Plusy przyznaje Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
+ Fenomenalny Brady Kurtz ma zamiar wyrwać Bartoszowi Zmarzlikowi złoto. Przed sezonem 2025 niektórzy po cichu mówili, że Australijczyk może włączyć się do walki o medale Speedway Grand Prix. I faktycznie, choć nie był to aż tak oczywisty scenariusz, to bez wątpienia możliwy. Szczególnie patrząc na stawkę cyklu, która nie jest najlepszą z możliwych. Aczkolwiek mało kto się spodziewał, że zawodnik Betard Sparty będzie aż tak dużym zagrożeniem dla Polaka.
28-latek jedzie po prostu kapitalnie. Praktycznie przed każdą rundą pojawiają się komentarze, że teraz to już na pewno nie da rady i straci kontakt z pięciokrotnym indywidualnym mistrzem świata. W Gorzowie miał przegrać, bo to królestwo Zmarzlika - wygrał. W Malilli musiał przyjechać za Polakiem, który zwyciężał tam wielokrotnie - wygrał. W Rydze to już bez wątpienia górą miał być 30-latek - wygrał.
ZOBACZ WIDEO: „Dosyć szybko to wyjaśniliśmy”. Janowski powrócił do skandalu z Częstochowy
Nie ma już chyba żadnych argumentów za tym, że Kurtz gdzieś ma sobie nie poradzić. Sobotni turniej na Łotwie zaczął słabo, bo od ostatniej lokaty. Potem było już lepiej, ale nie rewelacyjnie. W konsekwencji był zmuszony do wystąpienia w biegu ostatniej szansy. I to jeszcze ze słabego pola startowego, które decydowały praktycznie o wszystkim. To jednak nie była żadna przeszkoda dla trzykrotnego drużynowego medalisty Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów.
W finale historia się powtórzyła. Kurtz znów miał przeciętne pole startowe, a Zmarzlik najlepsze, z którego do tej pory dominowano. 28-latka zupełnie to nie obchodziło. Kapitalnie wystartował i pomknął po trzeci tryumf z rzędu w Grand Prix. Polak z kolei został objechany przez rywali na dystansie i minął linię mety dopiero na czwartej pozycji. W ten sposób żużlowiec Sparty odrobił w klasyfikacji generalnej aż sześć punktów.
Na dwie rundy i jeden sprint przed końcem SGP Kurtz traci trzy "oczka" do Zmarzlika. Przed nim jednak start w drugim domu, czyli na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Tam zostanie rozegrany również wcześniej wspomniany sprint. Australijczyk ma więc ogromną szansę na pojechanie do Vojens jako lider cyklu. Czy to się uda? Przekonamy się za niespełna miesiąc. Wiemy jednakże, że cokolwiek by się nie wydarzyło, obaj panowie stworzyli nam najciekawsze Grand Prix od lat. 28-latek sprawił, że na turnieje IMŚ znów się czeka i ogląda je z przyjemnością, a nie z obowiązku.
W kontekście Speedway Grand Prix w Rydze nie można też zapomnieć o świetnej pracy wykonanej przez Phila Morrisa i jego ekipy. Pomimo potężnej ulewy, która zrobiła z toru praktycznie bagno, spokojną i konsekwentną pracą doprowadzili owal do stanu używalności i dokończyli zawody. W Polsce możemy tylko patrzeć i się uczyć.
+ Mecz w Ostrowie miał dwóch bohaterów. Za rok mogą być kolegami z zespołu. Paweł Sitek najpierw w starciu przeciwko Texom Stali wywalczył 14 punktów w sześciu biegach, a dzień później w potyczce z Unią Tarnów zapisał obok swojego nazwiska osiem "oczek" oraz jeden bonus w czterech startach. Młodzieżowiec Moonfin Malesy był tak naprawdę jednym z niewielu pozytywów wielkopolskiej drużyny w dwóch ostatnich domowych meczach.
Zespół z Małopolski za to, choć przegrał, długo stawiał opór miejscowym. Główna w tym zasługa rewelacyjnego w sobotę Mateusza Szczepaniaka. Doświadczony Polak był po prostu najszybszy na ostrowskim owalu i zwyciężył w swoich pierwszych pięciu wyścigach. Wyższość rywali musiał uznać wyłącznie w 15. biegu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że 38-latek tak świetny występ zaliczył przed swoim przyszłym pracodawcą. Szczepaniak jest już bardzo blisko jazdy w ostrowskich barwach w sezonie 2026.
+ Mikkel Andersen bohaterem... Texom Stali. Kapitalna pogoń Duńczyka w 15. gonitwie meczu H.Skrzydlewska Orła z Hunters PSŻ-em sprawiła, że uratował remis dla łódzkiej drużyny. Tym samym pozbawił szans poznanian na awans do fazy play-off Metalkas 2. Ekstraligi, jednocześnie wpuszczając do niej rzeszowski klub. 17-latek w sobotę zaprezentował się fenomenalnie, inkasując 13 punktów. Był liderem swojej ekipy i pokazał, że Betard Sparta może mieć silne ogniwko na pozycji juniorskiej w 2026 roku.
Warto jeszcze wspomnieć, że łódzki tor po raz pierwszy od dłuższego czasu był sprzymierzeńcem gospodarzy. Orzeł w końcu zrobił porządek i zaserwował swoim kibicom znakomite widowisko. Na razie nie przełożyło się to na zwycięstwo, ale kierunek, w którym zaczął podążać klub, wydaje się właściwy.
Minusy przyznaje Jarosław Galewski, dziennikarz WP SportoweFakty
- Philip Hellstroem-Baengs i niewykorzystany prezent od losu. Kontuzja Piotra Pawlickiego i Madsa Hansena sprawiła, że 22-latek regularnie startuje na torach PGE Ekstraligi. Szwed otrzymał życiową szansę i dzięki udanym występom w barwach Krono-Plast Włókniarza Częstochowa mógł zapewnić sobie pozostanie w elicie na kolejne lata. Jak na razie ją marnuje. Piątkowy mecz z PRES Grupa Deweloperską Toruń to kolejne potwierdzenie, że jazda w najwyższej klasie rozgrywkowej przerasta jego możliwości. Tak naprawdę poza domowym spotkaniem z Betard Spartą Wrocław, które toczyło się w bardzo trudnych warunkach, Baengs nie dał żadnego argumentu, by wiązać z nim przyszłość. Wydaje się, że po sezonie najlepszą opcją będzie dla niego zejście na niższy poziom rozgrywkowy.
- Rohan Tungate popadł w przeciętność. Przez długi czas Innpro ROW Rybnik przegrywał kolejne mecze, ale miał dwóch liderów, na których można było budować nadzieje na pozytywny finał obecnego sezonu. Obok Maksyma Drabika był nim właśnie wspomniany Australijczyk. Ostatnie tygodnie nie są jednak dla niego udane. 35-latek popadł w przeciętność i spisuje się na podobnym poziomie co Chris Holder, Nicki Pedersen i Gleb Czugunow. W niedzielnym spotkaniu z Bayersystem GKM-em Grudziądz Tungate zawalił dwa najważniejsze wyścigi, które decydowały o losach pojedynku. Jeśli w najbliższym czasie nie zdoła wyciągnąć wniosków, to rybniczanie mogą zapomnieć o pozostaniu w PGE Ekstralidze.
- Moonfin Malesa wróciła do punktu wyjścia. Po spektakularnej i niespodziewanej wygranej w Łodzi wydawało się, że ostrowianie wracają na właściwe tory. Poprawiła się też sytuacja kadrowa, bo do składu wskoczył Frederik Jakobsen. Wydawało się zatem, że ekipa Kamila Brzozowskiego pójdzie za ciosem i wykorzysta własny tor, by zapisać na swoim koncie dwie kolejne wygrane. Tak się jednak nie stało. Mecz z Texom Stalą Rzeszów wypadł blado, choć początek rywalizacji był naprawdę udany. Z kolei zwycięstwo z poważnie osłabioną Autona Unią Tarnów rodziło się w wielkich bólach. W efekcie goście zgarnęli punkt bonusowy. Ten mecz był potwierdzeniem, że zespół nadal błądzi na własnym torze, co nie jest dobrym prognostykiem przed zbliżającą się fazą play-down.