22 maja 2011 roku żużlowy świat obiegła przerażająca wiadomość. Niemal wszystkie media związane z "czarnym sportem" informowały o znalezieniu Mateja Ferjana martwego w swoim samochodzie. Wszczęto śledztwo, lecz po trzech miesiącach wykluczono udział osób trzecich. Potwierdzono, że do zgonu doszło z powodu ostrej niewydolności oddechowo-krążeniowej, spowodowanej przedawkowaniem środka odurzającego.
Żużlowy świat był w szoku
- Byłem w szoku, gdy dowiedziałem się o jego śmierci. To był naprawdę wspaniały żużlowiec i wspaniały człowiek. Był moim dobrym kolegą. Płynnie mówił po polsku i rewelacyjnie wkomponował się w gorzowski zespół, praktycznie jakby jeździł tu od lat - mówił kilka dni po śmierci Ferjana Piotr Paluch, legendarny zawodnik Stali Gorzów.
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko Mariusz Staszewski. Oto tajemnica świetnej formy Karczewskiego
- Zawsze bardzo go lubiłem i ceniłem. Szkoda, że odszedł tak nagle. Nie zapomnę go do końca życia i już na zawsze zostanie w moim sercu - przyznał w zeszłym roku za to Władysław Komarnicki, który był prezesem Stali w czasach, gdy Słoweniec reprezentował barwy klubu.
Odrzucił ofertę łapówki
Urodzony w Lublanie zawodnik ogromny szacunek zyskał po jednym z największych żużlowych skandali XXI wieku. W 2007 roku Ferjan wraz z gorzowską drużyną rywalizował w ówczesnej 1. Lidze. Jego zespół mierzył się z KM Ostrów. Osoba związana klubem przeciwnika zaoferowała mu 25 tysięcy euro w zamian za odpuszczenie spotkania. Żużlowiec propozycję odrzucił i mocno przyczynił się do awansu Stali, zdobywając 10 punktów.
- Tak naprawdę to on nas uratował. Tamten czas był bardzo trudny. Pamiętam, że sam byłem już naprawdę zmęczony pracą w klubie. Złożył jasną deklarację. Awans albo moje odejście. Kiedy go wywalczyliśmy i palili moją marynarkę, to od razu poszedłem do Mateja. Dziękowałem mu ze łzami w oczach. Do końca moich dni będę jego dłużnikiem. Myślę, że to samo czują wszyscy kibice Stali Gorzów - przyznawał Komarnicki.
Niewykorzystany potencjał
Matej Ferjan wielką gwiazdą żużla nigdy nie był, choć potencjał na pewno posiadał spory. W 1998 roku wywalczył brązowy medal Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Startował także w seniorskim czempionacie, ale go nigdy nie zawojował. W sezonie 2004 został za to indywidualnym wicemistrzem Europy.
W Polsce reprezentował barwy aż dziewięciu klubów. Najwięcej lat spędził w Gorzowie Wielkopolskim, Ostrowie Wielkopolskim oraz Grudziądzu. Najczęściej startował na drugim poziomie rozgrywkowym. Tam spisywał się solidnie. Miewał też bardzo dobre lata, potrafiąc być liderem zespołu. Najlepszej ligi w naszym kraju jednakże nie podbił.
Często nazywano go pracoholikiem. Aczkolwiek trudno się temu dziwić. Występował niemalże we wszystkich większych europejskich rozgrywkach ligowych. Był lubiany. Osoby mające styczność z Ferjanem zawsze podkreślają, że był on niezwykle ciepłą oraz uśmiechniętą osobą. Utożsamiał się również z Gorzowem Wielkopolskim.
W 2018 roku został z kolei upamiętniony na muralu, który powstał na ścianie przy jednej z trybun grudziądzkiego stadionu. Obok niego znaleźli się tam jeszcze Lee Richardson, Robert Dados, Grzegorz Knapp oraz Jarosław Skarżyński, a więc legendy klubu z Grudziądza.
- Nie był wybitnym zawodnikiem, ale uważałem go za znakomitego rzemieślnika. Wybijał się na poziomie pierwszoligowym. Cieszę się, że dla mnie jeździł - wspominał w przeszłości Władysław Komarnicki.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)