Krzysztof Buczkowski jest piątym najskuteczniejszym żużlowcem Metalkas 2. Ekstraligi. Zdaje się, że jego szczyt jest jeszcze wyżej. Doświadczony zawodnik przyznał, że jest zadowolony z poczynań swoich i kolegów. Za to sama Abramczyk Polonia nabiera wiatru w żagle, co pokazał pogrom w poprzednim meczu z udziałem bydgoskiego zespołu.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: W minionej kolejce przeciwko Hunters PSŻ-owi Poznań pana zespół był kompletny i rozgromił rywali aż 62:28. Nie zabrakło niczego. Może jedynie litości dla księgowej...
Krzysztof Buczkowski, zawodnik Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Prezes Jerzy Kanclerz układając tak silny skład, na pewno był przygotowany na podobne wyniki. Cóż mogę dodać. W niedzielę szło nam bardzo dobrze. Przede wszystkim lepiej rozumieliśmy się z torem niż chociażby dwa tygodnie wcześniej. Teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy w domu.
ZOBACZ WIDEO: "Atmosfera w drużynie jest kiepska". Pedersen wyjawił wszystkie złe działania ROW-u Rybnik
Gdy poruszało się wątek niepełnego zrozumienia z torem, jeździł pan równie skutecznie. Tak naprawdę coś się zmieniło?
W ubiegłym roku ścieżka pod płotem była bardzo skuteczna, co mi pasowało. W tym natomiast też nie mogę narzekać. W razie konieczności obieram inne drogi i tyle. Po prostu lubię bydgoski tor. Mam dobrze dopasowane silniki do nawierzchni. Oczywiście, przytrafiają mi się lepsze i gorsze spotkania, ale po prostu wychodzę z założenia, że trzeba być czujnym.
Malkontenci zarzucali waszej drużynie, że nie wygrywa u siebie przekonująco. Przeciwko PSŻ-owi to się zmieniło. Czy gdyby tor zachowywał się podobnie do tego, który zastaliście w niedzielę, wygralibyście wyżej z Texom Stalą i Cellfast Wilkami?
Na pewno nigdy się tego nie dowiemy. Początek sezonu jest dla każdego z nas trudny. Szukamy formy i optymalnego dopasowania sprzętów, testujemy silniki. Nie mieliśmy wielu okazji, by robić to w trakcie sparingów. Przejechaliśmy wiele treningów, pomogło również Kryterium Asów. Im dalej w las, tym jednak lepiej jesteśmy spasowani. Z drugiej strony nie mamy sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o wcześniejsze mecze u siebie. Wygraliśmy trzy razy i jesteśmy zadowoleni.
Czas leci błyskawicznie, za wami pięć kolejek, co daje pole do wstępnej oceny drużyny. Jak zespół wygląda z pana perspektywy?
Jedziemy dobrze. W Lesznie totalnie nam nie wyszło, w szczególności mi, ale poza tym ustrzegliśmy się wpadek. Wtedy zupełnie nie mogłem się odnaleźć. Nie chodziło o sprzęt. Po prostu pojechałem słabo. W każdym razie na tym etapie sezonu mogę powiedzieć, że jest dobrze. Zakwalifikowałem się do Indywidualnych Mistrzostw Polski, mam szansę awansować do SEC-u. To są powody do zadowolenia. W lidze może nie jest idealnie, a zawsze chce się więcej. Niemniej trzeba pamiętać, że najważniejsze mecze dopiero nadejdą i w nich pojawią się okazje, by dokładać cenne punkty do dorobku zespołu.
Co zawiodło w Lesznie? Rok wcześniej błysnął tam pan podczas Memoriału Alfreda Smoczyka, kończąc rywalizację na podium.
Lubię tam jeździć, niezależnie od rodzaju rozgrywek. Zawsze tak było. Po prostu miałem gorszy dzień. W następnym tygodniu na identycznym silniku zdobyłem 14 punktów. Przestrzeliliśmy z ustawieniami.
Tego typu zimne prysznice też są potrzebne? Pozwalają wyciągnąć nowe wnioski?
Zawsze staram się stąpać twardo po ziemi. Mecz w Lesznie postawił nas do pionu i uświadomił, że trzeba popracować jeszcze mocniej, dążyć do poprawy prędkości. Wówczas kompletnie zabrakło mi skuteczności na starcie.
Niekiedy trudno pogodzić skuteczne wyjście spod taśmy z efektywną jazdą na trasie?
Nie ma reguły. Czasami start jest dobry, czegoś brakuje na dystansie, zaczynamy poszukiwania, zmieniamy ustawienia i zaczyna brakować skutecznych wyjść spod taśmy. Dlatego zdarza się moment zawahania i pojawiają obawy, żeby czegoś nie pogorszyć. Mecze toczą się w mgnieniu oka, mamy bardzo mało czasu na reakcje, czasami to bywa problematyczne.
Nigdy nie byłem wybitnym startowcem, chociaż chciałbym nim kiedyś zostać. Nie wiem, czy będzie mi dane, ale się staram nad tym pracować i poprawiać ten element. Czasem wychodzi lepiej, innym razem gorzej. Nie chciałbym, żeby taki mecz się powtórzył. Mam nadzieję, że w Lesznie wyczerpałem limit pecha.
Gdyby nie słabszy występ w Lesznie, być może na tym etapie byłby pan najlepszym żużlowcem Metalkas 2. Ekstraligi. Czuć to na torze?
Jeśli mam być szczery, sam nie wiem. Nie lubię porównywać poszczególnych sezonów. Każdy to nowa historia i przebiega nieco inaczej. Na oceny przyjdzie czas po zakończeniu rozgrywek. Teraz robię swoje. Dużo pracy przede mną, jak i za mną. Muszę poprawić wyniki w Szwecji, bo tam zaliczyłem falstart. Pracujemy również nad tym, by w Skandynawii jeździć równie skutecznie. Jest kilka płaszczyzn do poprawy.
Poruszył pan wątek szybkiego tempa rozgrywania spotkań i dodał, że to jest problematyczne. Podczas Grand Prix Polski w Warszawie przerwy trwały często raptem 5-6 minut. To dobry kierunek rozwoju dyscypliny?
Warunki dyktuje telewizja. Wygląda na to, że wszystko robi się pod to, by mecze trwały jak najkrócej. Samych spotkań ma być z kolei jak najwięcej. Czasami się zastanawiam, czy to takie ważne, aby zyskać 10-15 minut, prowadząc zawody w zawrotnym tempie. Wszystko się dzieje błyskawicznie, często za szybko. Tylko, co możemy z tym zrobić? Pozostaje zaadaptować się do panujących warunków.
Jest pan bardzo doświadczonym zawodnikiem. Bieżący sezon doprowadził do jakichś nowych wniosków, czy na tym etapie kariery już nic nie jest w stanie zaskoczyć?
Wręcz przeciwnie. Cały czas analizuję. Może nawet niekiedy jest tego za dużo. Jeżdżę już 24. rok na żużlu, za mną kawał czasu. Skupiam się na tym, żeby jechać swoje. Często myślę, że już mnie nic nie zaskoczy, ale potem okazuje się, że to tylko połowiczna prawda. Każdy sezon jest w stanie przynieść coś nowego.
Na przykład przed tegorocznymi rozgrywkami zakładałem, że nawierzchnia w Bydgoszczy będzie zupełnie inna. Potem przyjechałem w marcu i okazało się, że nie miałem racji. Wiedzieliśmy, że na torze będzie się dużo działo po gruntowej przebudowie, ale tkwiłem w przekonaniu, że zastanę podobną nawierzchnię do ubiegłorocznej, tymczasem musiałem się trochę przestawić i włożyć w to wysiłek. Takie sytuacje się zdarzają.
Następny mecz pojedziecie w Ostrowie. Po falstarcie Moonfin Malesa odżyła, do czego przyczyniło się zakontraktowanie Grzegorza Walaska. Wasz następny rywal błysnął w Lesznie i postawił się faworytowi. Spodziewacie się trudnego meczu? Po ubiegłym sezonie ma pan raczej dobre wspomnienia związane z tamtejszym owalem.
Na pewno tak. Tylko, że to samo mogę powiedzieć o Lesznie. Miałem dobre wspomnienia, a finalnie wyszło, jak wyszło. Do chwili rozegrania tego spotkania mam jeszcze kilka startów. Cały czas będziemy jeździć, testować i starać się przygotowywać możliwie najlepiej do tego spotkania. Zresztą nie tylko do niego.
Więc dla pana mecz z Moonfin Malesą jest na razie odległym rozdziałem?
Można tak powiedzieć, skoro do tego spotkania pozostało jeszcze kilka imprez, w tym jedna bardzo ważna - SEC Challenge w Stralsundzie. Ligowe spotkania w Polsce wymagają wiele energii. Myśleć o zbliżających się meczach? Tak, ale najlepiej chwilę wcześniej.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)