Michał Korościel: Niespodziewanie rozstrzygnięcia i spodziewane efekty

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Od początku sezonu zachwycamy się nieprzewidywalnością żużlowej Ekstraligi. Sumą wszystkich niespodzianek jest jednak... przewidywalność Enea Ekstraligi.

W tym artykule dowiesz się o:

Od początku sezonu zachwycamy się nieprzewidywalnością żużlowej Ekstraligi. Eksperci, którzy ośmielają się typować wyniki, po meczach muszą chować głowy w piasek, bukmacherzy stawki na poszczególne mecze ustalają na chybił trafił, sami żużlowcy nie znajdują argumentów, które w sposób zadowalający wyjaśniłyby to co się dzieje na torach, ale wszyscy zgodnie są przekonani, że to właśnie grad niespodziewanych rozstrzygnięć czyni sezon fascynującym. Nieśmiało próbujemy zgadywać, że sensacyjne wyniki zawdzięczamy powracającej do regulaminu próbie toru, kolejną przyczyną może być, paradujący już niemal z aureolą nad głową, komisarz toru, możliwe, że sponsorem tytularnym nieoczekiwanych rezultatów jest mocno zaniżony KSM, właściwie nieistotne jaki jest powód, istotne, że na każdy mecz idzie się jak do kina na film z Piotrem Cyrwusem - może się wydarzyć wszystko. Albo każe Bożence umyć rączki, albo będzie wymachiwał szablą w Panu Tadeuszu.

Najbardziej zaskakujące w tym żużlowym roku jest jednak to, że niespodzianki mnożone przez sensacje i podnoszone do potęgi nieprzewidywalnej dają rezultat jak najbardziej spodziewany. Po niepełnych 11 kolejkach tabela wygląda dokładnie tak jak rysowalibyśmy ją przed sezonem. Co z tego, że Wrocław wygrał w Lesznie, co z tego, że Gorzów na dzień dobry dwa razy rozpaczał po meczach u siebie, co z tego, że Gniezno pobiło Toruń, co z tego, że Bydgoszcz na wrogich terenach straszyła gigantów z Częstochowy i Zielonej Góry, co z tego wreszcie, że Tarnów poległ na swoim torze z bandą Iversena, skoro rzut oka na tabelę pozwala postawić tezę, że układ jaki mamy dzisiaj jest dokładnie tym czego oczekiwaliśmy przed sezonem i co mógłby przepowiedzieć nawet średnio rozgarnięty mleczarz z Łowicza. Sumą wielu sensacji jest pełna przewidywalność. Na czele faworyci z Torunia i Zielonej Góry po drugiej stronie skazywani na pożarcie kopciuszkowie z Bydgoszczy, Gniezna i Wrocławia, czy ktoś liczył na coś innego?

Być może do końca fazy zasadniczej będziemy częstowani niespodziankami w takim stężeniu, do jakiego ten sezon przyzwyczaił, ale efekt ostateczny raczej nikogo nie zaskoczy. Unibax i Falubaz już teraz sondują na kogo lepiej trafić w rundzie play – off, Start, Polonia i Sparta już teraz kierują oczy ku niebu, reszta jeszcze się miota, jeszcze nie wie, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można podejrzewać, że o medale będą się biły jeszcze Częstochowa i Leszno, a w Rzeszowie, Tarnowie i Gorzowie po sezonie powiedzą, że do play – off zabrakło naprawdę niewiele. Komisarz, KSM i próba toru tu niewiele zmienią, spytajcie w Łowiczu.

Michał Korościel, dziennikarz Radia Zet i SportoweFakty.pl

Źródło artykułu: