Jedyny taki kibic na świecie. Widział wszystkie turnieje SGP na żywo. "Syn ustalał ślub pod kalendarz Grand Prix"

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik
Wspomniał pan o przykrych momentach, a ten najmilszy, to 25 września 2010 roku w Terenzano i zapewnienie sobie tytułu mistrza świata przez Tomasza Golloba?

- Tak. Cały 2010 rok był wspaniały. Nie ukrywam, że marzyła mi się koronacja Tomasza Golloba w Bydgoszczy. Stało się to w Terenzano i później okazało się, że całe szczęście, że na włoskiej ziemi Tomek zapewnił sobie tytuł. Wszyscy pamiętamy, co się wydarzyło przed Grand Prix w Bydgoszczy. Tomek na motocrossie złamał nogę. Wiedziałem o tym jako jeden z pierwszych. Przyjechałem do niego i widząc przy nim lekarza od razu zauważyłem, że jest niewesoło. Tomek zapewniał mnie, żebym się nie martwił, bo on i tak w sobotę pojedzie. Bodaj z dwa dni udało się utrzymać informację o kontuzji Tomka w tajemnicy, a Gollob i tak postawił na swoim. Na blokadzie pojawił się na torze, choć oczywiście nie był w stanie odjechać całych zawodów. Najważniejsze, że upragniony tytuł miał już zapewniony i w Bydgoszczy odebrał złoty medal IMŚ - drugi w historii polskiego speedwaya.

Nie jest tajemnicą, że jest pan przyjacielem Tomasza Golloba i jego wiernym kibicem. Nie było myśli po tym, jak nasz mistrz wycofał się z Grand Prix, żeby sobie odpuścić to jeżdżenie i oglądanie kolejnych zawodów na żywo?

- Przechodziły mi po głowie takie myśli. Adrenalina już opadła. Początek cyklu Grand Prix, który datujemy na drugą połowę lat 90. ubiegłego wieku, to było coś. Młode wilczki w osobach Tomasza Golloba, Tonego Rickardssona i innych, wypierali starą gwardię. To był żużel na bardzo wysokim poziomie. Teraz już nie mam takiej adrenaliny, jak kiedyś. Do dalszej jazdy na Grand Prix mobilizują mnie kibice. Dzwonią, namawiają i tak daję się skusić. Kolejne wyjazdy na turnieje SGP to już bardziej inicjatywa ludzi, którzy podróżują ze mną od lat. Nie ukrywam, że po odejściu Tomasza Golloba z Grand Prix adrenaliny czysto sportowej już nie mam.

Wspomniał pan, że w latach 90. do Pragi czy Berlina jeździło kilka autokarów kibiców pod pana przewodnictwem. Jak to wygląda teraz? Chyba ciężko już zebrać tak liczne grupy fanów?

- Różnie to bywa. Zdarzały się wyjazdy, że jechaliśmy w cztery osoby, a były takie, że jechały cztery autokary kibiców. W tej chwili coraz mniej kibiców z Polski jeździ zagranicę na Grand Prix. Kiedyś jeździło kilka autokarów, teraz ciężko czasami zebrać jednego skromnego busa. Wpływ na to ma pewnie przekaz telewizyjny, a także zasoby finansowe naszego społeczeństwa.

A poza tym Grand Prix spowszedniało od momentu, gdy rozgrywane jest jedenaście lub dwanaście rund w sezonie...

- Oczywiście. Turniejów w sezonie jest za dużo. Poza tym poszczególne miejscowości się powtarzają. Robiłem taką statystykę i Teterow, gdzie odbędzie się 200. turniej jest dopiero 39 stadionem, który gości żużlowców w cyklu Grand Prix. BSI szumnie zapowiadało, że będą plany organizacji turnieju w Paryżu, ale nic z tego nie wyszło. Cardiff organizowane było po raz 16. Co prawda do turnieju w stolicy Walii nie mam żadnych zastrzeżeń, bo zawsze stoi na wysokim poziomie sportowym, ale miejscowości się powtarzają. To ludzie też zniechęca do jeżdżenia ciągle w te same miejsca. Dla przykładu powiem, że w 2012 roku do Auckland leciało nas 27 osób, a dwa lata później zaledwie grupka sześcioosobowa.

ZOBACZ WIDEO: Ostatnia próba Majewskiego w karierze (wideo) (źródło TVP)
Czy podzielasz opinię Jerzego Kanclerza, że liczba rund SGP w jednym sezonie powinna zostać ograniczona?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×