Unia Leszno przed play - off - podsumowanie rundy zasadniczej

Przedsezonowe statystyki jednoznacznie wskazywały Unię Leszno jako faworyta rozgrywek. "Byki" przystąpiły do sezonu pod presją wysokich wymagań ze strony kibiców i mediów. Siłą rzeczy, rezultaty każdego meczu były i są interpretowane właśnie z perspektywy mistrzowskich aspiracji drużyny Czesława Czernickiego.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsza kolejka ligowych zmagań wydawała się potwierdzać potęgę leszczynian. Wysokie zwycięstwo nad mocnymi gorzowianami zaskoczyło nawet zawodników Unii. Bezpośrednio po tym spotkaniu Damian Baliński deklarował, że drużyna nie obrośnie w piórka i będzie równie zmotywowana w kolejnych potyczkach. Wypowiedź Balińskiego była szczera. Od początku sezonu w parkingu "Byków" panowała atmosfera wytężonej pracy. W hurra - optymizm nie popadł także Czesław Czernicki, który niemalże w każdym udzielonym wywiadzie z pokorą mówił o kolejnych przeciwnikach oraz pracy, którą zespół ma do wykonania.

W trzech następnych bojach leszczynianie nie zachwycili. Połowicznym sukcesem (remis) zakończyło się wyjazdowe spotkanie w Częstochowie. Cenne, choć niezbyt przekonujące zwycięstwo odniesione przed własną widownią w meczu z Falubazem mogło cieszyć. Warto jednak pamiętać, że wynik 47:43 z satysfakcją przyjęli również goście, którzy nie ukrywali, że wygrana była w zasięgu ich możliwości. Pierwszą w sezonie porażkę leszczynianie ponieśli w Toruniu. Patrząc z perspektywy czasu, 42 zdobyte wówczas punkty można uznać za bardzo przyzwoity dorobek gości. Żaden inny zespół nie stoczył dotychczas na Motoarenie tak wyrównanego boju z gospodarzami. Dziś śmiało można stwierdzić, że to było jedno z najlepszych spotkań wyjazdowych jakie "Byki" rozegrały w tym sezonie. Warto przypomnieć, że to właśnie leszczynianie mieli w tym meczu mniej szczęścia. Kontrowersyjne wykluczenie Balińskiego, taśma Adama Shieldsa i defekt na prowadzeniu Przemysława Pawlickiego niewątpliwie wpłynęły na rezultat spotkania.

Wyniki osiągane przez leszczynian na tym etapie rozgrywek nie zachwycały, ale trudno było określić je jako rozczarowujące. Problemy pojawiły się, kiedy przyszedł czas na spotkania z teoretycznie słabszymi rywalami. Niespodziewana porażka w Gdańsku sprawiła, że do dyspozycji Zarządu oddali się trener - Czesław Czernicki oraz dyrektor sportowy - Sławomir Kryjom. Zarówno sternicy klubu jak i sami żużlowcy nie kryli, że osiągane przez nich wyniki są słabsze niż oczekiwano.

"Wypadek przy pracy?"

W kolejnych spotkaniach Unia zaciągnęła jeszcze wyższy kredyt zaufania u swoich kibiców. Optymizmu nie mógł przywrócić triumf odniesiony na stadionie Alfreda Smoczyka w meczu z Atlasem. Goście mimo kiepskiej postawy Scotta Nichollsa i Daveya Watta okazali się wyjątkowo wymagającym rywalem dla przeżywających kryzys leszczynian. Patrząc z perspektywy formy jaką prezentowały wówczas "Byki", remis wywalczony w następnej kolejce na torze bydgoskiej Polonii był przyzwoitym wynikiem.

Początek rundy rewanżowej jednoznacznie pokazał, że słabsze występy w ostatnich meczach nie były jedynie "wypadkiem przy pracy". Wymęczone zwycięstwo nad Polonią i porażka we Wrocławiu sprawiły, że nawet żużlowcy zaczęli otwarcie mówić o kryzysie. W rozmowie ze SportoweFakty.pl Jarosław Hampel przyznał, że atmosfera w drużynie nie przypomina tej, która towarzyszyła sukcesom "Byków" w dwóch ostatnich sezonach. W tym samym wywiadzie "Mały" zapewnił jednak, że nikt w klubie nie załamuje rąk i wszyscy w pocie czoła pracują nad przywróceniem Unii należnej renomy.

Niewielu kibiców przypuszczało przed sezonem, że pojedynki leszczyńsko - gdańskie będą aż tak bardzo wyrównane. W meczu rewanżowym z Lotosem Unia pewnie wygrała, ale losy punktu bonusowego zdołała przechylić na swoją korzyść dopiero w ostatnim wyścigu.

Prawdziwym sprawdzianem możliwości Unii miał być mecz z liderem tabeli - toruńskim Unibaxem. W Lesznie panowała atmosfera mobilizacji i nikt nie ukrywał, że celem na to spotkanie było nie tylko zwycięstwo, ale także punkt bonusowy. Takie aspiracje w kontekście wcześniejszych osiągnięć Unii i klasy rywala wydawały się jedynie pobożnym życzeniem. Pojedynek z Mistrzem Polski zakończył się jednak spektakularnym sukcesem "Byków". Wielu kibiców doszukiwało się źródeł słabszej postawy "Aniołów" w braku determinacji spowodowanej pewną pozycją lidera rozgrywek. Pojawiły się także komentarze, że gości zgubiła nadmierna pewność siebie. Jak było w rzeczywistości? Pewnym jest to, że torunianie nie czuli się po tym meczu komfortowo. Na ich twarzach malowało się zarówno poczucie bezradności jak i sportowa złość. Niezależnie jednak od tego jakie błędy w przygotowaniu mentalnym popełnili żużlowcy Unibaxu, sukces Unii był bezdyskusyjny i byłoby nieuczciwym deprecjonować go w jakikolwiek sposób. Po tym spotkaniu mogło się wydawać, że "Byki" mają już za sobą przejściowe trudności i do końca sezonu będą prezentować równy i wysoki poziom.

Trzy ostatnie kolejki rundy zasadniczej okazały się dla zespołu Czesława Czernickiego kolejną lekcją pokory. Wyjazdowe porażki w Zielonej Górze i Gorzowie nie były bardzo dotkliwe ze względu na wywalczone punkty bonusowe. Trudniej jednak pogodzić się leszczynianom z klęską doznaną na własnym torze z Włókniarzem Częstochowa, który podobnie jak w pierwszej rundzie przystąpił do meczu z Unią bez Nickiego Pedersena.

Wojna nerwów

Wiele tegorocznych spotkań ekstraligowych zakończyło się zaskakującymi wynikami. W związku z niezwykle wyrównanym poziomem jaki reprezentują czołowe zespoły, spory wpływ na rezultaty poszczególnych meczów ma przygotowanie mentalne żużlowców. Rolę tego czynnika wymownie określił Sławomir Kryjom, który stwierdził, że Unia mogłaby wygrać wszystkie spotkania gdyby co tydzień jej rywalem był Falubaz lub Unibax.

"Byki" przystępują do play - off jako drużyna "po przejściach". Bagaż doświadczeń (szczególnie tych przykrych) z rundy zasadniczej może okazać się jej atutem. Dziś, już niewielu widzi w Unii głównego faworyta do mistrzowskiego tytułu. Być może taka sytuacja sprawi, że leszczyńscy żużlowcy podejdą do czekających ich spotkań z większym komfortem psychicznym (bo o determinacje zawodników kibice nie powinni się obawiać).

Czwarte miejsce Unii po rundzie zasadniczej może pozostawiać niedosyt. W rzeczywistości jednak pozycja strategiczna będzie miała drugorzędne znaczenie. Bardzo zbliżone szanse na mistrzowski tytuł ma aż pięć zespołów (nawet w ramach kurtuazji nie sposób zaliczyć do tego grona Polonii Bydgoszcz). Decydującym o zwycięstwie może okazać się walka jaką zawodnicy będą musieli stoczyć sami ze sobą. Jeśli uda im się wykrzesać z siebie to co najlepsze - pokonają każdego rywala. Pod względem sportowym "Byki" nie ustępują przecież żadnej z pozostałych ekip czego dowiodły już w tym sezonie kilkukrotnie.

Komentarze (0)