Nie chciał skończyć jak "warzywo". Nasz wielki mistrz powiedział "dość"

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

Czy żużlowiec, który chce wrócić do sportu po przerwie, musi się liczyć z kosztami przekraczającymi jego możliwości finansowe?

- Dla mnie bez sponsorów nie byłoby w ogóle możliwości powrotu. Nie jestem milionerem. Sponsorzy zawsze mi pomagali i to dzięki nim mogłem się ścigać. Dzięki nim mogłem wrócić. W jakimś stopniu to zrobiłem, choć już nie na ten najwyższy poziom, na którym chciałbym być. Chciałbym im jednak serdecznie podziękować. Dziękuję również całej mojej rodzinie, a zwłaszcza mojej żonie, za pomoc, którą otrzymałem. Oni zawsze mnie wspierali. Dzięki nim w ogóle tutaj jestem.

W zeszłym roku wziął pan ślub. Powodzenie w sprawach prywatnych pozwoliło trochę zapomnieć o speedwayu?

- Ja bym tego tak nie ujął. Byłem gotowy na to, że nie będę się ścigał na żużlu. Podjąłem męską decyzję. Jeśli chodzi o moją żonę, to jest to całkowicie inna sprawa. Nie chciałbym mieszać żużla z życiem prywatnym. Jestem szczęśliwy, że mam żonę i mogę żyć jak normalny człowiek. Widząc wszystkie upadki w ostatnich latach i to, co się po nich działo z żużlowcami, to nawet nie chcę myśleć o tym, co mogłoby się zdarzyć. Nie wiem, czy kiedykolwiek o tym mówiłem, ale myślę, że teraz mogę wspomnieć o jednej rzeczy. W 2006 roku, kiedy dostałem motocyklem w głowę, to życie uratował mi mój tata. Język wpadł mi do gardła, a ratownicy nie wiedzieli, co mają zrobić.

Pana tata wiedział?

- W ten sposób mój tata uratował kiedyś życie jednemu zawodnikowi. Dlatego wiedział, co zrobić także przy moim wypadku. Gdyby nie tata, to już by mnie na świecie nie było, bo połknąłbym język. Wiadomo, co byłoby dalej. To kolejny dowód na to, że miałem więcej szczęścia niż nieszczęścia.

Dlaczego nie wspominał pan o tym przez ponad jedenaście lat?

- Bo chciałem wrócić. Nie chciałem szukać żadnego usprawiedliwienia. Każdy może sobie pomyśleć, jaka to jest siła, kiedy motocykl żużlowy uderza w głowę przy największej prędkości.

Po zejściu z motocykla od razu chciał pan być trenerem? Podobno rozważał pan, aby zostać sędzią.

- Był taki pomysł, ale większe doświadczenie mam bardziej zawodnicze niż sędziowskie. Z sędzią miałem do czynienia na zawodach, będąc żużlowcem. Zbierałem doświadczenie na torze, w parku maszyn, podczas wyjazdów lub podróży lotniczych, więc moje doświadczenie jest typowo zawodnicze. Mogę to wszystko teraz przekazywać adeptowi, bo sam to przeżyłem. Jeśli chodzi o sędziowanie, to tego nie przeżyłem. Nie czułbym się w tym do końca profesjonalnie. Musiałbym się tego nauczyć na nowo. To zajęłoby trochę czasu.

Czy dobra współpraca z adeptami wynika ze stosunkowo niewielkiej różnicy wieku?

- Uważam, że tak. Co prawda są młodsi, którzy mają po sześć czy siedem lat, są trochę starsi, jak trzynastolatkowie czy siedemnastolatkowie, ale to jest cała grupa tych adeptów. Mamy między sobą fajną atmosferę i wszyscy doskonale się dogadujemy. Oczywiście, jak są jakieś sporne sytuacje, to zaraz trzeba uspokoić adeptów i postawić ich do pionu. Jestem jednak szczęśliwy z tego, że dogadujemy się. Oni słuchają tego, co się do nich mówi. Są dobrymi uczniami i mam nadzieję, że tak pozostanie. Chcę im przekazać to, czego doświadczyłem na torze i poza nim. Wierzę, że wyciągną z tego wnioski i nie będą popełniać podobnych błędów, jakie mi się zdarzały.

Ostatnio wiele powiedziano o nagannym zachowaniu rodziców podczas meczów piłkarskich, w których grają ich dzieci. Czy w żużlu także rodzice wywierają presję?

- Są takie przypadki. Niestety, zdarza się to dosyć często. Wtedy rolą trenera jest to, aby rodzicom wytłumaczyć, jak wygląda szkolenie adepta. Nie można pozwolić na to, aby rodzic sterował treningiem czy szkoleniem adepta. Jeśli rodzic tego nie zrozumie, to wtedy jest problem. Wtedy więcej czasu trzeba poświęcić na walkę z rodzicem niż na szkolenie adepta. Takie sytuacje od razu trzeba przedyskutować, żeby nie powielać błędów w procesie szkolenia, bo szkoda na to czasu. Lepiej od razu porozmawiać i uporządkować ten temat.

Pracując z adeptami, trzeba być bardziej fachowcem żużlowym czy nauczycielem życia?

- Zarówno fachowcem żużlowym, jak i pedagogiem. Trzeba pamiętać, że to są dzieci. Nie można zabraniać im myśleć o dzieciństwie, czyli na przykład o rowerze czy piłce. Nie można od razu dziecku wpajać, że żużel to jest jedyna droga, którą może iść. Możliwe przecież, że za kilka lat z tego adepta wyrośnie dobry piłkarz, tenisista lub tancerz. To też trzeba zauważyć. Nie można patrzeć jedynie w kategoriach żużlowych. Trzeba spojrzeć na to dziecko jak typowy pedagog, który musi z dzieckiem rozmawiać. Jego zadaniem jest wyczuć, co dziecko chce robić. Wracamy tutaj do poprzedniej kwestii - czasami bardziej na motocyklu woli jeździć rodzic, niż sam adept. Warto z nimi dużo rozmawiać. To też jest bardzo cenna nauka dla mnie. Przychodzą nowi adepci i do nich też trzeba umieć dotrzeć. To nie jest tak, że on od razu przyjdzie, wsiądzie na motocykl, odkręci gaz i zrobi rekord na minitorze. Jednym przychodzi to szybciej, bo mieli już jakiś kontakt z motocyklem, a innym trudniej, bo nigdy nie siedzieli na motocyklu, a chcą tego spróbować.

Wtedy ma pan większe pole do tego, aby się wykazać.

- Trzeba być czujnym, aby nie zrobić dziecku krzywdy. Adept powinien robić postępy w takim czasie, w jakim jest do tego przygotowany. Nie ma na to reguły.

Czy młodzi zawodnicy, których pan prowadzi, wiedzą, że mają do czynienia z byłym indywidualnym mistrzem świata juniorów?

- Nie wiem. Szczerze? Nawet o tym nie myślę. Jestem normalnym człowiekiem. Nie jestem zadufanym w sobie bufonem, który chodzi i zadziera nosa. Traktuję dzieci jak partnerów. Jesteśmy razem na torze lub treningu i nie może być tak, że oni myślą, kim ja kiedyś byłem. To już jest historia. Dla mnie istotne jest to, żeby adept nauczył się jak najwięcej na treningu. Najlepiej, jeśli wyjdzie z tego treningu z uśmiechem na twarzy.

Praca z dziećmi to pierwszy krok do tego, aby w przyszłości prowadzić drużynę?

- Nie chcę za bardzo wybiegać w przyszłość. Skupiam się na tym, co jest. Przygotowałem sobie plan działania, który realizuję punkt po punkcie. Zobaczymy, jak będzie dalej. Zawsze pracowałem na sto procent swoich możliwości. Tak samo jest teraz.

Rozmawiał Mateusz Lampart



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Gdyby nie kontuzje, Karol Ząbik przebiłby sukcesami Tomasza Golloba?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×