Polski klub zwariował. Chce wykiwać konkurencję, kontraktując zawodników na potęgę

To, co napiszemy w tym artykule, jest rzeczą niesłychaną. Jeden z polskich klubów wpadł na szalony pomysł, który może doprowadzić ligową konkurencję do całkowitej destrukcji. O co chodzi?

Radosław Gerlach
Radosław Gerlach
Turniej Nice Cup WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Turniej Nice Cup

W polskim żużlu powoli zbliża się okres transferowy. Corocznie mamy sytuację, w której w połowie września rywalizacja o tytuły, awanse czy utrzymanie schodzi nieco na boczny tor. Kibice wzajemnie przekrzykują się, kto rozda karty w przyszłym sezonie i który zawodnik do jakiego klubu trafi. Tak już jest od kilku lat, a zapisy regulaminowe GKSŻ-u zabraniające klubom przedłużania kontraktów z własnymi zawodnikami tylko potęgują spekulacje i nakręcają spiralę plotek.

Inna sprawa, że kluby faktycznie już teraz zaczynają sondować poszczególnych zawodników, a nawet delikatnie ich kusić. Ale to, na jaki pomysł wpadł jeden z polskich klubów, może zarówno szokować, zniesmaczać jak i... budzić respekt. Pomimo faktu, że rynek zawodniczy jest otwarty od przeszło dekady, to takiej idei nie było jeszcze nigdy.

Jedna z drużyn z południowej części kraju chce wykończyć ligową konkurencję, zagarniając znaczną część rynku. - Chcemy podpisać kontrakty z 30, a może nawet i 40 zawodnikami - mówi nam jeden z działaczy klubu. Oczywiste jest, że przy tak szerokiej kadrze część z żużlowców nie ma nawet iluzorycznych szans na start w jakimkolwiek meczu. Tyle że tu nie o to chodzi.

Taki ruch miałby sprawić, że na rynku zapanuje deficyt żużlowców. Jeśli jeden klub podpisze kontrakty z 30 zawodnikami bez tzw. kontraktówki, ale każdemu z nich zaoferuje np. 7 tysięcy złotych za punkt, to trudno się spodziewać, aby dany zawodnik taką propozycję odrzucił. Oczywiście klub będzie musiał wpłacić za każdego z tych żużlowców 750 złotych za zgłoszenie do startów, ale to i tak nic w porównaniu do potencjalnych korzyści.

ZOBACZ WIDEO Doyle wylądował pod bandą. Zobacz skrót meczu Wolverhampton - Swindon [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]

Klub zakłada bowiem, że sfrustrowani prezesi innych drużyn podczas majowego okienka transferowego będą walić drzwiami i oknami, by wyłuskać poszczególnych zawodników. - Możemy na tym zbić podwójny interes. Nie dość że zrobimy deficyt żużlowców na rynku, to jeszcze w trakcie majowego okienka będziemy bezczelnie wypożyczać tych zawodników za spore kwoty - śmieją się w polskim klubie.

To szokujący i dość nieczysty pomysł, który może jednak przynieść ogromne korzyści. Pytanie tylko, czy nabiorą się na to sami żużlowcy. Nie ma co ukrywać, że akurat środowisko zawodnicze jest w tym sporcie dość wąską grupą i informacje o przynależności klubowej danego jeźdźca natychmiast się rozchodzą. Wtedy żużlowcy łatwo zorientują się, że coś tu jest nie tak.

Byłoby jednak wesoło, gdyby okazało się, że np. Arge Speedway Wanda Kraków ściągnęła pod Wawel 30 obcokrajowców i dodatkowo zapisała im w kontrakcie obligatoryjne stawienie się na trening punktowany pod koniec marca. Szum wokół klubu byłby niesamowity, na przedsezonową inaugurację przyszłoby też mnóstwo kibiców, a co najważniejsze: trener Adam Weigel mógłby dokonać selekcji trzech bądź czterech żużlowców z najlepszą formą spośród całej dostępnej plejady.

Później do klubu wpadłyby też pieniądze z tytułu wypożyczeń, a koniec końców, kto wie czy taki klub nie cieszyłby się jesienią z awansu do wyższej ligi. Swoją drogą, byłoby to zagranie wysoce nieetyczne, choć w myśl regulaminu jak najbardziej dopuszczalne. Nie ma bowiem żadnych ograniczeń ilościowych. Niemniej, wielcy tego sportu jak Władysław Komarnicki, Józef Dworakowski, Marta Półtorak, Krystyna Kloc czy Marian Maślanka nigdy na taki krok się nie zdecydowali.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy podoba ci się pomysł polskiego klubu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×