Grudziądza
W Grudziądzu gospodarze niejednokrotnie byli ciężkim rywalem dla przyjezdnych, a ich atutem jest znajomość miejscowego owalu, który różni się wyraźnie od tego w Lublinie. Jakie wspomnienia z kolejnym wyjazdowym obiektem ma Jack Holder?
- Dosyć beznadziejne (śmiech). To trudny teren, ten tor jest specyficzny, bardzo twardy. Miejscowi zawodnicy radzą sobie na nim wyjątkowo dobrze. To naprawdę nietypowy owal. Po postu tam pojedziemy i postaramy się jak zawsze wykonać dobrze swoje zadanie - zapewnił młodszy z braci Holderów.
W sobotę w niemieckim Landshut zainaugurowano cykl Speedway Grand Prix. Czy nasz rozmówca jest już dobrze przygotowany do rywalizacji o tytuł najlepszego żużlowca świata?
Tam nie ma przyjaciół
- Tak, zdecydowanie. Ten mecz jest już za nami, do Landshut trzeba było przebyć długą podróż w busie i następnie przygotować się do sobotnich zawodów. Cykl Grand Prix to nie są zmagania drużynowe, każdy będzie walczył o zdobycie pod koniec sezonu złotego medalu. Zdecydowanie w takich turniejach nie ma się przyjaciół. Mam nadzieję, że uda mi się robić to, co do mnie należy.
Na koniec podkreśliliśmy niezbyt korzystny układ logistyczny w takich sytuacjach. Podobnie, jak w zeszłym roku, należało się udać na turniej cyklu Speedway Grand Prix bezpośrednio po meczu ligowym w Lublinie. W takich okolicznościach trudno o odpowiedni wypoczynek.
- Tak, sytuacja nie jest idealna. Trzeba było jechać nocą, 11 godzin. To jednak nie zależy od nas i zawsze należy być gotowym do jazdy w tym turnieju - podsumował na koniec rozmowy z WP SportoweFakty Jack Holder.
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)