Walkower walkowerowi nierówny. Wspomnienie tego, który przeszedł bez echa

Walkowerem z finałowego meczu Ekstraligi żyje obecnie cała żużlowa polska. Okazuje się jednak, że podobne zachowanie przeszło dawniej bez echa. W 2007 roku na meczu nie zjawił się Atlas Wrocław.

Michał Wachowski
Michał Wachowski

Spotkanie, o którym mowa, zostało zaplanowane na 4 sierpnia. Co ciekawe, było to już drugie podejście do tego meczu. Za pierwszym razem, po rozegraniu kilku wyścigów, żużlowcom przeszkodziły warunki pogodowe.

Podobieństw do meczu finałowego z 2013 roku jest wiele. Atlasowi nie pasował nowy termin spotkania i odmówił przyjazdu do Torunia. Argumentowano to tym, że z powodu kontuzji zdolnych do jazdy było tylko czterech żużlowców wrocławskiego zespołu. Speedway Ekstraliga nie otrzymała jednak żadnego oficjalnego pisma w tej sprawie. W związku z tym na stadionie zjawili się sędzia, ochrona, zawodnicy gospodarzy, a nawet kibice. Zgodnie z regulaminem rozgrywek, walkower zarządzono dopiero w momencie planowanego rozpoczęcia spotkania.

Unibaksowi Toruń przyznano dwa punkty meczowe, a wynik zweryfikowano na 40:0. Z perspektywy lat i szumu, jaki wywołał walkower w finale ENEA Ekstraligi, dziwić może łagodność kar, jakie spotkały wówczas wrocławian. Za niezjawienie się na meczu klub z Dolnego Śląska otrzymał 5 tysięcy złotych grzywny. Kara ta została jednak zawieszona.
Mimo walkowera, Atlas Wrocław nie otrzymał poważnych sankcji finansowych Mimo walkowera, Atlas Wrocław nie otrzymał poważnych sankcji finansowych
Wrocławianom nakazano ponadto zapłacić 30 tysięcy złotych odszkodowania na rzecz Unibaksu Toruń. Klub z Wrocławia odwoływał się od tej kary do kilku instancji. Za każdym razem przyznawano jednak rację Unibaksowi. Mijały tygodnie, a sytuacja urosła do prawdziwego absurdu. Nakaz ten był bowiem przez długi czas ignorowany. List polecony do Wrocławia, w którym torunianie domagali się zapłaty odszkodowania, nie został przez włodarzy Atlasa odebrany. Władze Ekstraligi rozkładały ręce i były w takiej sytuacji bezradne. - Ile można czekać? Przecież to kpina - mówił ówczesny prezes Unibaksu, Wojciech Stępniewski.

Torunianie musieli wykazać się niemałą cierpliwością. Wspomniane odszkodowanie zapłacone zostało dopiero na początku 2008 roku. Działacze Atlasu zrozumieli, iż w przypadku nie przelania pieniędzy, klub zostanie uznany przez Ekstraligę za zadłużony. Przystąpienie do kolejnego sezonu w elicie żużlowej byłoby wówczas niemożliwe. Wojciech Stępniewski, zapytany w styczniu 2008 roku o to, czy Unibax będzie domagał się spłacenia odsetek, odparł: - Czas skończyć w końcu ten spór. Mamy teraz poważniejsze problemy na głowie.

Od wspomnianych wydarzeń minęło blisko sześć lat. Po przeciwnej stronie barykady stoi tym razem Unibax. Tym, co różni obie sprawy są konsekwencje niesportowego zachowania, za jakie uznaje się oddanie meczu walkowerem. Możliwa degradacja, ujemne punkty oraz milionowe kary mają się nijak do sankcji, które spotkały w przeszłości Atlas Wrocław. Jedyne, co tak naprawdę rozróżnia oba przypadki, jest waga spotkania.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×