Przeklęty PGE Narodowy. W przyszłym roku Polaków czeka katastrofa?!

WP SportoweFakty / Michał Krupa
WP SportoweFakty / Michał Krupa

Już w 2026 roku na największym stadionie w naszym kraju odbędzie się Drużynowy Puchar Świata. I choć Biało-Czerwoni będą bronili złotego medalu, a do tego są najlepszym żużlowym narodem, mogą przeżyć prawdziwy koszmar. Wszystko przez jeden szczegół.

W 2015 roku po raz pierwszy na PGE Narodowym w Warszawie zorganizowano jedną z rund Speedway Grand Prix na żużlu. Już 17 maja odbędzie się dziewiąta edycja tej imprezy. Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, ponieważ nasz kraj reprezentuje pięciokrotny złoty medalista Indywidualnych mistrzostw świata, do tej pory ani jeden Biało-Czerwony nie wygrał w stolicy Polski.

Fatalny bilans Polaków

Nasz bilans to wyłącznie sześć miejsc na podium. W inauguracyjnych zawodach na trzeciej lokacie uplasował się Jarosław Hampel. W sezonach 2017 oraz 2018 drugi był Maciej Janowski. Rok później na trzeciej pozycji znalazł się Patryk Dudek. Na tym samym stopniu podium w sezonie 2023 stanął Bartosz Zmarzlik. Przed rokiem za to linię mety w finale minął jako drugi.

ZOBACZ WIDEO: Lebiediew szczery jak nigdy. "Bez tego nie rozmawialibyśmy teraz"

- Zawodnikom podświadomie udziela się presja, żeby wygrał Biało-Czerwony. Moim zdaniem nie ma, co się nad tym zastanawiać, ponieważ chodzi o to, kto będzie mistrzem świata, choć miło by było, gdyby w Warszawie "Mazurka Dąbrowskiego" zagrali. To byłby prezent dla kibiców - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Marek Cieślak, wieloletni selekcjoner naszej reprezentacji, z którą siedmiokrotnie zdobywał Drużynowy Puchar Świata.

Brak złota będzie katastrofą

Najbliższe Orlen Oil FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw będzie ostatnią edycją, przynajmniej na jakiś czas. W przyszłym roku na PGE Narodowym odbędzie się finał Drużynowego Pucharu Świata, w którym Biało-Czerwoni będą bronili złotego medalu. Warto podkreślić, że trzy poprzednie edycje DPŚ padły łupem naszej reprezentacji.

Presja na niej będzie na pewno ogromna. Zapewne komplet publiczności, a więc około 50 tysięcy osób, będzie oczekiwało jednego - kolejnego tytułu drużynowych mistrzów świata. O to będzie jednakże niełatwo, szczególnie zwracając uwagę na historię startów Biało-Czerwonych na torze utworzonym w stolicy naszego kraju. Każdy inny krążek niż ten z najcenniejszego kruszcu, zostanie odebrano, jako katastrofa.

Brak atutów?

- W przyszłym roku Drużynowy Puchar Świata będzie bardzo ciekawy i trudny dla Polaków. Nie będziemy mieli przewagi swojego toru, ponieważ zawody odbędą się na jednodniowym owalu, więc dla wszystkich będzie on obcy. Wiadomo, że Anglicy, Duńczycy czy Australijczycy często jeżdżą na krótkich torach - zwraca uwagę Marek Cieślak.

To następne dwa szczegóły, które najpewniej utrudnią zadanie naszym reprezentantom. Przede wszystkim owale na tego typu stadionach tworzy się specjalnie na daną imprezę. Najczęściej za każdym razem nawierzchnia na torze jest inna. Dodatkowo nie wiadomo, jaka pogoda będzie w tym czasie panowała w Warszawie, a każdy deszcz, wiatr czy kilka stopni w jedną lub drugą stronę, mogą zmienić naprawdę wiele.

Dodatkowo owale te są dość krótkie. Nie przekraczają one 300 metrów. W Polsce na takich torach się po prostu nie jeździ. U nad dominują te, które osiągają około 350 metrów. Co za tym idzie, w trakcie wyścigu na tak krótkim owalu nie jest już tak istotna sama prędkość, a technika. To już domena Australijczyków, Brytyjczyków czy Duńczyków, którzy po prostu wychowują się na takich torach.

Zmarzlik, Kubera i kto?

Chociaż posiadamy zdecydowanie najlepszą żużlową ligę, w której płaci się zawodnikom miliony złotych, wcale nie mamy aż tak wielu żużlowców w czołówce światowej. Oczywiście zdecydowanym dominatorem "czarnego sportu" jest Bartosz Zmarzlik, a stara się do niego zbliżyć Dominik Kubera, lecz niestety dalej nie jest już tak kolorowo. A potrzebujemy czterech zawodników plus rezerwowego. Od pewnego czasu przeciętnie prezentuje się Maciej Janowski. Od poprzedniego sezonu swoje kłopoty ma też Janusz Kołodziej.

Nasz rozmówca zauważa, że w obecnym sezonie pojawił się promyk nadziei w postaci Piotr Pawlickiego oraz Przemysława Pawlickiego. Obaj po kilku latach bycia w dołku, zaczęli nagle zachwycać. Na podobne pochwały zasługuje Patryk Dudek, indywidualny wicemistrz świata z 2017 roku. Problem z tym, że do przyszłego sezonu może się zmienić jeszcze wiele i trudno wróżyć, kto będzie w wysokiej formie za kilkanaście miesięcy.

Pewne jest jednak, że cokolwiek by się nie wydarzyło, złoty medal i tak będzie wynikiem minimum. - Wygrana w Warszawie będzie dużą sprawą dla wszystkich Polaków - podsumowuje Marek Cieślak.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (15)
avatar
mariusz mario
16.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Narodowy był i tak powinno pozostać w Chorzowie !!! Tradycja miejsca i sentymentu pozostała . Wytwór widzi mi się odnośnie Warszawy to miejsce bez duszy i serca !!! 
avatar
pan wszystkich wszystkich panów
16.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jeden szczegół... 
avatar
Richard Varga Gattling
16.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie zapominajmy, że w zanadrzu mamy jeszcze Sajfutdinowa, Lagutę, Czugunowa i Tarasienkę. 
avatar
Jarzombek
16.05.2025
Zgłoś do moderacji
6
0
Odpowiedz
Autorze artykułu, naprawdę deszcz na Narodowym może pokrzyżować szyki ? Przecież dach stadionu może być całkowicie zamknięty. 
avatar
Asfodell
16.05.2025
Zgłoś do moderacji
7
0
Odpowiedz
Zawody powinny odbywać się na stadionach żużlowych a nie na jakichś jednorazowych tworach. I nie dotyczy to tylko Polski. 
Zgłoś nielegalne treści