Wątpliwości w sprawie niskich limitów płacowych, ustalonych przez PGE Ekstraligę i PZM w czasie pandemii koronawirusa, narastały od 2021 roku, a punktem kulminacyjnym było nałożenie na oba podmioty łącznej kary przekraczającej 5,2 mln złotych. W argumentacji przedstawiciele UOKiK-u twierdzili, że doszło do zmowy, która ograniczała swobodną rywalizację klubów o najlepszych żużlowców.
Karę nałożono w czerwcu 2023 roku, a od tego czasu toczył się spór sądowy. Władze PGE Ekstraligi od początku nie zgadzały się z nałożonymi karami i mocno walczyły o uchylenie decyzji.
Pierwsze rozstrzygnięcie w tej sprawie poznaliśmy 5 grudnia, gdy Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zdecydował się uchylić pierwotną decyzję o nałożeniu kar. Wyrok nie jest prawomocny i przysługuje od niego odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. To znacznie wydłuża jednak sprawę, a przede wszystkim dość mocno oddala perspektywę zapłaty gigantycznej kary.
ZOBACZ WIDEO: "Bez złota nie będzie ładnie”. Co przyniesie współpraca Rusko z Protasiewiczem?
- SOKIK dokonał diametralnie różnych ustaleń faktycznych od ustaleń poczynionych w decyzji. Sąd uznał, że PZM oraz EŻ tworzą jednolity organizm gospodarczy, a EŻ jest w pełni kontrolowana przez PZM, który w dacie wydania decyzji dysponował 58,29% głosów na Zgromadzeniu Walnym. Tym samym niemożliwe było orzeczenie w decyzji, że podmioty te zawarły między sobą porozumienie ograniczające konkurencję. W ocenie sądu nie było potrzeby rozważana innych zarzutów oraz przeprowadzania postępowania dowodowego dotyczącego pozostałych zarzutów. Musiało to skutkować uchyleniem decyzji - tłumaczy przedstawiciel PGE Ekstraligi, mecenas Bartosz Turno z kancelarii WKB Lawyers.
Przypomnijmy, że do sporu pomiędzy PGE Ekstraligą, a zawodnikami doszło w 2021 roku, gdy działacze chcąc rozpocząć rozgrywki bez udziału publiczności, zdecydowali o konieczności znacznego ograniczenia zarobków zawodników. Kwoty za podpis zostały zmniejszone do 200 tysięcy złotych, a kwoty za punkt do 2,5 tysiąca złotych. Działacze argumentowali to brakiem wpływów ze sprzedaży biletów oraz zagrożonymi wpłatami od sponsorów.
Zawodnicy nie mieli wyboru i godzili się na radykalne obniżki (w wielu przypadkach nawet o 50 procent), a problem powstał dopiero wtedy, gdy kibice wrócili na stadiony, a zawodnicy nie mieli szans na renegocjację kontraktów.
Wiele wskazuje na to, że to nie koniec sporu, ale obecnie PGE Ekstraliga i PZM mogą już znacznie spokojniej oczekiwać na ewentualne odwołanie. To największy spór prawny w historii obu organizacji, choć działacze od początku zapewniali, że nawet konieczność zapłaty kar nie wpłynęłaby na stabilność finansową rozgrywek. Nie brakowało jednak głosów, że ostatnia decyzja o zamrożeniu części wypłat z nowego kontraktu telewizyjnego była związana właśnie z koniecznością odkładania środków na ewentualną karę.
Boty wam teksty piszą?