Długo, bo do piątej serii startów musiał czekać Bartosz Zmarzlik na indywidualne zwycięstwo podczas Grand Prix Szwecji w Malilli. Jedenaście oczek dało Polakowi przepustkę do biegu ostatniej szansy, w którym po niezbyt dobrym starcie, świetnym manewrem wyjechał na prowadzenie i nie oddał go do samego końca.
- Szczerze mówiąc, to bałem się. Używałem trzech motocykli, a jak kiedyś tego spróbowałem, to pojechałem najgorsze Grand Prix w życiu. Mówiłem, "Bartosz, nie rób tego". Ale coś mnie tknęło, by spróbować i to dawało wyniki. Ja miałem ciężki wieczór, ale chłopaki będą mieć za to trudny poniedziałek, by to wszystko ogarnąć - mówił z uśmiechem na ustach Zmarzlik w rozmowie z Marceliną Rutkowską-Konikiewicz na antenie Eurosportu.
ZOBACZ WIDEO: Ważny apel Jacka Frątczaka. Chodzi o Daniela Kaczmarka
Zmarzlik w finale musiał uznać wyższość Brady'ego Kurtza. W pierwszej odsłonie tejże gonitwy - Australijczyk również prowadził z Polakiem. - Poszły jeszcze zmiany. Nie wiem, czy na lepsze, czy na gorsze. Miałem optymalnie to, co mogłem wyciągnąć. Drugie miejsce, to też nie jest wstyd - kontynuował.
Polak podkreślił, że nie zamierzał się poddawać i robił wszystko, co w jego mocy, aby osiągnąć, jak najlepszy rezultat. W finale skorzystał też na tym, że Daniel Bewley zaskoczył swoim wyborem pola startowego. On sam mówił, że ostatni bieg dnia, to walka niuansów.
- Cieszę się, że jestem w miarę stabilny. Krok po kroku pracujemy, ale praca w żużlu, to wiele wyrzeczeń, pomysłów, zajętego życia. To wszystko jednak po to, by być najlepszym - zakończył lider klasyfikacji Speedway Grand Prix.
Poczuj ryk silników! Żużel w Pilocie WP – włącz Eleven Sports i oglądaj na żywo (link sponsorowany)