Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Odwrotny Janosik i inni tacy

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański
Czytam w mediach, że byli zawodnicy Wybrzeża i Włókniarza są oburzeni, iż gdańszczanie zamierzają spłacić tylko 30 proc. zadłużenia wobec swoich rajderów, zaś Włókniarz w ogóle odcina się od długów częstochowskiej ekstraligowej spółki, a mimo to oba owe kluby, już jako stowarzyszenia, dostały licencję na starty w II lidze i obecnie stać ich - a przynajmniej ponoć się do tego przymierzają - na kontraktowanie... ponad 40-letnich dziadków typu Peter Karlsson czy Magnus Zetterstroem! Po mojemu jest tak: stowarzyszenie Włókniarz rzeczywiście nie miało nic wspólnego z ekstraligową spółką, więc zawodnicy nie mają tu racji, natomiast w Wybrzeżu sytuacja była bardziej złożona i tu pretensje jeźdźców wydają się być bardziej uzasadnione. A postawa prezesa Zdunka jest tutaj dla mnie nie do przyjęcia: "Niech się cieszą, że dostaną 30 proc., bo to i tak dużo!”. Co na to PZM? Co na to jego agenda GKSŻ? Wiem, że jej szef Piotrek Szymański szuka jakiegoś sposobu na wypłacalność klubów wobec ścigantów i ma nawet fajne pomysły typu szybsze przyznawanie bezwarunkowej licencji dla rzetelnych (ponoć to idea red. Damiana Gapińskiego). Coś bowiem dla tych zawodników trzeba zrobić. Nie można pozwolić, by tak robiono w lewo ludzi i to niby w majestacie żużlowego prawa. Wybrzeżu dałbym np. zakaz awansu dopóki nie spłaci swoich zawodników. Na naszych niezawodnych SportoweFakty.pl czytam, że Robert Miśkowiak nadal chce rozmawiać z Gdańskiem o długu, ale czeka na uczciwą propozycję. Zaśpiewam mu więc coś z kabaretu Elita:

Oj naiwny, naiwny, naiwny,
Jak dziecko we mgle,
Jak goliat na pchle,
Mól w otchłani wód,
Który liczy wciąż na cud.
Oj naiwny, naiwny, naiwny,
Dziecko w kwiecie sił.
Choć w intencjach
To w zasadzie pozytywny
.

Z kolei Madsenowi zamiast zapłacić, Wybrzeże śle majle, że coś mu tam już wybuliło. Madsen to akurat nie jest bohater z mojej bajki, złotówa z niego, ale ta jego wypowiedź miażdży prezesa Zdunka:

- Poinformowałem klub, że zdaję sobie sprawę jak trudna jest sytuacja. Mogę zgodzić się na zrezygnowanie z połowy należnej mi kwoty, jeśli otrzymam pieniądze przed kolejnym sezonem. Nie dostałem odpowiedzi. To dziwne, choć praktycznie cały grudzień mieszkałem razem z moją dziewczyną w Sopocie i nie było problemu, aby spotkać się osobiście i porozmawiać - powiedział Leon Madsen w rozmowie z serwisem sport.trojmiasto.

Jeśli nerwowy Leon Złotówa jest w takiej desperacji, że gotów jest zrezygnować z połowy należnych mu jeszcze pieniędzy od Gdańska pod warunkiem, że dostanie kasę jeszcze przed sezonem, to zaczynam się podejrzliwie pytać:

- Czyżby Unia Tarnów nic mu nie dała za podpisanie kontraktu i na przygotowanie sprzętu do jazdy?

Czytam w centralnej gazecie, że Azoty jednak wspomogą "Jaskółki", lecz rzekomo pieniędzy może tam nie starczyć, gdy seniorzy będą dobrze punktować. Dziwne zmartwienie, gdyż w sporcie przecież chodzi o to, żeby wygrywać, czyż nie?

Dobrze, że szef GKSŻ Piotr Szymański (ma swoje za uszami i to sporo, ale to najlepszy przewodniczący Komisji w jej historii) teraz staje za zwodzonymi zawodnikami, bo w białe kołnierzyki, w zimnokrwistych technokratów z zarządu spółki Ekstraliga w tej materii mniej wierzę, choć i oni chyba też zaczynają wreszcie coś tutaj główkować. Dożyliśmy podłych czasów, gdy specjalnie trzeba premiować coś, co powinno być normalnością i codziennością!

I od razu taki niewinny żart. Na swoich profilach na facebooku Piotrek Szymański i Maciek Polny z GKSŻ publikują teraz fotki ze swej wycieczki do USA, a konkretnie do Kalifornii. W przebraniu, bez granatowych marynarek. Sesja wyjazdowa GKSŻ? He, he, jej tamtejsze obrady ponoć zmierzają do tego, żeby wprowadzić w naszym żużlu kapelusze kowbojskie zamiast kasków, a arbitrów zastąpić szeryfami. Jupijaj, jupijaj. Niektórzy naiwni polscy kibice już się łudzili, że GKSŻ wybierze wolność i poprosi o azyl w Stanach, ale nic z tego nie wyszło, gdyż zaprotestowali tamtejsi żużlowcy:

- Panowie u nas jeździ się już tylko na kilku torach w Kalifornii i tu już w zasadzie nie ma co rozwalać i zwijać. Na nic się więc nie przydacie.

- Spokojnie, nie bójcie się, my tu nie przyjechaliśmy działać, tylko udajemy się do Holyłudu, żeby nakręcić film pt. "Główna Komedia Sportu Żużlowego". Mamy szansę, bo jak przeczytaliśmy scenariusz Woody Allenowi to dostał zajadów ze śmiechu. Scenariusz oparty jest na polskich regulaminach żużlowych - odpowiedziała GKSŻ rezolutnie.

No to pożartowalim.

*Na SF.pl czytam mocny tytuł: "Pot, grymas bólu, zaciśnięte zęby - tak żużlowcy pracują zimą na medale w sezonie". Chodzi o niedawny obóz kadry w Wałczu.
To ja złośliwie odpowiem tak:

- Już nie róbcie na siłę z siebie rozpieszczone żużlowce takich męczenników. Wyście się nawet nie zbliżyli do tego jak ciężko trenują np. zawodnicy uprawiający sporty walki (a ja uprawiałem). Tam się trenuje do wymiotów i utraty świadomości. I nie za taką kasę jak wy.

A już zupełnie zbulwersował mnie ten fragment tekstu na SF.pl: "Nie wszyscy członkowie kadry są obecni na zgrupowaniu w Wałczu. Trener Marek Cieślak na siłę nikogo na obóz jednak nie ciągnął. - Można powiedzieć, że kadra to powinna być kadra i bez wymówki każdy powinien się stawić. Może tak będzie w przyszłości, za rok czy dwa? Z tą kadrą bywało różnie. Niektórzy przyjeżdżali w przeszłości na obóz na dwa dni. Znajdowali sobie wymówki. Jeden miał wyjazd, drugiemu żona rodziła. W końcu doszedłem do wniosku, że jeśli mają się wymigiwać, to lepiej niech w ogóle nie przyjeżdżają na obóz, bo i tak z tego nie było żadnego pożytku. Większa korzyść będzie jeśli zostaną w domach i trenują indywidualnie niż mają grymasić na zgrupowaniu - wyjaśnia Marek Cieślak".

I dalej czytam: "W trakcie zgrupowań kadry podczas jednego wybranego dnia dostęp do żużlowców mieli przedstawiciele mediów. - Zdarzały się przypadki, że zawodnicy przyjeżdżali na tzw. press day na zgrupowaniu. Owszem, to jest potrzebne, ale bywało tak, że ktoś przyjeżdżał tylko udzielać wywiadów, a czapkę narciarską założył raz. Kiedy wyjeżdżali z obozu dziennikarze, niektórzy zawodnicy też opuszczali zgrupowanie. Nie można tego tolerować. Reszta żużlowców na to przecież patrzy - zaznacza trener reprezentacji".

To ja zapytam:

- I to rzeczywiście ma być kadra narodowa, której zawodnicy robią łaskę? To sport profesjonalny, czy jakaś amatorska zabawa? Profesjonalizm tylko przy kasie? Sami oceńcie. Może być większy zaszczyt dla sportowca niż powołanie do kadry narodowej?

Każdy się napina przy dziewczynach. Z Leszna (prezes, trener) i z Zielonej Góry (np. Krystek Pieszczek) dochodzą mnie głosy, że zdobycie przez Unię i Falubaz złota w DMP, 2015 to ich... obowiązek. Obowiązkiem to jest profesjonalne podchodzenie do treningów i meczów, ale trudno narzucić komuś obowiązku wygrywania, bo to przecież tylko sport. A w żużlu tak wiele zależy od sprzętu i... kontuzji (których oczywiście nikomu nie życzę). Nadymanie balona nigdy nic dobrego nie dawało. Ale życzę powodzenia!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×