Żużel. Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Kiedy kwaśne mleko jest lepsze od Dom Perignon (felieton)

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Jeśli tor jest długi, o kanciastych i wąskich wejściach w łuk, to nikt i nic nie pomoże. Kiedyś takim znienawidzonym torem był Bristol w latach 70. opisany wokół boiska do rugby. Żeby lepiej wam to zobrazować; bardzo przypominał rybnicki tor sprzed kilku lat, gdzie wejścia w łuk były kwadratowe i prezes Mrozek wiedział, że musi jak najszybciej temu zaradzić. Gdyby wrocławski tor w zeszłą sobotę miał dokładnie tę samą nawierzchnię, ale był sprzed przebudowy, to mielibyśmy guzik, a nie widowisko. W 1999 roku z dziką kartą do Wrocławia zjechał Mark Loram. Anglik był w kosmicznej, ale to naprawdę kosmicznej formie, a był tym, kto robi najlepsze show na trasie. Zgodnie z moimi obawami - bo oglądałbym go najchętniej do biegu finałowego - nie wskórał nic. Dostał gładko dwa razy na starcie i mógł pakować walizy.

Wielu z Was mnie pyta dlaczego organizatorzy Grand Prix nie mogą bądź nie chcą umieścić turniejów na lepszych torach niż Praga, czy Krsko. Już kiedyś Wam to dokładnie tłumaczyłem w swoim autorskim programie na YouTube pt. "Ja mam zawsze rację". Po prostu nie ma innych torów w rożnych częściach świata i trzeba tam je organizować, gdzie - po po pierwsze - miejscowe środowisko chce podjąć takie wyzwanie finansowe oraz infrastruktura obiektu jest względnie najlepsza w danym państwie. Nie możemy organizować w Polsce większości zawodów w ramach mistrzostw świata czy Europy. Trzeba przełknąć gorzką pigułkę i mieć nadzieję na dobre widowisko na lepszych torach. Taki jest we Wrocławiu. Gdy WTS otrzymał organizację SoN w 2018 roku na wiele miesięcy przed zawodami polała się fala krytyki w obawie o nudne widowisko. W swoim programie broniłem Olimpijskiego. Stwierdziłem, że ten tor został dobrze wyprofilowany. Zniknęło piłkarskie boisko i zostały podniesione łuki. Po ostatniej gorączce sobotniej nocy Olimpijski wywindował do miana najlepszej żużlowej areny na świecie. Nieźle co?

Sajfutdinow, Zmarzlik, Madsen. Moim zdaniem właśnie ta trójka podzieli między sobą medale. Jeśli Leon Madsen zdobędzie medal, to dołączy do zaledwie trzyosobowego grona żużlowców, którzy zdobyli medal w cyklu GP - bez uwzględnienia edycji 1995 - jako debiutanci. Nazwiska członków tego ekskluzywnego klubu to... Emil Sajfutdinow i Bartosz Zmarzlik, a na dokładkę Patryk Dudek. Wszyscy w tym roku są pod wrażeniem jazdy Emila. Redaktor Konrad Mazur przygotował sondę na WP SportoweFakty, w której pytał o faworytów do medali w tym roku i przypomnę moją wypowiedź: W zeszłych latach eksperci regularnie widzieli go na wysokich pozycjach, a ja wręcz odwrotnie. Odnoszę wrażenie, że po kliku przeciętnych latach doszedł do idealnego punktu równowagi pomiędzy swoim ogromnym temperamentem, a chłodną kalkulacją. Emil od lat ma perfekcyjne zaplecze sprzętowe, ale w tym roku pod tym względem wydaje się jeszcze mocniejszy.

Tyle o Emilu. Zresztą weekend z Togliatti natchnął mnie do przygotowania tekstów o rosyjskim żużlu i samym Sajfutdinowie, więc będą inne okazje, aby więcej napisać o Rosji, a także jej byłych i obecnych gwiazdach. Emila my tu w Polsce cenimy i szanujemy. Inaczej sprawa ma się z Leonem Madsenem. Rolę czarnej owcy w polskich mediach po Nickim Pedersenie przejął właśnie Leon. Obrywa mu się za wszystko z potrójną siłą przekazu. Spod klawiatur lecą mocne słowa nt. tego co niby wyprawia. Co nabroił Madsen? Przede wszystkim jest dobry i wszędzie wygrywa. Dla wielu wystarczy, żeby go nie lubić i atakować przy byle okazji. Ponadto jeździ jak drewno, jest zarozumiały, dziwnie wychudzony, kradnie starty, nie przeprasza kolegów i emanuje głupim uśmiechem w każdej nawet najodpowiedniej sytuacji. Jak widzicie, sporo niebagatelnych zarzutów. Polscy dziennikarze znaleźli sobie nowego Nickiego Pedersena. Opamiętajcie się co poniektórzy.

Madsen nigdy moim faworytem nie był. Pamiętam go dokładnie za juniora z duńskich torów. W tamtym czasie miałem dużo okazji oglądać duński speedway. Najbardziej zapamiętałem obrazek zdaje się z Holstebro. Po zawodach pośrodku parkingu stał mały, drobniutki żużlowiec z czerwonymi policzkami, w fioletowym za dużym kevlarze. Widok Madsena był dla mnie zabawny, bo z postury i twarzy przypomniał mi.... mnie samego. Stał tak sobie skromniutko, jak grzeczne dziecko na apelu: noga przy nodze, opadłe ręce wzdłuż tułowia i splecione dłonie. Jeździł tego dnia standardowo, czyli z tyłu i koślawo technicznie. Ale i wtedy i jak zwykle miał ten swój nieodłączny madsenowy atrybut - szeroki uśmiech. W oczach jego krytykantów - głupi uśmiech. Patrzyłem na niego z politowaniem i pomyślałem: z ciebie żużlowca nie będzie.

Madsen widocznie miał inne zdanie. Widziałem go w wielu rożnych sytuacjach. Po zawodach, w których świętował sukces jak i przełykał gorzką porażkę. Siedem lat temu był bardzo bliski awansu do Grand Prix, a ja z całych sił trzymałem kciuki, żeby mu się nie udało. Powód był prosty. Nie chciałem oglądać "kołka" w cyklu. Sympatie to jedno, a twardy poważny biznes to drugie. Dlatego też przed zawodami założyłem się o pieniądze, że Leon wejdzie! - Madsen? Chyba cię poniosło Grzegorz w tych swoich oryginalnych pomysłach - słyszałem od znajomych. - Ma świetne starty. Nie pamiętam tak drobnego i lekkiego zawodnika, z tak opanowaną maszyną na starcie. Wychodzi spod taśmy płasko i pewnie. To jego ogromna siła i niestety boje się, że wejdzie - odpowiadałem. Przegrał o włos. Po zawodach przeżywał niepowodzenie. Gdy opowiadał mi o szczegółach bolesnej porażki, to w swoim stylu nakręcony klął ile wlezie. Co było najbardziej charakterystyczne? Właśnie ten w ocenie wielu głupkowaty uśmiech, który gości na jego twarzy w każdej nawet teoretycznie nieodpowiedniej sytuacji.

Ten chłopak tak po prostu ma i nie linczujcie go za to. Taki ma rodzaj ekspresji i zachowania. Czy jest zły, czy mu idzie, czy wygrał, czy przegrał w taki sposób reaguje. Poza tym zrobił ogromny progres. Poza wszelką dyskusją sr* żużlem (wiemy o co chodzi), ma dobry okres w życiu prywatnym i ma najszybszy sprzęt na świecie. To jak widzę w waszych komentarzach wiecie, ale chcę napisać o innych walorach, o których rzadziej bądź wcale nie pisze się w kontekście Duńczyka. O startach już pisałem wcześniej. Chłopak trzyma gaz i walczy w każdych warunkach. Nie jest wirtuozem na motocyklu, ale wypracował swój powtarzalny styl. Szanuje pole jazdy i wybiera najlepsze linie. Potrafi pójść szerzej i po kredzie. Bardzo sprytnie potrafi ustawić motocykl na wyjściu z łuku. Nie podnosi go na koło, nie zdejmuje nogi z haka i nie wyczynia cyrków. Zamiast jak inni jeździć w bok, on jeździ do przodu. Leon w naszym żużlowym komiksie to taki nowy Dark Warrior, ale z przyklejonym uśmiechem na twarzy niczym Joker. Na przeciwko pozytywni superbohaterowie, czyli Robin Sajfutdinow i Ba(r)t(ek)man Zmarzlik. Bez względu na rozstrzygnięcia dajcie luz temu Duńczykowi. Nie bądźcie tacy poważni. Uśmiechnijcie się.

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Kto zostanie w tym roku mistrzem świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×