Janusz Kołodziej: Byłem tak wyczerpany, że zsiadając z motocykla odcinało mi prąd (wywiad)

Ostatnie dni były niezwykle ciężkie dla Janusza Kołodzieja. Żużlowiec Fogo Unii Leszno zmagał się z ostrym przeziębieniem, które mocno spustoszyło jego organizm. Była też wizyta w szpitalu - Inaczej zacząłem patrzeć na zdrowie - mówi nam zawodnik.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Janusz Kołodziej WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Otrzymujemy informacje, że kibice martwią się o pana. Skontaktowaliśmy się, ponieważ chcemy być posłańcami dobrej nowiny. Jak wygląda więc sprawa pana samopoczucia, bo ponoć już na el. SEC w Równem, z których wycofał się pan po trzech startach, nie wyglądał pan na okaz zdrowia. Natomiast dzień później w Lublinie obserwując transmisję w tv, sprawiał pan wrażenie nieobecnego, bladego i w ogóle nadawał się pan bardziej do łóżka pod ciepły koc z gorącą herbatą w ręce niż na tor żużlowy.

Janusz Kołodziej, zawodnik Fogo Unii Leszno, uczestnik cyklu Grand Prix i reprezentant Polski: Dopadło mnie jakieś choróbsko. Dochodzę powoli do siebie, ale rzeczywiście coś się przyczepiło. Jakaś złośliwa infekcja spustoszyła mój organizm. Na szczęście dokładne badania przeprowadzone w minionym tygodniu w tarnowskich placówkach nie wykazały nic groźnego poza mocniejszym, ogólnym osłabieniem wynikającym z ostrzejszego przeziębienia. W całym tym nieszczęściu, dobrze się złożyło, że potyczka z Motorem przypadła na piątek, a już od soboty mogłem odsapnąć i od kolejnego tygodnia planować wizyty u specjalistów. Zależało mi na pozyskaniu jak najszybszej wiedzy, o tym co mi dolega żeby możliwie błyskawicznie wdrożyć odpowiednią profilaktykę i stanąć na nogi. Najgorsza jest nieświadomość. Zadajemy sobie pytania. Co mi kurde jest? Czego mi brakuje? Co muszę zrobić, aby mi się polepszyło?

CZYTAJ TAKŻE: Gaz w silniku Łaguty. Przepisy tego nie zabraniają. Inżynier z F1 może pracować spokojnie

A co dokładnie się działo?

Nawiedziły mnie stany podgorączkowe. Byłem nie tylko osłabiony, a wręcz wyczerpany. Źle reagowałem na wysiłek. Zsiadając z motocykla odcinało mi prąd. Na dodatek doskwierał mi ból gardła.

Ponoć pierwsze symptomy, że dzieje się coś złego, pojawiły się kilka dni przed wyjazdem na Ukrainę. 28.04. podejmowaliście truly.work Stal Gorzów i już wtedy nie był pan w pełni sił.

Męczyło mnie od dłuższego czasu. Ten zły stan nasilał się, ale kulminacja przyszła w weekend majowy przy eliminacji SEC i zawodach ligowych w Lublinie dzień później. Pogoda w Polsce jest aktualnie bardzo zdradliwa. Jednego dnia świeci słońce, a drugiego następuje totalne załamanie. To mi nie pomagało w dojściu do siebie.

ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Nie zazdroszczę Jackowi Frątczakowi. To idzie w złym kierunku

Jesteśmy nieco ponad tydzień po spotkaniu ze Speed Car Motorem, gdzie wygrał pan jeden wyścig, a po drugim wycofał się, ponieważ nie dał rady kontynuować zawodów.

Czuję poprawę. Stosuję się do zaleceń lekarzy, którzy przepisali mi odpowiednie suplementy na wzmocnienie organizmu. Poza tym miałem odpoczywać.

Był pan gotowy wystartować w niedzielnym meczu w Częstochowie?

Tak.

Spotkanie odwołano. Dostał pan kilka być może dodatkowych i bezcennych dni na dalsze podleczenie. A jak wyglądał ten wcześniejszy okres bez żużla? Z Lublina wrócił pan prosto do Tarnowa, czy kompleksowe badania przechodził w Lesznie?

Wolne na pewno się przydało. Nie miałem zawodów i treningów, więc postanowiłem przyjechać do Tarnowa. Chciałem ten czas spożytkować solidniej, przeznaczyć także na drobny remont swojego ciała. Na miejscu zadbałem o każdy szczegół. Dzięki zaprzyjaźnionemu centrum rehabilitacji Reha Medica uczęszczałem na zajęcia i podreperowałem od razu dyspozycję fizyczną.

Poprawa jest wyraźna?

Po niemal dwóch tygodniach regeneracji różnica jest kolosalna. Odpocząłem też psychicznie. Ta historia dała mi trochę do myślenia i zapaliła lampkę ostrzegawczą. Wcześniej żyłem na pełnych obrotach, większość godzin spędzałem w warsztacie, aby nic nie zaniedbać w kwestii przygotowania do treningów i meczów. Teraz będzie podobnie, pewnych mechanizmów nie zaniechamy, ale uważniej spoglądam na takie aspekty jak troska o zdrowie i szukanie wolnej chwili na odrobinę relaksu.

Wiadomo co dało panu w kość?

Wspominaliśmy o chwiejnej aurze. Nie da się całego procesu leczenia wysiedzieć w domu i nie wychylać nosa zza drzwi. Idzie zwariować, a jeszcze jak jesteśmy sportowcami w pełni sezonu, jest to niemożliwe. Fatalne samopoczucie męczy nieraz dwa, trzy tygodnie, miesiąc, dwa. Nie daj Boże przytrafi się jeszcze nawrót choroby...

Wiem o czym pan mówi. Na przełomie stycznia i lutego, gdzieś do połowy marca nie mogłem pozbyć się objawów przeziębienia. Przeszło dopiero, kiedy przyszły pierwsze ciepłe dni zwiastujące wiosnę.

Właśnie. Praktycznie na wszystkich tegorocznych obozach chodziłem zakatarzony i "zachyrlany". Bez przerwy gdzieś mnie przewiewało. Brałem leki, ale co z tego skoro, co chwilę trzeba było się przemieszczać. Dolegliwości, które powinny towarzyszyć ok. tygodnia, trzymały dwa miesiące. Dopiero, gdy wyjechaliśmy z kraju i udaliśmy się na zgrupowanie do Hiszpanii odetchnąłem z ulgą. Pogoda była rewelacyjna, temperatury ustabilizowane na wysokich słupkach ok. 20 stopni. Odżyłem. Odzyskałem witalność i siłę. Odnosiłem wrażenie jakby infekcje przechodziły samoistnie, bez pomocy medykamentów.

Macie dość specyficzną dyscyplinę sportu, w której łatwo o przyciągnięcie schorzeń.

Przebieramy się w szatni, za chwilę wychodzimy na zewnątrz, zapinamy w kewlary, praży słońce, wyjedziemy do biegu i momentalnie człowiek jest spocony. Innym razem, tak jak u progu sezonu, jest zimno. O zarazę nietrudno. Ostatnie tygodnie nauczyły mnie, że niczego nie należy lekceważyć. Nawet najmniejszy czynnik ma wpływ na nasze organizmy. Ja już np. nauczyłem się pamiętać o ciepłym ubiorze w chłodne wieczory.

Dokumentacje medyczną mamy przerobioną, przejdźmy zatem do spraw czysto sportowych. Rozbrat z motocyklem, to jedno, ale dobrze by było przejechać się przed pierwszym tegorocznym turniejem Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie. Trening w piątek, a ostatnie poważne ściganie zaliczył pan... też w piątek z tym, że czternaście dni wcześniej. Jaki harmonogram na najbliższe dni?

Myślę, że zdążymy dojść do optymalnej formy. W poniedziałek udało się zaliczyć krótki trening. Nazwałbym go rozruchem, ale był owocny. Mimo kapryśnej pogody, tor w Lesznie udało się doprowadzić do fajnego stanu. Kolejne podejście spróbujemy zrobić w środę. Wówczas mamy zamiar zacząć poważne podchody stricte pod turniej. W czwartek z kolei życzyłbym sobie zakomunikować, że jesteśmy gotowi na "misję Warszawa". W piątek trening na PGE Narodowym i się zacznie. Jeśli tylko mógłbym o coś prosić, to pogodę żeby wytrzymała i zapowiadane obfite opady zamieniła w korzystniejsze prognozy. Takie anomalia są ostatnią rzeczą jakich w tej chwili potrzebuję.

CZYTAJ TAKŻE: Silniki były już w serwisie, ale Paweł Miesiąc się nie skończył

Te tygodnie bez motocykla, to spory kłopot, czy gdy zawodnik jest już po czterech kolejkach ligowych, wystarczy, że po takiej przerwie zrobi kilka kółek i wie o co chodzi?

Pewnie lepiej by było od razu móc sobie większość tematów poukładać, ale wyjazd na świeżości i głodzie też nie jest złą opcją. Na pierwszym miejscu stawiam teraz zdrowie, dlatego jestem zdania, że lepiej ten powrót nawet o kilka dni opóźnić i nie podejmować pochopnych kroków. Jak nie doprowadzę się do "stanu używalności", nie będę mógł pokazać tego na co mnie stać, a uważam, że mam moc w sobie i motocyklach, aby sporo w sobotę namieszać.

Dużym plusem jest niewątpliwie to, że nie musi pan teraz jechać np. przez pół Europy, tylko inauguracja cyklu będzie na miejsce, w Polsce. Odpada więc daleka podróż.

O tak, świetnie się złożyło! Ogromnie się z tego powodu cieszę. To spory handicap. Park maszyn jest praktycznie w zamkniętym pomieszczeniu. Zostało nam kilka dni, aby dopiąć zdrowie na ostatni guzik i pilnować, aby było z nim już tylko lepiej.

Silniki na stolicę wybrane?

Bierzemy pod uwagę kilka jednostek. Wyselekcjonowaliśmy pewną grupę silników, które wydają się najszybsze. Na treningach będzie dobry moment, aby wybrać te najszybsze.

Udało się znaleźć jakiś zamiennik za Jana Anderssona, który kilka dni temu odszedł na emeryturę, czy nadal Szwed odgrywa w pana parku maszyn kluczową rolę?

Jestem wdzięczny Jankowi, ponieważ praktycznie rzutem na taśmę, tuż przed zamknięciem przez niego warsztatu udało nam się jeden silnik odświeżyć. To był chyba ostatni dzień Anderssona w pracy. Później wyrzucił klucz od warsztatu do rzeki.

To była jakaś perełka, na której panu zależało?

Najlepszy silnik, który wyszedł dla mnie spod jego ręki.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Janusz Kołodziej awansuje do półfinału Grand Prix Polski w Warszawie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×