"Modlę się. Max, bądź silny!" - takiej treści wpisy pojawiały się w mediach społecznościowych w październiku ubiegłego roku. Już wtedy było wiadomo, że w trakcie jednych z wydarzeń żużlowych stało się coś poważnego. Okazało się, że w finale ligi francuskiej fatalny wypadek zaliczył Max Dilger, który wskutek kraksy złamał kręgosłup.
Niemiec rozpoczął najtrudniejszy wyścig w swoim życiu, by wrócić do pełni zdrowia. W mediach społecznościowych regularnie dzieli się postępami w leczeniu. W weekend majowy opublikował wpis, w którym obecną sytuację porównał do wspinaczki na Mount Everest. Pocieszające było jednak to, że mogliśmy ujrzeć Dilgera, który przy pomocy wózka inwalidzkiego, ale starał się poruszać na własnych nogach.
ZOBACZ WIDEO: Łaguta chciał wystartować w IMP. Odpowiedź była dobitna
- Nadal jestem w bardzo trudnej sytuacji - mówił Dilger w rozmowie z WP SportoweFakty i dodaje, że do "super sytuacji" w jego przypadku jest jeszcze daleka droga.
35-latek przeszedł już pilną operację we Francji, a po tygodniu został przetransportowany do kliniki w Niemczech, gdzie przeszedł kolejny zabieg. Następnym krokiem był wyjazd do specjalnego centrum leczenia takich urazów.
- Byłem w specjalnym ośrodku rehabilitacyjnym. Tam miałem indywidualne zajęcia z fizjoterapeutą - codziennie, przez sześć godzin. To było bardzo wyczerpujące, więc ostatni czas w moim wykonaniu, to tak jak widzisz - odpoczynek i intensywna praca. I tak w kółko - dodał nasz rozmówca.
Ciężka praca podczas rehabilitacji przynosi pierwsze efekty. Czy lekarze są zadowoleni z postępów, jakie robi Dilger? - Tak to jest z urazami kręgosłupa, że żaden lekarz nie potrafił mi powiedzieć, czy będę w stanie znów stanąć na nogi. Każdy powtarzał, że musimy poczekać i zobaczyć, bo każda kontuzja jest inna. Dla mnie ten proces leczenia jest za wolny. Ciężko mi sobie z tym wszystkim poradzić - zakończył Niemiec.
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)
ZDROWIEJ