Stefan Smołka. Powroty do przeszłości: Jak na Stadion Śląski wparował wielki speedway (felieton)

Stefan Smołka
Stefan Smołka
W walce o złoto uczeń przerósł mistrza, Szczakiel wygrał sposobem Maugera, wyśmienicie wykonanym lotnym startem, za co wówczas delikwentów, nie wiedzieć czemu, nie karano. Bezradny wielokrotny mistrz świata atakował umykającego mu Polaka, ale jego próby były dość nieporadne, skończyły się wreszcie symbolicznym upadkiem giganta. Sędzia był konsekwentny w swoich błędach i znów wyścigu nie przerwał, co było niebezpieczne, ale nie miało żadnego wpływu na końcową, jakże sensacyjną kolejność na podium. Dwa samotnie przejechane przez Szczakiela okrążenia były rundami zwycięstwa w nieopisanej ekstazie stu tysięcy drących się wniebogłosy widzów na stadionie. Euforią kipiały również polskie domy, bo finał transmitowała telewizja.

W ten sposób pierwszy Polak został żużlowym mistrzem świata. Nikt nie odbierze Szczakielowi jego zasług, nikt też nie ma prawa podważać uczciwości ostatecznych rozstrzygnięć. Każda legenda przed podaniem lubi jednak być przyprawiona szczyptą soli i pieprzu. Już zaraz po wielkim finale pojawiały się głosy gaszące narodowy entuzjazm. Dla pełnego obrazu całości nie zaszkodzi ich tutaj przywołać, ale wyłącznie jako ciekawostki, pewnie gdzieś z kosmicznych sfer teorii spiskowych wprost wzięte.

Zdaniem niektórych zawodników tudzież osób funkcyjnych działy się rzeczy dziwne. Ze zrozumiałych względów osoby te wolą pozostać anonimowe. Wszystkie te rewelacje streścić by można w formie kilku pytań, na które klarownych odpowiedzi brak.

- Dlaczego niemiecki sędzia zawodów reagował tak, jak reagował i dlaczego został potem odsunięty od najważniejszych imprez międzynarodowych?

- Skąd wzięło się kompletnie irracjonalne zachowanie red. Jana Ciszewskiego, który w studiu telewizyjnym po finale raczył ostentacyjnie ignorować osobę samego świeżo upieczonego mistrza świata? Za to zresztą pan redaktor zmuszony był potem publicznie przepraszać. No cóż, tu można poszukać prób wyjaśnienia. Tajemnicą Poliszynela były skłonności "Cisa" do hazardu. Czy to grając w karty, głównie w pokera, czy podbijając stawki w wyścigach konnych, choćby na Służewcu, znany był z tego, że licytuje ostro. Może słynny redaktor miał jakąś wiedzę tajemną i postawił na pewniaka, który jednak nie wygrał? Może tym razem wytrawny gracz postawił na niewłaściwego konia?

Najdalej idące pytanie dotyczy kartki, którą w trakcie zawodów otrzymał Ivan Mauger. Ktoś wścibski z licznej grupy mechaników w parkingu ponoć to zauważył i zdołał odczytać grubym flamastrem zapisaną na papierze treść, składającą się z samych cyfr - jedynki i pięciu zer. Czy chodziło o pokazanie staremu mistrzowi ilu jest widzów na stadionie?

Faktem jest, że początek dekady Gierka znaczony był szaleńczym pędem do sukcesu - za wszelką cenę. Zwycięstwa sportowe rodaków uspokajały nastroje, a kosztowały relatywnie mało. Pamiętajmy, że to było jeszcze przed epokowym sukcesem polskich piłkarzy podczas WM 74 - mistrzostw świata w Niemczech, choć ta epopeja nabierała już rozpędu.

Smutna mina mistrza świata na podium, w czym też dopatrywano się podtekstów, akurat ma swoje jasne wytłumaczenie. Jerzy Szczakiel to niezwykle skromny człowiek, takim zresztą do dziś pozostał - miałem szczęście poznać i uścisnąć dłoń Mistrza. Sam był oszołomiony niespodziewanym sukcesem, ale przede wszystkim nie potrafił okazać spontanicznie swojej radości z powodu śmierci ukochanej mamy, którą pochował kilka tygodni wcześniej.

Nic nie zmieni faktu, iż Jerzy Szczakiel mistrzostwo świata wywalczył swoim talentem i pracowitością, przy odrobinie wymodlonego szczęścia. Nie był jakimś przysłowiowym kelnerem na motocyklu, ale uznaną już w hermetycznym świecie speedwaya firmą. Dwa lata wcześniej podczas finału mistrzostw świata najlepszych par na żużlu Jurek Szczakiel zdołał pokazać dwom nowozelandzkim gwiazdom, Maugerowi i Briggsowi, gdzie raki zimują - razem z Wyglendą wygrał z parą wielokrotnych mistrzów świata w sposób bezdyskusyjny. Podczas omawianego finału w Chorzowie Szczakiel Maugera pokonał dwukrotnie, najpierw w ósmym wyścigu dnia, a potem w tym decydującym dwudziestym pierwszym. W bezpośrednim pojedynku przyszły mistrz pokonał też Zenka Plecha. Ponadto nikt z oglądających śląski finał nie zaprzeczy, iż dodatkowy wyścig o złoto IMŚ pełen był dramaturgii, a atak Maugera, co prawda trochę bezmyślny, co sam Ivan potem ze skruchą przyznał, ale nazbyt ryzykowny, żeby go uznać za udawany. Dlatego spokojnie między bajki włóżmy teorie spiskowe, pamiętając wszak o zdarzających się tu i ówdzie spiskowych praktykach.

Kolejne dwa finały IMŚ na Śląskim odbywały się w cyklu trzyletnim. Ale ani te indywidualne, ani organizowane tam finały drużynowe czy parowe nie wzbudziły już tak skrajnych emocji, jak ten pierwszy. W 1976 roku wygrał Anglik Peter Collins (Mauger był czwarty, Plech piąty), zaś w 1979 Mauger odbił sobie Szczakielowy pogrom, a Zenek Plech był tuż za nim. W finale DMŚ 1974 w Chorzowie Polacy zdobyli brąz (Mucha, Plech, Andrzej Jurczyński, Andrzej Tkocz i Szczakiel). W konkurencji par Polacy na chorzowskim obiekcie raz stali na trzecim stopniu podium, Plech i Jancarz w 1981 roku. Był to ostatni medal Biało-Czerwonych przed czasem wielkiej żużlowej posuchy.

Stadion Śląski zasłużył na speedway, Jerzy Szczakiel zasłużył na tytuł żużlowego mistrza świata, a Polacy zasłużyli na piękną legendę.

Jarosław Hampel kilka lat temu dosiadłszy żużlowej maszyny dał genialny popis karkołomnej jazdy po ośnieżonym dachu Spodka, symbolu Katowic, czym podbił serca Ślązaków. - Drogi Jarku, czas na "powtórkę z rozrywki" - tytuł mistrza Europy (i trofeum Tauron SEC 2018) na Ciebie czeka! Pozostali Polacy powinni Ci w tym pomóc - koledzy z toru, kibice w swej masie na kultowym stadionie oraz trzymający mocno kciuki za "Małego" widzowie przed telewizorami. Bądźmy znów razem - jak 45 lat temu.

Stefan Smołka

Oglądaj TAURON SEC tylko w TVP Sport

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×