Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Beton i diamenty, czyli wszyscy szukają Hansa Nielsena (felieton)

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
No więc ja nie jestem pod nikogo podpięty. Jestem życiowym i żużlowym Don Kichotem i walczę z wiatrakami o rzetelność i obiektywizm. Czyli z nikim nie trzymam, czyli nikomu nie jestem potrzebny. Ani BSI, ani One Sport, ani... Nawrockiemu. Ale taki sobie będę. Takie moje prawo i chęć, jak pana Koerbera żeby pisać o tym, że Rzeszów wyzionie ducha. A skoro już tak, to gorąco kibicuję każdemu, kto poświęci sekundę życia i złotówkę ze swojej kieszeni żeby w jakimkolwiek miejscu, choć przez chwilę zawarczały żużlowe motocykle. Niech zawodów żużlowych będzie jak najwięcej. O diamenty, funty, pralki i telewizory. Diamond Cup nie wyszedł. Poprzedniej zimy w mojej jedynej rozmowie - przez telefon - odradzałem Nawrockiemu ten pomysł. Dużo miejsca poświęcam temu tematowi z jednego powodu.

Przy okazji tego projektu chcę zwrócić uwagę na to, jak trudno jest zorganizować żużel, a jeszcze trudniej na nim zarobić i kibicujmy tym, którzy porywają się na tworzenie żużla - let's make speedway. Jak trudno to zrobić przekonało się o tym wielu. Jedna z firm za własne prywatne pieniądze zorganizowała pod koniec 2017 zawody w Krośnie. Było kilka głośnych nazwisk. Przyjechał nawet Maciek Janowski. Naszą gwiazdę przyszło oglądać... 400 osób. To są fakty. Organizatorzy dołożyli z własnego portfela. Ilu mamy świrów, którzy zaryzykują pieniądze jak Nawrocki? Na takie szaleństwo mógł szarpnąć się tylko człowiek spoza żużla. I tak właśnie się stało. W arcytrudne wyzwania zwykle pakuje się ten, kto nie wie, co go czeka. Dobrze wiecie, że gdyby nie publiczne środki, to dla przykładu niektóre rundy SEC, czy SGP byłyby pod kreską. Nawet w Polsce tak dobrze zorganizowane i rozreklamowane cykle, które transmitują potężne stacje telewizyjne mają problemy ze zbudowaniem frekwencji.

Ale czy to powody do satysfakcji i bicia piany? Raczej nie. Czemu tak trudno zarobić poza ligą, to temat na inny wątek. Bo jest on skomplikowany. Ale w największym skrócie: wartość żużlowców się zdewaluowała, i ja o tym przestrzegałem ponad 10 lat temu. Włosy na głowie mi się jeżyły, gdy czytałem opinie kibiców, że gwiazdy jeżdżące w mistrzostwach świata to średniacy. Teraz niemalże to już wszyscy średniacy. No, może poza Zmarzlikiem. Poza Bartkiem wszyscy są średniakami; zawodzą, jeżdżą w kratkę, więc nie ma prawdziwych mistrzów. I po co oglądać turnieje dla średniaków? I po co oglądać tych samych średniaków dziesiąty raz w tygodniu? Lukier się przejadł. Czołowe cykle i ligi są full napakowane co do kości najlepszymi nazwiskami. W takim układzie skąd brać nowych zawodników choćby na transfery? Chyba z kosmosu.

Okres transferowy zawiódł i był ponoć nudny. Mnie on od lat nie fascynuje. Żużel pojmuję głównie na płaszczyźnie indywidualnej. Roszady kadrowe analizuję pod kątem przebiegu kariery zawodnika. Kto mu będzie płacił, ile będzie jeździł, na jakim torze i na jakim poziomie rozgrywek. Narzekacie na ploty transferowe i zarzucacie "pismakom" nierzetelne informacje. Przecież środowisko tym żyje. Uwielbiacie spekulacje transferowe. Część z Was otwarcie deklaruje, że sezon ogórkowy lubi niemalże tak samo jak "żużel w akcji". Łatwo krytykować "pismaków" za roznoszenie plotek. Łatwo to przychodzi również kolegom po fachu, którzy nie żyją z newsa, a np. komentują sobie wyścigi. Dziennikarstwo newsowe, to bardzo ciężki kawałek chleba. Tu nie da się odpłynąć w sentymentalizmie, kolorowym świecie i super jegomościach jeżdżących na poletku Monmore Green. Ja to rozumiem i nie krytykuję tylko dlatego, że jestem w komfortowej sytuacji i nie muszę tego robić żeby mieć pieniądze.

Spekulacje transferowe, plotki i szumne tytuły, to nie moja bajka. Ale jeśli mam komfort, że nie muszę tego robić, aby mieć chleb, to nie będę jeździł po kimś, kto akurat to robi, przy okazji siebie gloryfikując jaki to ze mnie równy gość, bo ja tylko czysty żużel, adrenalina, nie jestem gryzipiórkiem za biurka z komputerem i szanuję chłopaków. Żużel to jest rodzaj showbiznesu. Tu nie bierze się jeńców. W Polsce z żużlowcami obchodzi się jak z panienkami. Przeczytałem niedawno, żeby w ogóle im dać spokój z głupimi pytaniami po zawodach. Może w ogóle dajmy im spokój? I nie uważam, że żużlowcom dzieje się w mediach krzywda. Że jest wylewany na nich hejt i są traktowani przedmiotowo. Uważam wręcz odwrotnie. Wszyscy się z nimi patyczkują, uważają na słowa i jak tak dalej pójdzie, to nie będzie można napisać, że Janowski spieprzył wejście w łuk. No bo jak to? Przecież chłopak jest ambitny, fajny, a najlepiej to "wsiądź za niego na motor".

Więc skoro nie mogę napisać, że Janowski jest za mało ostry żeby zdobyć medal - na marginesie: nie uważam tak, po prostu w sezonie 2018 trzech było od niego lepszych - to, co innego mam robić jeśli nie mogę oceniać żużla? Aha... wiem. Jak to kiedyś napisał Kacper Gomólski na Twitterze: dziennikarze mają tylko informować. Ot, wytłumaczył od czego jest dziennikarz. Nie, wcale nie. Jak każdy ma prawo do własnych obserwacji, bo na tym polega ta zabawa. Że ją śledzimy, pasjonujemy się, oceniamy i komentujemy. To zajęcia dla nas - obserwatorów. Jeśli miałbym tego nie robić, to po co w ogóle oglądać żużel? Natomiast, jeśli komentujący pisze bądź mówi bzdury, to sam sobie wystawia świadectwo i sam zostanie oceniony przez resztę. Natomiast nie można nikomu zabraniać prawa do tych ocen.

Odszedł Jerzy Kaczmarek, a także odeszły czasy charakterystyczne za jego kadencji w żużlu. Dziś już nikt nie wyczaruje mistrza świata Nielsena. Najlepsze karty są rozdane i... zdarte. Nie ma żużlowców na rynku. Tak de facto są, ale nie ma Kopciuszków, którzy "zrobią różnicę" jak Hans. Presję potęgują skąpe rozgrywki zbudowane w oparciu o osiem ekip i czternaście kolejek. Każdy mecz jest o życie, o punkty, o bonusy, o play-off, o medale. W skrócie: każdy mecz jest o złoto. Tu nie ma marginesu błędu. Ale chcę was uspokoić. Nie wierzcie prezesom, trenerom, menedżerom i dziennikarzom, że układ sił jest zabetonowany. Życie nie lubi próżni, a żużel na pewno. Młodzież będzie atakowała i się rozwijała. Wierzę w Bartkowiaka, Cierniaka i pozostałych młodych gniewnych.

Wierzę w sport i w to, że w żużlu wygrywa ten, kto lepiej skręca w lewo. Może trochę jak Don Kichot, ale co mi tam. Wierzę w to, co widzę na torze, a widzę, że Motor wcale nie jest na straconej pozycji (w końcu to miał być tekst o szansach Motoru w elicie), gdy patrzę na szalone szarże Michelsena, geniusz Lamberta, bajecznego technicznie Jonssona i zimny instynkt młodego Lamparta.

Grzegorz Drozd

Czytaj pozostały teksty autora ->

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×