Po bandzie: Uwaga na SEC! Będzie wojna [FELIETON]

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski

- Mistrzostwa Europy mogą pozostać wojną polsko-duńską, ale już nie Kołodzieja z Madsenem i Michelsenem, lecz np. Pawlickiego, Dudka i Woryny z Michaelem Jepsenem Jensenem - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

3,3,2*,2*,3,2,3,3,2,3,2,3,3,3,2*,3,3,2,3,0,3,3,2,2,2,2,3,2,2,3,3,3,3 - i tak to wygląda, jeśli chodzi o Piotra i Przemysława Pawlickich w trzech ostatnich kolejkach PGE Ekstraligi. Bracia ewidentnie pukają do pokoju selekcjonera Rafała Dobruckiego. Zresztą, od zawsze to powtarzam, reprezentacji się nie wybiera jesienią czy zimą na obozie, lecz wiosną i latem na torze. Ona się wybiera sama.

Lubimy się wysługiwać liczbami, dlatego od nich zacząłem. Choć formę młodszego Pawlickiego można też przedstawić w inny sposób, przy pomocy prostej operacji matematycznej. Skoro w trzech ostatnich spotkaniach zdobywał z bonusami po piętnaście punktów, to łącznie podniósł ich z toru 45. A jeśli tę wartość pomnożymy razy 10 tysięcy (złotych), to wyjdzie nam, że za trzy spotkania dało się zarobić 450 tysięcy złotych. Też całkiem fajny wynik.

ZOBACZ WIDEO: Michał Korościel o swoim fenomenie. "Zawsze wołali moją mamę do szkoły"

Dziś wszyscy zadają sobie, i samemu zainteresowanemu, pytanie, co takiego zmieniło się w przygotowaniach. Pawlicki się nieco kryguje, z jednej strony słusznie tonując nastroje i nie chcąc pompować balonika. A z drugiej - no co ma powiedzieć? Bo, jak sądzę, w tych przygotowaniach nie zmieniło się nic zasadniczego. Były zwyczajne i standardowe. Robił to, co zawsze, lecz tym razem wszystkie elementy pięknie się złożyły w jedną całość. Owszem, jest bardzo szczupły, lecz nigdy w sezonie nie był zapuszczony.

Podobnie jest ze skoczkami narciarskimi. W którymś momencie łapią szczytową formę i siadając na belce nie muszą już przechodzić w głowie całej procedury startowej. Wszystko przychodzi im z łatwością, z uśmiechem na twarzy i automatycznie. Oni też nie wiedzą, dlaczego ta forma przyszła akurat teraz, a wcześniej nie chciała. I kiedy znów zniknie.

Z Pawlickim zdaje się być podobnie. Złapał taki luz, że jedzie, gdzie chce, jak chce i wygrywa, jak chce. A rywale popełniają błędy pod jego ciśnieniem. Jak choćby Maksym Drabik w niedzielę w Częstochowie, w czwartej serii startów, gdy już się wydawało, że po raz pierwszy od trzech spotkań Pawlicki zakończy wyścig na miejscu niższym niż drugie. A jednak na ostatnim łuku Drabik odjechał od krawężnika, bo połakomił się na skazany z góry na porażkę finałowy atak na pierwsze miejsce po zewnętrznej. Tym samym dał się wypchnąć Piotrowi i spadł na trzecią pozycję. Bo w Częstochowie ostatni łuk najczęściej warto przejeżdżać przy samej kredzie. Tamtędy jest najkrócej do mety. A tę metę można przecinać na wysokości drugiego czy nawet pierwszego pola startowego. Gdy nie musisz się już składać na pełnej prędkości w kolejny wiraż.

O pojedynkach z Pedersenem nie ma co wspominać. Nicki jeździ od pewnego czasu swoim niepowtarzalnym stylem, tzn. nie próbuje nawet wyjeżdżać na szeroką w poszukiwaniu luźnego materiału, bo by w nim poległ. Stara się utrzymywać w wyślizganym pasie do połowy toru, lecz przychodzi mu to z trudnością. Stąd wyjścia z łuku ma ślamazarne, staje niemal w poprzek. I to też się przyczyniło do kolizji z Pawlickim. Duńczyk został trącony, lecz upadł kilka metrów dalej, z własnej woli. Bo taki na szybko obmyślił sobie plan. Że spróbuje wymusić wykluczenie rywala. Sędzia Krzysztof Meyze słusznie jednak ocenił sytuację, dzięki czemu bracia Pawliccy od trzech ligowych spotkań nie mają na koncie żadnej literki. I to już jest osiągnięcie samo w sobie. A kolejne takie, że cyferki się zgadzają.

Szczyty formy mają to do siebie, że nie trwają wiecznie, natomiast wierzę, że w przypadku braci utrzymają się do końca sezonu. To przecież Przemysław najbardziej się przyczynił do niedzielnej wygranej Stelmet Falubazu z Pres Grupą Developerską z Torunia. A gdyby nie zeszłoroczna kontuzja Taia Woffindena, zapewne w Zielonej Górze by z niego zrezygnowano. Tak jak odpuszczono Piotra Pawlickiego. Dziś jednak łatwo być mądrym i formułować pretensje wobec klubowych decydentów. Prawda jest taka, że bardziej niż nosa trzeba mieć w tym biznesie zwykłe szczęście. By konkretnego zawodnika, z całą jego firmą zewnętrzną, zatrudnić we właściwym czasie.

Pod Jasną Górą Leona Madsena by ozłocili, byle tylko został. A ozłocili go w Zielonej Górze. Ma rację Piotr Protasiewicz, że przeziębiony czy nie, Duńczyk powinien zebrać wszystkie siły na te pięć minut walki. Bo powinien toczyć w tym czasie heroiczne boje nie z Kvechem, lecz z pozostałymi gwiazdami Aniołów.

A Piotr Pawlicki? Pamiętam jego wypowiedź sprzed bodajże dwóch lat, gdy był pytany o start w Grand Prix Challenge. Wtedy mówił wprost, że nawet jeśli przydarzy mu się awans, to nie ma pewności, czy podejmie rękawicę. Bo swoją falującą formę oceniał racjonalnie. Czuł, że sporo mu do czołówki brakuje. I że to ewentualne Grand Prix może go tylko dobić. Dziś jednak dojechał do innego punktu. I stawia sprawę jasno - udział w Grand Prix oraz medale Indywidualnych Mistrzostw Świata znów są marzeniem.

Nie pozostaje nic innego, jak czekać na… inaugurację cyklu SEC 2025. Który może pozostać wojną polsko-duńską, ale już nie Kołodzieja z Madsenem i Michelsenem, lecz, na przykład, Pawlickiego, Dudka i Woryny z Michaelem Jepsenem Jensenem.

Wojciech Koerber

Komentarze (12)
avatar
AveMotor
15.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nawet Wielki Motor zaczyna obawiać się kompanii braci .... 
avatar
TNT
15.05.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fajnie się pisze artykuły skoro pod narrację bierze się 3 ostatnie mecze. A może tak ze wszystkich kolejek? A oto punkty Duzersa po 5 kolejkach. 2,2,3,3,2 1,1,3,2,3 3,2,3,3,1 3,1,3,0,3 3,3,3,2, Czytaj całość
avatar
Don Ezop Fan
15.05.2025
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Czesc Wojtek. Kiedy Czekanski wyda swoja autobiografie? Podobno jak sam twierdzi ma byc rewelacyjna, lepsza od Twoich z Cieslakiem. Trenowal w Lesznie czy znowu sciemnia? 
avatar
kibic z Gdańsk
15.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jeśli reprezentacji nie wybiera się po sezonie , to tym bardziej nie ocenia się zawodników po kilku meczach , na takowe przyjdzie czas na finiszu rozgrywek . Wygląda na to , że na razie pomylił Czytaj całość
avatar
Kazimierz Klimek
14.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
ostatni raz Polak zdobyl zloto w roku 2010, pietnascie lat temu: Sebastian Ulamek i chwala Bogu 
Zgłoś nielegalne treści