Koniec panowania Polaka? Po MŚ na usta ciśnie się jedno [OPINIA]

WP SportoweFakty / Michał Krupa
WP SportoweFakty / Michał Krupa

Droga po szóste złoto Bartosza Zmarzlika i wyrównanie dokonania żużlowych legend - Ivana Maugera i Tony'ego Rickardssona, może wieść pod górkę i być wyboista. Hasło, że polski mistrz świata nie ma z kim przegrać w tym sezonie nie obowiązuje.

W tym artykule dowiesz się o:

To nie był wieczór na PGE Narodowym Bartosza Zmarzlika. Pięciokrotny indywidualny mistrz świata nie był sobą. Przegrywał przede wszystkim starty, a niestety one były kluczowe do wygrywania na krótkim torze ułożonym przez ekipę Ole Olsena na najpiękniejszej arenie w żużlowym cyklu SGP.

Przez moment wydawało się, że Zmarzlik znalazł już ustawienia. Wykaraskał się z potwornych tarapatów. Po trzech seriach startów miał bowiem tylko trzy punkty. W czwartej wygrał o przysłowiowy błysk szprychy z Janem Kvechem, a w piątym wreszcie prowadził od startu do mety.

ZOBACZ WIDEO Łaguta chciał wystartować w IMP. Odpowiedź była dobitna

Kiedy wydawało się, że napisze epicki scenariusz i dokona rzeczy niebywałej i awansuje do finału, mając po trzech seriach, zaledwie trzy punkty, w półfinale przegrał walkę na łokcie po starcie z Andrzejem Lebiediewiem, a w myśl zasady - gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, z walki Zmarzlika z Łotyszem, zwycięsko wyszedł Dominik Kubera i on wjechał do wielkiego finału.

Znamienna była reakcja prawie 50 tysięcy kibiców na PGE Narodowym. Specjalnie nie wiwatowali, gdy na pierwszym miejscu na metę wjeżdżał kolega klubowy Zmarzlika, Kubera. Większość liczyła, że to tego bardziej utytułowanego Polaka obejrzy w finale. Zmarzlik dwa lata temu był w nim trzeci, przed rokiem drugi, aż kusiło, by prawem serii, teraz zwyciężyć.

Wydawało się, że po piątkowym zamieszaniu podczas kwalifikacji, znów wystarczająco rozzłoszczono polskiego mistrza, tak że ten w końcu wykasuje licznik zwycięstw bez wygranej reprezentanta gospodarzy na PGE Narodowym. Jak się okazało, przegrane kwalifikacje to był dopiero początek kłopotów Zmarzlika.

Polak przyjechał do Warszawy z kompletem punktów, wywalczonym za zwycięstwo w sprincie i Grand Prix Niemiec w Landshut, a wyjechał jako wicelider ze stratą pięciu punktów do niesamowitego debiutanta, Brady'ego Kurtza.

I to właśnie Australijczyk, choć nie on wygrał w stolicy, jest najgroźniejszym rywalem Zmarzlika w walce o szósty tytuł IMŚ. Kurtz w tym sezonie prezentuje się fenomenalnie. Jest szybki i praktycznie nie popełnia błędów. Rudowłosy "kangur" nie tylko wszedł do cyklu Grand Prix, on wyważył w nim drzwi i może sprawić ogromną niespodziankę, nie tylko zdobywając medal, ale może nawet zostać w debiucie mistrzem świata.

Wiele razy słyszałem zewsząd opinię, że cykl Grand Prix jest nudny, że jest jeden dominator, a Zmarzlik nie ma z kim przegrać. Bzdura. Polak nadal jest głównym faworytem do złotego medalu, bo potrafi wyciągnąć wnioski z błędów, jak nikt inny na świecie. Ma jednak z kim przegrać i jest nim właśnie wspomniany Australijczyk.

Ostatnim, który zdetronizował Polaka był Rosjanin, żużlowiec Betard Sparty Wrocław, Artiom Łaguta. Teraz Andrzej Rusko wykazał się niesamowitym nosem, ściągając do siebie fantastycznego Australijczyka, który przecież jeszcze rok temu ścigał się w Metalkas 2.Ekstralidze. Czy właśnie Kurtz przerwie serię tytułów mistrzowskich Zmarzlika?

Oby nie, bo patrząc z punktu widzenia Polaka, lepiej niech nasz rodak śrubuje wszelkie możliwe rekordy w historii żużla. Absolutnie nie kupuję jednak teorii, że Zmarzlik zdobywa kolejne złota z uwagi na słabość stawki SGP i brak w niej żużlowców, którzy mogą mu zagrozić.

I dobrze, że objawiają się tacy, jak Kurtz. Rywalizacja będzie ciekawa pewnie do samego końca i tym razem nie w Toruniu, a duńskim Vojens. Nic nie cieszy tak, jak złoto wyszarpane na końcu w niesamowitej walce. A na to w tym sezonie się zapowiada.

I na koniec jeszcze dygresja o klątwie PGE Narodowego. Dziewięć rund Grand Prix i zero zwycięstw Polaków. Za rok w stolicy odbędzie się Drużynowy Puchar Świata i może wtedy uda się zdjąć tę klątwę. Skoro jeden Polak nie może wygrać w Warszawie, niech zrobi to za rok nasza reprezentacja!

Maciej Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (66)
avatar
Andrzej Szlapka
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Nawet reprezentacja nie umie wygrać na tym stadionie to przekłęty stadion jedyny stadion to Śląski 
avatar
.MK_ꓘM.
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
10
0
Odpowiedz
jurek burek … to że będziesz odświeżał stronkę i wstawial dobie plusiki to tylko świadczy jakim dzbanem jesteś XD 
avatar
jerzy gorzko
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
25
10
Odpowiedz
Żeby zwyciężać w biegach trzeba mieć przygotowany silnik aby wygrywać.znarzlik.niestety sprzęt miał do bani.widac było jak kurz zasuwał w kazdym biegu jak rakieta.mozna? Można. 
avatar
yes
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nic nie trwa wiecznie.
Co do Zmarzlika, to w 2025 jest jeszcze kilka zawodów. 
avatar
Janusz Stopa
18.05.2025
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
żuzel to nie sport , żużel to szlaka!!!!! 
Zgłoś nielegalne treści