Po bandzie: Zmarzlik i stacja ładowania [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Krupa
WP SportoweFakty / Michał Krupa

- Będzie to zatem doskonała okazja, by Zmarzlik wykazał się genem koleżeństwa i odstąpił kolegom swoje miejsce w biegu nominowanym. A może i jakiś wcześniejszy bieg - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber

Wojciech Koerber 

***

40, 35, 30 – cóż to za odliczanie? Ivan Mauger swój szósty tytuł indywidualnego mistrza świata wywalczył jako czterdziestolatek, Tony Rickardsson – jako trzydziestopięciolatek, z kolei Bartosz Zmarzlik może ich złapać w wieku lat trzydziestu. Choć, oczywiście, droga jeszcze daleka, tym bardziej że główny rywal jest, powiedziałbym, mocno upierdliwy. Niby Polak powiększał przewagę nad Bradym Kurtzem i w piątek, i w sobotę, jednak Australijczyk był tuż, tuż. A fakty są takie, że przewagę jedenastu oczek można stracić w jeden wieczór, i to przy awansie do fazy półfinałowej. Przykładem Stadion Narodowy w Warszawie, który Bartosz opuszczał z dziewięcioma punktami do generalki, natomiast zwycięzca (Jack Holder) dopisał ich sobie dwadzieścia.

Dobrze, że żużlowcy bardzo kochają swój zawód, bo to kochanka, która potrafi doprowadzić organizm do wyczerpania. O trudności cyklu Grand Prix Kurtz już się przekonał. Po pechowym upadku w Pradze musiał odwiedzać lekarzy i wziąć trochę wolnego, by ponapinane części ciała (uraz głowy i części szyjnej) odpuściły, a po karambolu w Manchesterze nabawił się nowych urazów. Bardziej jednak napięty jest kalendarz startów Zmarzlika na najbliższe dni, który nazwałbym niefortunnym lub też niesprzyjającym. Otóż na czwartek zaplanowano w Toruniu (godz. 19) pierwszy finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, których prawdziwi sportowcy nie odpuszczają. Bo tu się pisze historia. A Zmarzlik ma kogo gonić. Kolejny złoty medal, czwarty, sprawiłby, że w klasyfikacji wszech czasów dźwignie się z miejsca siódmego na trzecie, wyprzedzając Macieja Janowskiego, Floriana Kapałę, Janusza Kołodzieja i Andrzeja Wyglendę. A przed nim zostaną już tylko Zenon Plech (pięć tytułów) i Tomasz Gollob (osiem).

ZOBACZ WIDEO: "Powinno się to zrobić." Hellstroem-Baengs wprost o złych decyzjach w Częstochowie

W każdym razie finały Indywidualnych Mistrzostw Polski to sympatyczne wieczory dla kibiców, choć wyczerpujące dla uczestników. Trzeba być szybkim, czujnym i skoncentrowanym do samego końca. A to wszystko niczego przecież nie gwarantuje, bo szybki, czujny i skoncentrowany zamierza być każdy. Gorzej, że mecz Orlen Oil Motoru w ramach 9. kolejki PGE Ekstraligi przypada na piątek, zamiast na niedzielę. Lublinianie podejmą o godz. 18 Gezet Stal Gorzów. Będzie to zatem doskonała okazja, by Zmarzlik wykazał się genem koleżeństwa i odstąpił kolegom swoje miejsce w biegu nominowanym. A może i jakiś wcześniejszy bieg. Dzięki temu mógłby wziąć szybszą kąpiel i szybciej pójść luli, jak mówi. Bo przecież w sobotę czekają go, de facto, dwie imprezy. O godz. 14 sprint, a wieczorem Events.com Grand Prix Polski w Gorzowie. Co daje trzy imprezy, czy nawet cztery, w trzy dni.

Taka trzydniówka to, oczywiście, w żużlu nic nadzwyczajnego. Nie takimi seriami pasjonowało się środowisko, do których zawodnicy szykują się przecież przez pół roku martwego sezonu, a i później nie przestają. Poza tym wszystkie wspomniane zawody odbędą się na terenie Polski. Jest to jednak ciężka robota i nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki spotkają cię po drodze. Szczęśliwie jednak trafiło na postać o charakterystyce kosmonauty.

Ja wiem, że w tym naszym spolaryzowanym światku wielu irytują zachwyty nad Zmarzlikiem, ale to złe języki. Trudno przecież nie dostrzegać jego walorów. I trudno nie dostrzec, że poza złamanym udem w okresie sportowego dzieciństwa (2012) całą dotychczasową karierę przejeździł niemal bez przerw i kontuzji. Choć zdarzały się wstrząsy mózgu. Generalnie jednak, rywalizując na granicy i podejmując pełne ryzyko, potrafi unikać bolesnych sytuacji jak mało kto. A i sztuka regeneracji, przy tym niełatwym cygańskim żywocie (hotele, lotniska, podróże, bus, stacja benzynowa, stadion, parking…), została w teamie opanowana.

Czy Zmarzlik kiedykolwiek narzekał, że jest zmęczony żużlem? Nadmierną liczbą startów? Nie przypominam sobie. Na mecz drużyny narodowej do Rybnika przyjechał swego czasu chory, po kroplówce. Zdaje się, że na ten sam, który para kolegów odpuściła w sposób kompletnie nieprofesjonalny. Potrafi też Zmarzlik właściwie to natężenie regulować, dlatego poniedziałkowy mecz w Szwecji słusznie odpuścił. To już by było o jeden most za daleko. I o jeden kraj za dużo.

Po tych wspomnianych wyżej cygańskich przystankach musi się w końcu pojawić przystanek końcowy. Kinice. Rodzinna stacja doładowywania akumulatorów. Trzeba znaleźć czas na pogadankę z synkami, wyczyszczenie głowy na rowerze i jednoczesne podtrzymanie formy fizycznej, a także na… pobudzenie tęsknoty za kolejnymi triumfami. Co przychodzi niezwykle szybko, bo to ambicja nie została jeszcze nasycona. A to kolejna zaleta pięciokrotnego mistrza świata, która każe szybko wracać do motorków.

Możemy sobie spekulować, czy po powiększeniu rodziny zmieniły się priorytety, natomiast główny priorytet pozostaje ten sam - jak najszybciej i przed wszystkimi do mety. Choć z zachowaniem zdrowego rozsądku. To nieprzeciętnie wysokie umiejętności sprawiają wrażenie, że jest ryzykownie, jednak, powiedzmy, w sposób kontrolowany. Powiedzmy, bo na torze żużlowym twój los jest również zależny od postawy rywali.

Nie wiem, co było powodem słabszej postawy Dana Bewleya podczas drugiego dnia rywalizacji w Manchesterze. Czy zjawisko nazwane syndromem Crumpa, w skrócie będące osłabieniem organizmu nazajutrz po wielkim i euforycznym triumfie, czy nieco inny tor. A może coś jeszcze innego. Faktem natomiast jest, że Bewley pokazał nam dwie różne twarze.

W tym sezonie widzieliśmy już też dwie twarze Dominika Kubery. W pierwszych tygodniach dominatora, a później zawodnika, który sam przyznaje żartobliwie, że ktoś rzucił na niego czar i ciska kłody pod nogi. W Manchesterze również było widać złe znaki. Najpierw najszybsze wyjście spod taśmy i zajecie optymalnej ścieżki, którą każdy chciałby dla siebie, a za moment strata dwóch pozycji na jednym łuku. Dlatego już się pojawiają teorie, że to presja związana z informacją o zmianie po sezonie barw klubowych. To też tylko domysły, przecież w Manchesterze Dominik walczył na własne konto. Natomiast jestem przekonany, że jako ambitny sportowiec chciałby opuszczać Lublin jako zwycięzca, z poczuciem dobrze wykonanej roboty i z wysoko podniesioną głową, której nie będzie musiał skrywać pod daszkiem czapki.

Mało kto potrafi utrzymywać się na szczycie latami. Drobny kryzys dopadł również Artioma Łagutę, który po ubiegłym sezonie chciałby zapewne jeszcze więcej, a przy okazji jeszcze bardziej czuje się odpowiedzialny za swój wrocławski zespół. I, żeby nie było, jeszcze więcej trenuje, szukając drogi powrotu tam, gdzie było pięknie. A to nie zawsze przekłada się na prędkość. W każdym razie Betard Sparta to teraz całe jego sportowe życie. Innego, jak uczestnicy Grand Prix, nie ma. Będziemy się też przyglądać Piotrowi Pawlickiemu i oceniać, czy jego szczyt formy to stan aktualny, czy już przeszły. Najbliższa weryfikacja w czwartek na Motoarenie, a te toruńskie kąty Pawlicki bardzo lubi.

Żużel to falowanie i spadanie, jak w piosence Maanamu. Choć w przypadku Zmarzlika to przygotowanie fizyczne, mentalne i sprzętowe, to posiadanie rodzinnej stacji ładowania i ta mistrzowska klasa sportowa sprawiają, że potrafi wygrywać dzień po dniu. I rok po roku. A mistrzem świata zostaje nawet wtedy, gdy zarzucamy mu brak formy i problemy sprzętowe.

Wojciech Koerber

Komentarze (1)
avatar
Don Ezop Fan
19.06.2025
Zgłoś do moderacji
7
3
Odpowiedz
Czesc Wojtek. Bartek nie zdobedzie zlota w IMP. Maciek zgarnie kolejne zloto. P.S. Przeprowadzisz wywiad rzeke z Don Bartolo Czekanskim z Wilkszyna? Niech opowie jak byl menago Zabialowicza w f Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści