W ostatnim czasie ponownie więcej zaczyna się mówić o sprzęcie żużlowców w kontekście bezpieczeństwa. Jednym z elementów, który ma sprawiać najwięcej problemów, jest bezdętkowa opona, na której od kilku lat startują żużlowcy. Według wielu są one zbyt miękkie, przez co trudniej opanować motocykl.
Opony mogą doprowadzić do tragedii?
Zdaniem Krzysztofa Kasprzaka są one dobre na torach ekstraligowych, gdy nawierzchnia często praktycznie przypomina asfalt. Na owalach przyczepnych pojawiają się kłopoty. - Nie chodzi o brak umiejętności technicznych. Szybciej się jedzie, ponieważ opona bardziej klei do toru. Jak wjedzie się w nasypane, to nie można nic zrobić, tylko skoczyć z motocykla, gdyż nie idzie go wyłamać - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty były żużlowiec.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Sajfutdinow, Murawski i Hellstroem-Baengs
Odniósł się również do ostatnich wypadków Frederika Jakobsena, Artioma Łaguty czy Philipa Hellstroema-Baengsa. - Duńczyk na pewno by się nie przewrócił, bo tam było z dwa centymetry przyczepnego i prawie się zabił. Pozostała dwójka też wjechała w nasypane i już nie mogła się uratować - uważa.
Jednocześnie przypomina swoją historię z finału Indywidualnych Mistrzostw Polski z 2021 roku. Wówczas w biegu decydującym o medalach prowadził po starcie, lecz pozostała trójka miała koła bezdętkowe i bezproblemowo minęła ówczesnego zawodnika GKM-u Grudziądz. - Wprowadzono je, tylko żeby coś wprowadzić i aby sprzedawały się nowe koła bezdętkowe. Jednakże to nic nie daje, za to jest więcej problemów i kosztów - Kasprzak.
Będzie bezpieczniej?
We wtorek Wojciech Stępniewski zdradził, że Ekstraliga Żużlowa wspólnie z Główną Komisją Ssportu Żużlowego pracują nad twardszą oponą od sezonu 2026. To miałoby zaradzić wcześniej wspomnianym problemom. - To byłoby lepsze rozwiązanie, ponieważ nie będzie ona tak przyklejona, czyli będzie bardziej kręciła i nie wyrywała tak motocykli - wyjaśnia 40-latek.
Słyszał także, że do żużla mają powrócić silniki z dużymi skokami. Dzięki temu kręcą one mniej obrotów, co za tym idzie, koło wolniej się kręci i łatwiej opanować motocykl. Obecnie przy małych skokach wchodzi się w łuk z dużymi obrotami i wjeżdżając w przyczepną nawierzchnię, jedzie się bez kontroli i nic nie można zrobić.
Wolniej nie znaczy nudniej?
Być może dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby żużlowcy na torze osiągali trochę mniejszą prędkość. Wydaje się, że kibice tak naprawdę nie zauważyliby żadnej różnicy w trakcie wyścigów, lecz sami żużlowcy byliby bezpieczniejsi.
- Byłem na zawodach 500R (Więcej o tym projekcie można przeczytać TUTAJ). Młodzi zawodnicy jechali w półobrotach na zatkanych gaźnikach, ale tak samo się ścigali. Szpryca jakaś wielka nie szła, wyścigi były emocjonujące, a jechali o wiele wolniej. Szybkości można szukać w wyścigach na asfalcie. W żużlu jest to w ogóle niepotrzebne, gdyż im szybciej jedziesz, tym gorzej jest później - opowiada Kasprzak.
Co więcej, zwraca on uwagę, że obecnie silniki trzeba serwisować co trzy lub cztery spotkania. Jak tłumaczy, przy około 20 stopniach Celsjusza zamknięte tłumiki cofają ogień oraz temperaturę do głowicy. W upałach jednak ogień ten cofa się z powrotem na zawory. Wówczas jednostki po meczu są praktycznie niesprawne i muszę jechać na serwis. - Chodzi o to, aby pomniejszać, a nie powiększać koszta - kończy indywidualny wicemistrz świata z 2014 roku.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)