Trener kadry boi się o mamę: Żużel przeżyje. Wirus zredukuje płace, ale to nam wyjdzie na zdrowie

- Boję się o mamę, która ma 92 lata. Leży w domu, ale przychodzą do niej pielęgniarki z hospicjum. Mogą coś przynieść, zarazić. A dla żużla to ten wirus może być oczyszczeniem. Pęknie balon, będzie taniej i zdrowiej - mówi Marek Cieślak.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Marek Cieślak WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak
Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Euro 2020, które miało się odbywać w czerwcu i lipcu przełożono na przyszły rok. Czy to oznacza, że żużlowcy wrócą na tory w wakacje? Marek Cieślak, trener reprezentacji Polski i Eltrox Włókniarza Częstochowa: Takich wniosków bym z tego nie wyciągał. Euro 2020 jest olbrzymim przedsięwzięciem. Tego nie można odwołać na kilka, czy kilkanaście dni przed, bo straty byłyby większe niż teraz. Poza tym nie wszystkie rozgrywki włącznie z Ligą Mistrzów, zostały zakończone. Jakiś luz w kalendarzu musi być.

A pan ma swoją teorię na temat tego, kiedy wrócimy?

Tego nie wie nikt, choć jak patrzę na Chiny, gdzie to się najszybciej zaczęło, to chyba mam odpowiedź. Tam po trzech miesiącach zaczyna wszystko wygasać. Podejrzewam jednak, że coś, co im zajęło cztery miesiące, nam zajmie więcej. Europa jest jednak inna. Chiny to reżim, tam łatwiej państwu narzucić obywatelom pewne zasady. Poza wszystkim i o tym pamiętajmy, że start żużla nie jest uzależniony wyłącznie od opanowania sytuacji w Polsce. Mamy wielu zawodników zagranicznych. Jeśli Anglia będzie za trzy miesiące walczyła, to jak skorzystamy z jej zawodników? Chyba że oni przyjadą do nas, poddadzą się kwarantannie i zostaną. Nie wiem jednak, czy to możliwe.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Czyli?

Jak ruszymy w czerwcu, to uratujemy cały sezon, ale z wcześniejszych wyliczeń nam to nie wychodzi. Może być, że ruszymy w wakacje, a wtedy to już raczej bez play-off.

Prezes mistrza Polski, Piotr Rusiecki, mówi, że nie ma dochodów, nie ma z czego płacić. Podkreśla, że po tej epidemii wrócimy do żużla z lat 80-tych i na nowo będziemy musieli budować potęgę.

Koronawirus na pewno zmieni żużel, a Piotr Rusiecki ma sporo racji. Jeśli w tym roku pojedziemy, a wierzę, że tak się stanie, to sportowo nie stracimy. Problem jest jednak taki, że żużel jest uzależniony od sponsorów, od ekonomii, a tu może być krucho. Firmy transportowe już mają kłopoty. Pytanie, jak i czy sponsorzy żużla przeżyją ten trudny czas. Żużel po epidemii się zmieni, choć nadal będziemy jechali w czwórkę i w lewo.

Na czym będzie polegała zmiana?

Zawodnicy będą zarabiali mniej. Okoliczności zmuszą nas do tego, by robić to taniej. Ja się spodziewałem, że ten balon kiedyś pęknie, choć nie w taki sposób. Inna sprawa, że to może wielu osobom wyjść na zdrowie. Takie oczyszczenie jest potrzebne, to moje zdanie. Doszliśmy do granic wariactwa, gdy idzie o finanse w klubach. To już dawno przekroczyło próg zdrowego rozsądku, wymknęło się spod kontroli. Każdy biznes musi zarabiać, zyski muszą z tego być. A tu jest tak, że koszty są większe od przychodów. Nie wiem, jakby ekonomista nazwał to, co dzieje się w żużlu. Poza tym filary, na których stoi ta dyscyplina są tak kruche, że wystarczy, iż jedna noga się złamie i wszystko się wali.

Pamiętam, że nieco ponad tydzień temu żywo dyskutowaliśmy o sprawie braku powołania do kadry dla Macieja Janowskiego. Teraz to bez znaczenia, bo SoN może się nie odbyć.

Dwa tygodnie temu miałem prezentację Włókniarza i wtedy nikt nie myślał, że będziemy mieć takie problemy. Kłopotem była pogoda i to, jak wpłynie ona na przygotowanie torów. W Chinach coś się działo, ale to nie było u nas. Tymczasem ta zaraza jest teraz w Polsce, walnęła znienacka i trzyma. Tydzień temu planowaliśmy treningi, teraz siedzimy na tyłkach i czekamy.

Czy żużlowe środowisko zachowuje się odpowiedzialnie w tych trudnych czasach?

Trudno kogoś oceniać, bo nie spotkaliśmy się dotąd z takim problemem. Na filmach to oglądaliśmy. Gdzieś tam przychodziła zaraza, ktoś z nią bohatersko walczył, a my trzymaliśmy kciuki, żeby mu się udało. To nas jednak bezpośrednio nie dotykało. Oczywiście, to, że Maciej Janowski z Przemkiem Pawlickim pojechali do Las Vegas, gdy wirus już szalał, to źle świadczy o tych zawodnikach. Źle też wygląda to, że Piotr Pawlicki trenuje na swoim torze. To nieładnie. Jak już trenuje, a jest zakaz dla wszystkich, to powinien to robić po cichu, bez reklamy. Tymczasem on znowu pokazuje gest Kozakiewicza całemu środowisku żużlowemu. Ogólnie powiedziano, że nie ma treningów, że siedzimy w domach i ja myślę, że zawodnicy robią, to co ja. Co do mnie, to wychodzę pojeździć na rowerze, ale robię to sam, ludzi unikam.

Z racji wieku jest pan w grupie podwyższonego ryzyka.

Jestem na granicy, bo w tym roku będę obchodził 70. urodziny, a ci od 70 wzwyż są najbardziej narażeni na śmierć. Na szczęście czuję się dobrze, jestem zdrowy, organizm mam wyćwiczony. Jak na swój wiek trzymam się dobrze, dużo trenuję i odpoczywam. Bardziej niż o siebie boję się o mamę, która ma 92 lata. Leży w domu, ale przychodzą do niej pielęgniarki z hospicjum, więc rożnie może być. To spędza mi sen z powiek. Ktoś coś przyniesie i może być kłopot. Pani premier Merkel szacuje, że 70 procent populacji Niemców zachoruje, minister zdrowia naszych zachodnich sąsiadów poprawił, że 80. Wielu nie będzie wiedziało, że to ma, wielu umrze. Starsi, chorzy siedzą na bombie. Wszyscy na niej siedzimy. Czytam, że nasz piłkarz grający we Włoszech się zakaził, że czuje się dobrze. To świetnie, ale nie wolno zapominać, że taka osoba jest nosicielem, że może kogoś zarazić, a przez to zabić.

Pan jest znanym miłośnikiem zwierząt. Dobra wiadomość jest taka, że jak stwierdzili Amerykanie, nie przenoszą one wirusa.

Ludzie już zaczynali porzucać i uśmiercać zwierzęta, więc dobrze, że jest taka odpowiedź. Amerykanie twierdzą wręcz, że obecność zwierzaka wpływa pozytywnie, pomaga ludziom, odstrasza wirusa. Dziś w moim łóżku wylądowała taka jedna piękna suka. Ze strachu przed żoną. Kwiatki jej z doniczek powyciągała i potem u mnie ratunku szukała. To wielkie szczęście, że chociaż zwierzaki nie mają problemu.

Rozmawiam ostatnio z wieloma osobami o żużlu, każdego pytam, kiedy ruszy sezon, ale coraz częściej łapię się na tym, że to właściwie bez znaczenia. Inne pytania trzeba stawiać.

No tak. Jak to przeżyć, jaki będzie świat po wirusie, jak nasz kraj sobie poradzi. Wiele firm i dziedzin życia cierpi. Jestem jednak pewny, że z czasem, nawet jak będzie bardzo źle, to się odbuduje. Warszawa była po wojnie cała w gruzach i nawet ja to pamiętam. Jechałem kiedyś przez stolicę, to pół było odbudowane, a drugie pół w ruinie.

Doczekaliśmy ciekawych, ale bardzo trudnych czasów. Ludzie, świat, to się zmienia na naszych oczach.

Jak w 1979 roku kupowałem działkę w Jaskrowie, to wszyscy się znali, ludzie się odwiedzali. Teraz każdy jest zamknięty w domu z bramą na pilota. Ja też. Nie ma już tej zażyłości co kiedyś. Wirus może to jednak wywrócić. Ludzie się izolują, w odpowiedzialności za innych nie wychodzą za wiele na zewnątrz, a jak już stoją w sklepie, to zachowują półtora metra odległości. Jeden drugiemu nie chce narobić kłopotów. Myślimy o naszych bliskich i sąsiadach. To jest powód do optymizmu i odrzucenia czarnych wizji. Jak Stalin umarł, to moi dziadkowie mówili, że będzie wojna. Miałem trzy lata, ale to zapamiętałem. Nie było wojny. Teraz też nie będzie.

Czytaj także:

Wolnoć Tomku w swoim domku. Pawlicki na swoim prywatnym torze może łamać zakaz trenowania
Sponsor mistrzów świata: wirus jest tykającą bombą





KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy też uważasz, że Pawlicki pokazał środowisku gest Kozakiewicza?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×