Wydawało się, że Hunters PSŻ Poznań wykorzysta brak Luke’a Beckera w składzie Moonfin Malesy Ostrów i pewnie zwycięży na Golęcinie. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna - gospodarze do samego końca musieli drżeć o wygraną. Co prawda przełamali złą passę, ale nie dali zbyt wielu powodów do optymizmu. Zwycięstwo 46:44 mało kogo w Poznaniu satysfakcjonuje.
- Już przed meczem ostrzegałem przed lekceważeniem Ostrowa. Nie powiedziałbym, że po przebiegu meczu - szczególnie z perspektywy startu czy pierwszego wirażu, gdzie łatwo oddawaliśmy pozycje - można było się spodziewać takiego scenariusza. Najważniejsze, że dwa punkty zostają w Poznaniu. Po tym ciężkim okresie łapiemy oddech. Wiem, że kibice i wszyscy dookoła oczekiwaliby zwycięstwa w wyższych rozmiarach. Z delikatnym optymizmem możemy patrzeć w dalszą część sezonu, choć mamy świadomość, że jest nad czym pracować - skomentował czwartkowe spotkanie menedżer zespołu, Jacek Kannenberg.
ZOBACZ WIDEO: Konflikt między Kuberą i Zmarzlikiem? Cierniak wyjaśnia
Po raz kolejny dużo mówi się o poznańskim torze. Można było odnieść wrażenie, że bardziej sprzyjał gościom niż gospodarzom. To ostrowianie lepiej się na nim czuli i popełniali mniej błędów - w przeciwieństwie do zawodników PSŻ-u, którym przytrafiały się proste pomyłki, nawet Ryanowi Douglasowi.
- Jeśli chodzi o tor, to we wszystkich trzech domowych spotkaniach zachowywał się w bardzo podobny sposób. Można to zauważyć chociażby po czasach. Być może musimy porozmawiać z zawodnikami o jego innym przygotowaniu, ale faktycznie błędy popełnialiśmy głównie my, a nie zawodnicy z Ostrowa, co jest dla nas małą zagadką. Szczególnie na drugim łuku - zostawialiśmy za dużo miejsca przy krawężniku. Rozmawialiśmy o tym z trenerem. Sami zawodnicy mówili, że zostawiają zbyt dużo miejsca, ale nie wiem, dlaczego nie potrafili tego skorygować w trakcie meczu - ocenił Kannenberg.
Zaskoczenie mogła budzić decyzja sztabu szkoleniowego, który od samego początku robił rezerwy za Szymona Szlauderbacha. Od pierwszego biegu jeździł za niego Francis Gusts, nominalnie rezerwowy. Mimo słabszego początku, otrzymał kolejne szanse. Ostatecznie Łotysz zdobył pięć punktów w czterech startach. Skąd zatem taka decyzja?
- Po ostatnich występach, między innymi w Lonigo, gdzie Francis miał się z kim ścigać, długo rozmawialiśmy z trenerem i podjęliśmy decyzję, że od początku damy szansę właśnie jemu. Teraz możemy tylko gdybać, kto zdobyłby więcej punktów. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. Zakładaliśmy, że Francis pojedzie dwa biegi, żeby uniknąć sytuacji podobnej do meczu z Lesznem. Tam była jednak inna sytuacja. Tutaj mieliśmy pewien komfort, żeby dać mu kolejne starty i można ocenić jego występ na mały plus. On sam pewnie chciałby więcej - trochę pogubił się na dystansie, poprzepychał, pomógł kolegom. Jest w tym promyk nadziei na przyszłość - argumentował w rozmowie z nami.
Sytuacja Szlauderbacha nie jest łatwa. Już na początku sezonu doznał kontuzji w sparingu z Polonią Piła, przez co nie był gotowy na start rozgrywek Metalkas 2. Ekstraligi. W jego miejsce ściągnięto Gustsa, który prezentuje się obecnie lepiej. Szlauderbach wystąpił jak dotąd tylko w pięciu biegach, czterech przeciwko Abramczyk Polonii Bydgoszcz, zdobywając łącznie cztery punkty. Wciąż możliwe jest jego wypożyczenie.
- Mamy teraz chwilę przerwy do meczu wyjazdowego w Ostrowie. Problemem jest to, że Szymonowi brakuje jazdy w zawodach. Nie startuje w żadnych ligach zagranicznych, trudno więc ocenić jego dyspozycję. Możemy patrzeć tylko na treningi, ale od początku sezonu powtarzamy, że treningi służą testowaniu, a nie rywalizacji o skład. Tego zdania nie zmieniamy. Po tym meczu musimy się zastanowić, co dalej zrobić z sytuacją Szymona, bo faktycznie nie ma sensu go blokować - przyznał jasno Jacek Kannenberg.
Nie byłoby zwycięstwa z Moonfin Malesą Ostrów, gdyby nie postawa Matiasa Nielsena i Noricka Bloedorna. Douglas wreszcie otrzymał solidne wsparcie. Forma wspomnianej dwójki wyraźnie zwyżkuje - Duńczyk z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, a Niemiec awansował ostatnio do cyklu SGP2 po wygraniu eliminacji w Debreczynie i otrzymał "dziką kartę" na starty w SEC.
- Mimo że wynik Matiasa w meczu z Lesznem nie był rewelacyjny, to sam fakt, że w poszczególnych biegach nawiązywał walkę z liderami Unii, był optymistyczny. W starciu z Ostrowem to się potwierdziło - ten występ był całkiem poprawny. Gdyby w piętnastym biegu dowieźli 5:1, to można by powiedzieć, że Matias wrócił do formy z zeszłego roku. Teraz pozostaje mały niedosyt. Co do Noricka, poza meczem z Lesznem, jako zawodnik U24, a tak naprawdę jeszcze U21, spełnia swoje zadania w całym sezonie. W tym meczu również w kluczowym momencie dowiózł "trójkę". To wciąż młody zawodnik, ale możemy być z niego bardzo zadowoleni. Ten dwunasty bieg był bardzo ważny - mogliśmy wtedy nie złapać już tego meczu - chwalił swoich zawodników menadżer PSŻ-u.
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)