Lider Orła mówi, że to nie jego wina. Wszystko przez wypadek i taksówkarza

Orzeł Łódź nie wykorzystał atutu własnego toru i poniósł porażkę w starciu z Grupą Azoty Unią Tarnów 42:47. Przed meczem spory stres przeżył lider gospodarzy, Hans Andersen.

Agnieszka Rutkowska
Agnieszka Rutkowska
Hans Andersen WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Hans Andersen

Mecz w Łodzi pomiędzy miejscowym Orłem a Grupą Azoty Tarnów miał rozpocząć się o godzinie 15:15. Gospodarze przed spotkaniem byli bardzo zdenerwowani, bo w parku maszyn brakowało Hansa Andersena. - Taksówkarz, który miał mnie odebrać z lotniska utknął w korku, ponieważ był wypadek na autostradzie - tłumaczył Duńczyk.

Łodzianie zrobili wszystko, żeby Andersen zdążył na pierwszy bieg. - Udało mu się zainaugurować spotkanie i wygrać wyścig, ale myślę, że pan prezes porozmawia z Hansem, żeby przylatywał wcześniej - skomentował sytuację trener Janusz Ślączka.

Żużlowiec nie czuje się winny. - Spóźniłem się tylko piętnaście minut. Takie rzeczy się zdarzają. My ciągle zmieniamy miejsce swojej pracy. Lotniska międzynarodowe mają wszystko dobrze zaplanowane. Byłbym w Łodzi na czas gdyby nie spóźniony taksówkarz i wypadek na autostradzie - wyjaśnia Duńczyk.

Andersen zauważa, że termin oraz godzina rozpoczęcia meczu były zmieniane. - Spotkanie w Łodzi było początkowo planowane na godzinę 17:00. Także już przez to musiałem wprowadzić korekty w planie podróży - dodaje zawodnik.

ZOBACZ WIDEO Maksym Drabik: Na świętowanie nadejdzie czas po sezonie (WIDEO)


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Czy Hans Andersen mógł lepiej zaplanować swoją podróż?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×