Najważniejszy głos na stadionie w Lesznie. O takiej pracy marzył od dziecka

Będąc małym chłopcem, Paweł Mrozkowiak bawił się w komentowanie i szalał za wszystkim, co związane z żużlem. Nie przypuszczał wówczas, że w przyszłości spełni swe marzenia. Od 2003 roku jest najważniejszym głosem na stadionie w Lesznie.

Michał Wachowski
Michał Wachowski
Paweł Mrozkowiak [z prawej] i Tomasz Lorek podczas zawodów w Lesznie Archiwum prywatne / prywatne archiwum Pawła Mrozkowiaka / Paweł Mrozkowiak [z prawej] i Tomasz Lorek podczas zawodów w Lesznie
Bez spikera trudno byłoby wyobrazić sobie jakiekolwiek zawody żużlowe. Nie tylko informuje o wynikach czy obsadzie biegów. Przede wszystkim buduje atmosferę i zachęca fanów do dopingowania. Paweł Mrozkowiak, który pełni tę rolę od 2003 roku, czuje się na murawie stadionu w Lesznie jak ryba w wodzie. - Preferuję żywiołowy styl komentowania i żyję każdą imprezą sportową - przyznaje. Nic więc dziwnego, że chrypkę ma w zasadzie po każdym spotkaniu. Pan Paweł śmieje się jednak, że głosu póki co nie stracił. I dobrze, bo jak przyznaje wielu kibiców, trudno byłoby wyobrazić im sobie mecze ligowe bez jego udziału.

Komentator od przedszkola

Dzieciaka urodzonego w latach 70. po raz pierwszy na żużel zabrał wujek. - Nie były to byle jakie zawody, bo Drużynowe Mistrzostwa Świata, które odbywały się w Lesznie w 1984 roku. Pamiętam, że byliśmy na stadionie już kilka godzin wcześniej, a i tak ledwo znaleźliśmy miejsca do siedzenia - wspomina. Od następnego roku jeździł już na wszystkie zawody, jakie odbywały się w Lesznie. - Mieszkałem wtedy w oddalonym o około 30 kilometrów Gostyniu i pamiętam, że każdy niedzielny wyjazd na żużel to było święto, na które czekało się cały tydzień. Od małego chłopca natomiast interesowałem się piłką nożną i często rozgrywałem kredkami mecze, które sam komentowałem. Czytałem też na głos informacje sportowe z gazet. Starałem się naśladować komentatorów sportowych - wspomina.

Mrozkowiak chciał zostać dziennikarzem, ale życie potoczyło się inaczej. Skończył studia prawnicze, a karierę zawodową kontynuował w sektorze finansowym. - Ciągnęło mnie jednak do tego, żeby na żywo spróbować skomentować jakieś zawody sportowe. Na początku lat 2000 spikerem na meczach Unii był Mariusz Cwojda, a mnie do klubu polecił były kierownik klubu Janusz Gościniak. Pełniący wówczas funkcję wiceprezesa Leszek Jankowski wyraził zgodę i od 2003 roku rozpoczęła się moja przygoda z mikrofonem na Stadionie Alfreda Smoczyka - mówi.

Cieszy się, że trafił na Dworakowskiego

Coś, co miało być tylko krótkim epizodem, trwa po dziś dzień. Mrozkowiak szybko przekonał do siebie pracowników Unii. Kluczowe było jednak to, że polubili go sami kibice. - Mam to szczęście, że trafiłem w bardzo dobry okres w historii Unii Leszno. Okres wielkiej ery prezesa Józefa Dworakowskiego i obecnie prezesa Piotra Rusieckiego. Już 4-krotnie mogłem jako spiker brać udział w świętowaniu mistrzostwa Polski. A przecież były w tym czasie i Drużynowe Puchary Świata, Grand Prix i wiele innych świetnych zawodów. Gdybym miał jednak wybrać ten najlepszy, to byłby to Drużynowy Puchar Świata w 2007 roku. Pamiętam te zawody dzięki fenomenalnej atmosferze na trybunach i niezwykle emocjonującemu przebiegowi. O zwycięstwie decydował ostatni wyścig i zostanie to w mojej pamięci na zawsze - opowiada.

Praca spikera zawodów to także stres, a w tak dynamicznym zajęciu nietrudno o pomyłkę. - Oczywiście wpadki są nieuniknione. Raczej są to jednak drobne pomyłki. Staramy się mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, pamiętam jednak, że kiedyś dopiero podczas zawodów zorientowaliśmy się, że nie mamy odpowiedniej wersji hymnu rosyjskiego. Trzymaliśmy mocno kciuki, żeby nie wygrał zawodów Rosjanin, bo mogłaby być duża wpadka - śmieje się.

Trzeba przyznać, że Mrozkowiak ma w czasie zawodów świetną perspektywę. Ogląda bowiem biegi tuż przy linii startowej, znajdując się na murawie. A to gwarantuje ogromne emocje. Podkreśla przy tym, że wiele zawdzięcza wspomagającej go w wieży sędziowskiej Karolinie Dworakowskiej-Matuszewskiej. - Współpracuje mi się z nią doskonale i chciałem ją z tego miejsca serdecznie pozdrowić. Gdy na niedawnym meczu z Unią Tarnów jej zabrakło, musiałem komentować zawody z wieży sędziowskiej. Muszę przyznać, że czułem się tam nieswojo. Nie miałem wsparcia Karoliny, a poza tym przyzwyczaiłem się już do tego, że stoję na murawie, blisko zawodników i samych kibiców - dodaje.

W niedzielę żużel, w sobotę futsal

Żużel to zresztą nie jedyna sportowa pasja Pawła Mrozkowiaka. Równie mocno uwielbia piłkę nożną. - Ponieważ sam grałem w futsal, czyli piłkę halową, miałem w głowie pomysł, aby utworzyć drużynę, która mogłaby rywalizować w oficjalnych rozgrywkach ligowych. Długo jednak obowiązki służbowe nie pozwalały mi na realizację tego marzenia. Dopiero w momencie, kiedy otworzyłem swoją firmę, miałem trochę więcej czasu, żeby się zająć tym odłożonym w czasie projektem - wspomina.

Ostatecznie, w 2014 roku, Mrozkowiakowi udało się stworzyć Klub Sportowy Futsal Leszno, który obecnie gra w I Polskiej Lidze Futsalu, dynamicznie się rozwijając. - Przez te kilka zimowych miesięcy, kiedy nie słychać warkotu motocykli, futsal jest znakomitym uzupełnieniem sportowego kalendarza i piękną i dynamiczną dyscypliną, która ma olbrzymi potencjał rozwojowy - mówi.

Paweł Mrozkowiak ma dwóch synów. Czy któryś z nich pójdzie w jego ślady? A może zostanie żużlowcem? - Starszy syn zdecydowanie woli piłkę nożną, choć chodzi na mecze i kibicuje Unii. Młodszy ma dopiero trzy lata, więc tu jeszcze wszystko jest możliwe - zaznacza.

ZOBACZ WIDEO #SmakŻużla po leszczyńsku


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Czy podoba ci sie sposób, w jaki Mrozkowiak komentuje zawody w Lesznie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×