Żużel. To był trudny rok dla niego. "Takie myśli naprawdę przychodzą do głowy"

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jordan Jenkins
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jordan Jenkins

Liczne kontuzje mocno odbiły się na jego dyspozycji. Kiedyś był wielkim talentem, a w tym roku walczył o to, by przetrwać psychicznie i wrócić silniejszym do jazdy w lewo.

Jordan Jenkins ma za sobą kilka epizodów w polskiej U24 Ekstralidze. W barwach Włókniarza Częstochowa wystąpił w ośmiu spotkaniach, w których pojawił się na torze w 34 biegach i zdobył 35 punktów oraz 6 bonusów. Pod Jasną Górą chcieli dać mu szansę, ale ten stale odpowiadał sztabowi szkoleniowemu, że nie da rady we wtorek przybyć do Polski, bo w poniedziałkowe wieczory ścigał się w ojczyźnie.

Kilkukrotnie sytuacja się powtórzyła i z Jenkinsa zrezygnowano, bo jego rodakom tym, którym zależało - udawało się przybyć z Wysp do Polski. Na pewno w Częstochowie tego żałują, bo jako 15-letni chłopak został okrzyknięty drugim Taiem Woffindenem.

ZOBACZ WIDEO: Wielkie zmiany u Kacpra Woryny. "Rewolucji nie będzie"

W tym roku 24-latek musiał się zmierzyć nie tylko z rywalami, ale także urazami. Seria upadków mocno hamowała jego sezon - miał sztywnienie karku, naderwane więzadła i uszkodzenie łąkotki przyśrodkowej.

- Nie myślałem o odwieszeniu kevlarów na stałe, ale takie myśli naprawdę przychodzą do głowy, gdy wszystko idzie nie tak. To jest potwornie trudne - zarówno psychicznie, jak i finansowo. Ludzie często nie widzą, ile pracy i pieniędzy wymaga żużel: godziny przygotowań, inwestycje w silniki, motocykle, podróże. Na początku roku podejmujesz ogromne ryzyko finansowe, żeby dać sobie szansę na sukces. A gdy wszystko przekreśla kontuzja, to okropne uczucie. Masz wrażenie, że zawodzisz siebie i swoje drużyny, mimo że to zupełnie poza twoją kontrolą - przyznał Jenkins w rozmowie ze "Speedway Star".

Brak możliwości startów spowodowały, że Jenkins zdecydował się na pójście do normalnej pracy, aby nabrać rutyny i stabilności. Nie mógł jednak długo tego robić, bo miłość do żużla wygrała. - Nie ma niczego, co może to zastąpić - adrenaliny, atmosfery, ciągłej walki o poprawę. Patrzenie, jak Ipswich Witches zdobywa tytuł, było niesamowite i przypomniało mi, dlaczego to robię. Brakuje mi też ścigania dla Oxfordu. Kibice tam są fantastyczni, atmosfera na każdym meczu wyjątkowa. To tylko zwiększa głód powrotu - dodał żużlowiec.

Jenkins w tym sezonie opuścił ponad 20 meczów, z czego 16 spotkań Ipswich Witches. Wiedział jednak, że nie może wrócić zbyt szybko, bo nawet 90 procent formy to za mało, by ścigać się na odpowiednim poziomie. Ten rok nauczył go, by szanować sport jeszcze bardziej i kiedy trzeba odpoczywać, to musiał to robić.

Nie można odmówić mu determinacji. Zainwestował w nowy warsztat i rozpoczął przygotowania do nowego sezonu, ale okazało się, że jeszcze w tym roku miało być mu dane pościgać się w lewo. W czwartek miał wziąć udział w zawodach w Oksfordzie, ale te przełożono na niedzielę. A sam zainteresowany postanowił się z nich jednak wycofać.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści