14 października na świat przyszli m.in. Paolo Salvatelli, Jesper Monberg, Adolf Słaboń, Greg Blair i on - Andrzej Zieja. Swoją karierę rozpoczął w 1997 roku we Wrocławiu, ale ze względu na dużą konkurencję wśród młodzieżowców w kolejnym roku został wypożyczony do OTŻ-u Opole.
Początek sezonu był dla niego pechowy. Podczas jednego ze sparingu upadł i doznał kontuzji obojczyka. Szybko wrócił na tor i zaczął nabierać pewności siebie. Już w trzeciej rundzie ligowej przeciwko Śląskowi Świętochłowice wywalczył 12 punktów i 2 bonusy.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Broszko, Pedersen, Suskiewicz i Cegielski
Po rocznej przygodzie w stolicy polskiej piosenki wrócił do Atlasu Wrocław, w którego barwach w latach 1999-2001 odjechał 37 spotkań, zdobywając 85 punktów i 16 bonusów. Szczególnie trudny był dla niego rok 2001, bowiem nie tylko sportowo musiał wspiąć się na wyżyny, bo kończył wiek juniora, ale również prywatnie, ponieważ zmarł jego ojciec Henryk.
Jako junior miewał naprawdę świetne występy. W finale Drużynowych Mistrzostw Polski w 1999 roku przeciwko Polonii Piła - na wyjeździe wygrał dwa z czterech biegów, ale w jednej z gonitw za swoimi plecami przywiózł nie byle kogo, bo samego Hansa Nielsena. Duńska legenda więcej w naszym kraju w rozgrywkach ligowych nie wystartowała, więc Zieja został jego ostatnim pogromcą.
W 2002 roku przeniósł się do Rawicza, a jego postawa na torze pomogła Kolejarzowi utrzymać się w 1. lidze. W kolejnym sezonie przywdziewał plastron Startu Gniezno, ale nie wiodło mu się najlepiej. W latach 2004-2005 nie pojawiał się na torze, by wrócić w 2006 roku i znów pomóc rawickim Niedźwiadkom. Jednak nie we wspomnianym sezonie, a rok później, kiedy to Kolejarz świętował przepustkę do 1. Ligi.
Podczas MPPK doznał jednak poważnej kontuzji. Wskutek kraksy z Rafałem Trojanowskim i Andrzejem Huszczą doznał pęknięcia kręgu w kręgosłupie, złamał kość udową, nadgarstek i żebra. Do tego doszedł jeszcze obojczyk, ale to zdiagnozowano dopiero po czasie. Wrócił w 2008 r., ale nie miał okazji do regularnych startów i był to dla niego rok stracony.
Niestety - mocnych rywali miał nie tylko na torze, ale i poza nim, gdzie "mierzył się" z problemami alkoholowymi. Był moment, że dyktował on żużlowcowi to, jak ma być. "Na żużlu skręcał tylko w lewo, ale w życiu skręcił kiedyś w złą stronę" - pisał w serwisie X felietonista Wojciech Koerber.
Zieja sięgnął dna - siedział w więzieniu, przez miesiąc pomieszkiwał w samochodzie, ale w pewnym momencie swojego życia ogarnął się na tyle, by wyjść na prostą. Miał dla kogo, bo jak nie dla siebie, to dla synka.
Przez wszystkie lata swojej kariery Zieja wziął udział w 112 meczach ligowych w Polsce, w których wyjeżdżał do 428 biegów. Zdobył w nich 675 punktów i 59 bonusów. W 1999 roku z Atlasem Wrocław zdobył Drużynowe Wicemistrzostwo Polski.