Aktualny mistrz świata juniorów na żużlu upadł podczas meczu Rospiggarny Hallstavik z Lejonen Gislaved. Tuż po starcie niefortunnie zahaczył o motocykl Adama Ellisa i z dużym impetem uderzył w dmuchaną bandę. Próbował jeszcze zeskoczyć z maszyny, ale wszystko działo się tak szybko, że nie był w stanie tego zrobić.
Pierwsze doniesienia o jego stanie zdrowia były naprawdę niepokojące, bo Przyjemski miał problemy z czuciem w nogach. Na szczęście już następnego dnia napłynęły bardziej pozytywne wieści, bo uraz neurologiczny został wykluczony. U 20-latka doszło do pęknięcia kostki w lewej nodze. Młodzieżowiec przeszedł operację i liczy, że jeszcze wróci w tym sezonie na tor.
ZOBACZ WIDEO: Ward nie gryzł się w język, gdy został zapytany o Pedersena
W mediach społecznościowych mnóstwo kibiców od początku wspierało Przyjemskiego, życząc mu jak najszybszego powrotu do zdrowia. Niestety, pojawiły się również inne komentarze.
- Sam kilka lat temu doświadczyłem hejtu. Spotkała mnie też jedna druzgocącą historia, o której być może kiedyś opowiem w szczegółach. Jeden z trenerów wypowiadał się w okropny sposób na mój temat. Przekonywał, że pewne rzeczy mi się należą, włącznie z tragicznym finałem. Może kiedyś będzie okazja, by to zdradzić. W związku z tym niektóre postawy, które mają miejsce w przestrzeni publicznej wokół Wiktora, są kompletnie nieakceptowalne. Czytałem komentarze na temat tego chłopaka i nie mam wątpliwości, że jest naprawdę źle. W wielu przypadkach one były obrzydliwe. Nie znajduję innego określenia dla wpisów, sugerujących, że Wiktorowi coś się należało, bo wcześniej nie wykazał się refleksją na torze - powiedział Jacek Frątczak, który był gościem magazynu PGE Ekstraligi w WP SportoweFakty.
Kibice, którzy wypowiadali się w ten sposób na temat Przyjemskiego, mają mu zapewne za złe jego jazdę podczas finału MMPPK w Lublinie, kiedy junior doprowadził do upadku Kacpra Manii. Faul bydgoszczanina był ewidentny. Został zresztą wtedy ukarany czerwoną kartką. Później miały jeszcze miejsce inne niebezpieczne sytuacje z jego udziałem. Do jednej z nich doszło podczas finału IMP w Częstochowie. Wtedy niewiele brakło, by na tor upadł Bartłomiej Kowalski.
- Bardzo negatywnie przyjąłem postawę Wiktora podczas pamiętnego wyścigu z Kacprem Manią. Uważam, że go poniosło. Sytuacja była ewidentna. Wykluczenie, czerwona kartka i publiczne zganienie żużlowca było oczywiste. Myślę jednak, że wyciągnął wnioski. To jednak nigdy nie może uzasadniać życzenia drugiemu człowiekowi najgorszych konsekwencji wypadku. Sportu nie robi się też po to, żeby mówić do ludzi, którzy w ten sposób wykorzystują internet. Jeśli te osoby teraz to czytają, a kiedyś będą oglądać jakiekolwiek komentowane przeze mnie zawody, to chcę powiedzieć, że nie mówię do nich. Nie chcę was znać. Apeluję też do mediów, by to tępić, bo to nie jest ograniczanie prawa do wypowiedzi. Mówimy o zwykłym hejcie. Jestem tym wszystkim naprawdę poruszony. Nie można życzyć drugiemu człowiekowi urazu, choroby lub odejścia z tego świata albo mówić, że sobie na coś zasłużył - podsumował Frątczak.