Bartosz Zmarzlik przyjechał do Wrocławia na przedostatnią w tym sezonie rundę Grand Prix z trzema punktami przewagi nad goniącym go Brady Kurtzem i wyjeżdża z takim samym zapasem przed decydującym bojem w Vojens. Polak był najszybszy w kwalifikacjach, ale w punktowanym sprincie przyjechał do mety trzeci, czym zyskał 2 punkty nad Australijczykiem.
W samych zawodach Polak brylował. Wygrał rundę zasadniczą z kompletem 15 punktów.
Pokonał m.in. po fantastycznym boju w bezpośrednim pojedynku Kurtza. Wydawało się, że jest na dobrej drodze, by powiększyć w finale przewagę nad rewelacyjnym debiutantem z Australii i jechać na finałowe zawody do Danii z bezpieczniejszą zaliczką.
ZOBACZ WIDEO: Polski talent wspomina początki. Nie od razu było kolorowo
Nic z tego. Zmarzlik nie pierwszy raz w tym sezonie źle rozegrał wyścig finałowy. Kto wie, czy błędem nie był wybór czwartego pola. Owszem, dawało ono większe pole manewru i Polakowi chodziło o to, by się napędzić po zewnętrznej. Zmarzlikowi szyki pokrzyżował jednak Jack Holder, który nie pozwolił się założyć w pierwszym wirażu. Polak był początkowo nawet czwarty, ale po szaleńczym pościgu przedarł się na drugie miejsce. Na prowadzącego od startu Kurtza zabrakło dystansu.
Publiczność na Stadionie Olimpijskim była w sobotni wieczór podzielona. Miejscowi fani wspierali głównie żużlowców Betard Sparty Wrocław. Zwycięstwa Kurtza czy Bewleya wprowadzały w ekstazę wrocławskich kibiców. Sprawiedliwie jednak trzeba oddać, że publika trzymała także kciuki za Zmarzlika. W kwalifikacjach znamienne jednak było, gdy prezenter Jacek Dreczka zapytał kibiców, komu kibicują i wymieniał poszczególne nazwiska. Przy Zmarzliku zapadła niepokojąca cisza. Kiedy wykrzyczał: Brady Kurtz - fani oszaleli z radości.
Podobnie było po zwycięskim przez Australijczyka finale. Połowa fanów była zachwycona triumfem miejscowego zawodnika. Drugie pół czuło rozczarowanie, że Zmarzlik nie odskoczył niesamowitemu Kurtzowi, który zapisał się w historii, wygrywając czwarte Grand Prix z rzędu.
Kurtzowi można życzyć ustanowienia nowego rekordu i zwycięstwa po raz piąty z kolei w duńskim Vojens 13 września. Pod jednym warunkiem korzystnym dla Polski, że Zmarzlik przyjedzie - tak jak we Wrocławiu - drugi w finale. Gdyby sprawdził się taki niesamowity scenariusz, Polak zostałby po raz szósty indywidualnym mistrzem świata, wyrównującym tym samym wyczyn legend Ivana Maugera i Tonego Rickardssona. Jednocześnie Brady Kurtz byłby jedynym żużlowcem w historii cyklu SGP, który wygrał pięć rund z rzędu.
Tak czy inaczej za dwa tygodnie w Vojens napisze się historia, bo ten sezon w cyklu Grand Prix to niesamowita batalia dwóch wielkich sportowców - utytułowanego Polaka Bartosza Zmarzlika i debiutującego w mistrzostwach świata Australijczyka Brady'ego Kurtza.
Z Wrocławia Maciej Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty