W tym artykule dowiesz się o:
Rok 2013 dla rzeszowskiego speedwaya miał być wyjątkowy i owocny w sukcesy. Okazał się jednak bardzo pechowy, bowiem drużyna prowadzona przez trenera Dariusza Śledzia dość niespodziewanie pożegnała się z najwyższą klasą rozgrywkową w Polsce. Jakie były główne powody spadku rzeszowian?
Indywidualizm i decyzje Pedersena
Jednym z głównych powodów spadku PGE Marmy do I ligi jest osoba Nicki Pedersena. Duńczyk podczas Grand Prix Szwecji w Goeteborgu doznał kontuzji ręki. Niemal wszyscy sympatycy "czarnego sportu" w Polsce doskonale wiedzą jakie działania podjął później sam zawodnik. Zadecydował, że będzie startował z urazem w Grand Prix, a na niedzielne mecze ligowe był już niedysponowany. Kierownictwo z Rzeszowa nie mogło zastosować za niego zastępstwa zawodnika w lidze, gdyż pole do manewru komplikował regulamin, który od tego sezonu mówi jasno, iż zwolnienie lekarskie wystawione musi być na minimum 15 dni. Za "Powera" w aż czterech spotkaniach ligowych wystartował Dennis Andersson. Szwed radził sobie bardzo słabo, o czym świadczy jego dorobek punktowy z owych czterech meczów, który wynosi 11 punktów i 5 bonusów.
Błędem włodarzy Żurawi był brak stanowczych kroków wobec indywidualisty Pedersena. Z nim w składzie (lub z "zz-tką") rzeszowianie mieliby szanse na zwycięstwo przed własną publicznością w derbach Polski południowej z tarnowską Unią. Co więcej, w Toruniu osiągnęliby pewnie lepszy rezultat (aniżeli 54:36 dla Unibaksu) i w końcowym rozrachunku mogliby z Aniołami nawet powalczyć o punkt bonusowy (50:40 dla PGE Marmy w rewanżu w Rzeszowie).
Pedersen dla wielu kibiców żużlowych w Rzeszowie był bożyszczem, zwłaszcza za fenomenalny sezon 2007. Tym razem zawodnik nadwyrężył ich zaufanie. O jego indywidualności na torze dobitnie świadczy ostatnia gonitwa meczu PGE Marmy w Bydgoszczy. W wyścigu, który decydował o być, albo nie być rzeszowian w lidze, Pedersen wyszedł z Grzegorzem Walaskiem na podwójne prowadzenie, ale na pierwszym łuku zablokował jadącego przy bandzie "Grega" i z 5:1 zrobił się rezultat remisowy, skazujący rzeszowską drużynę na spadek.
- Transfer Nickiego Pedersena to najlepszy przykład, jak nie należy dobierać żużlowca do drużyny. Pomijam już nawet to, że w pewnym momencie wybierał Grand Prix zamiast ligi. To mnie aż tak strasznie nie dziwi. Chodzi jednak przede wszystkim o postawę na torze, która pozostawiała wiele do życzenia - powiedział ekspert SportoweFakty.pl - Jacek Gajewski.
Duńskiego żużlowca otwarcie krytykowali Jurica Pavlic (za indywidualną jazdę) oraz Dennis Andersson (za zbyt późne powiadomienie rzeszowskich włodarzy o niedyspozycyjności przed jednym z meczów).
- Nicki często nie zwracał uwagi na to, co dzieje się z partnerem. Oglądałem wiele spotkań z udziałem PGE Marmy Rzeszów i dochodziło do takich sytuacji, że ktoś za nim czeka w pierwszym łuku, a Duńczyk do niego dojeżdża i później momentalnie sam ucieka do przodu. Być może niektórzy też nie chcą powiedzieć pewnych rzeczy otwarcie, ale Pedersen nie jest żużlowcem, który buduje wokół siebie pozytywną atmosferę. Czasami trzeba się zastanowić przy tworzeniu składu, czy liczą się tylko i wyłącznie punkty, które ktoś może zagwarantować. Ważne w mojej ocenie są również inne wartości. W zespole musi być pozytywny klimat. Często ktoś może zdobywać punkty kosztem kolegów z zespołu - dodał Gajewski.
Feralny "mecz" w Lesznie (75:0)
Negatywny wpływ na zawodników PGE Marmy miały wydarzenia związane z meczem w Lesznie. Chodzi przede wszystkim o kary jakie zostały nałożone na klub Marty Półtorak. Żużlowcy zamiast skupić się na rozgrywkach ligowych, myślami z pewnością byli przy całym zamieszaniu z feralnym spotkaniem. Po odjęciu punktu (który później został przywrócony) jakby zeszło z nich powietrze. Zawodnicy zwątpili w osiągnięcie głównego celu na sezon 2013 - awansu do fazy play-off.
(Błędny?) Werdykt sędziego Wojaczka
Po wydarzeniach w Lesznie, kluczowym dla rzeszowian miał być mecz we Wrocławiu. By ratować się przed spadkiem, spotkanie z Betardem Spartą musieli wygrać. Byli faworytami, ale zawiedli na całej linii, choć powinni byli wywalczyć punkt bonusowy. Zdaniem rzeszowian na przeszkodzie stanął jednak sędzia Marek Wojaczek.
Losy "bonusa" ważyły się w ostatniej odsłonie dnia. Rzeszowianie wyszli spod taśmy na podwójne prowadzenie, ale na drugim łuku Nickiego Pedersena bezpardonowo zaatakował Troy Batchelor. Australijczyk wręcz wjechał w "Powera", który o mało co nie zapoznał się z torem. Duńczyka natychmiast wyprzedziła para wrocławska, która dojechała do mety za plecami Grzegorza Walaska. Dzięki remisowi miejscowi zagwarantowali sobie wywalczenie z PGE Marmą całej puli - trzech punktów meczowych.
Tuż po wyścigu żółtą kartką za nieregulaminowy atak ukarany został przez sędziego Batchelor. Marek Wojaczek nie zdecydował się jednak przerwać biegu. Możemy być jednak pewni, że gdyby Pedersen po ataku Batchelora upadł na tor, Australijczyka nie oglądalibyśmy w powtórce biegu. Lider PGE Marmy zrobił jednak wszystko co w swojej mocy, aby utrzymać się na maszynie. Nie mógł sobie pozwolić na kolejny upadek, ponieważ nie tak dawno powrócił po kontuzji ręki.
Fatalna druga część rundy zasadniczej Okoniewskiego i jazda w kratkę Pavlica
Obaj zawodnicy rozpoczęli sezon 2013 z wysokiego C, jednak po kilku spotkaniach ligowych zupełnie się pogubili. W drugiej części rundy zasadniczej kompletnie zawodził Rafał Okoniewski. Kapitan PGE Marmy Rzeszów w tegorocznych rozgrywkach wywalczył 137 punktów, z czego (tylko!) 53 w ostatnich dziewięciu meczach ligowych. Z kolei Jurica Pavlic od "meczu" w Lesznie zaczął jeździć w kratkę, generalnie spisując się poniżej oczekiwań.
- Wydawało się, że Jura po latach spędzonych w Lesznie będzie się tylko rozwijał i nowe otoczenie bardzo mu posłuży. Zwłaszcza, że stabilna sytuacja w zespole Pani Marty Półtorak powinna mu tylko pomóc. Stało się jednak zupełnie inaczej i Jura zamiast stać się jednym z pewnych liderów drużyny ciągle borykał się z problemami - głównie sprzętowymi. Atmosfera niedomówień w drużynie i kłopoty ze złapaniem odpowiednio wysokiej formy w dłuższym czasie spowodowały, że Pavlic musi zaliczyć ten sezon do bardzo nieudanych na naszych torach - powiedział ekspert SportoweFakty.pl - Krzysztof Cegielski.
Pechowe sytuacje
W sezonie 2013 PGE Marmę trapił również pech. Spotkał on m.in. Grzegorza Walaska, któremu na ostatnim łuku w meczu ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra zdefektował motocykl. Przez trzy okrążenia "Greg" jechał wraz z Nickim Pedersenem na podwójnym prowadzeniu, jednak na ostatnim okrążeniu Duńczyka minął Andreas Jonsson. Jakby tego było mało, Grzegorz Walasek zanotował defekt motocykla przed samą metą i został wyprzedzony przez parę gości. Gdyby wyścig zakończył się triumfem rzeszowian w stosunku 5:1, zapewniliby sobie oni ekstraligowy byt na przyszły sezon.
Działania kierownictwa
Zdaniem ekspertów i obserwatorów, w sezonie 2013 byliśmy również świadkami wielu błędnych decyzji kierownictwa PGE Marmy Rzeszów. Niektórzy twierdzą, że nie bez winy jest Marta Półtorak, która wielokrotnie angażowała się w zadania należące do sztabu szkoleniowego.
- Mam szacunek do dokonań prezes Marty Półtorak przez 10 lat obecności w sporcie żużlowym. Niestety, uważam, że w tym roku to ona przyczyniła się do wielu złych rzeczy, które miały miejsce w Rzeszowie. Jeśli jedna osoba jest jednocześnie sponsorem, prezesem, menedżerem, to taka sytuacja nie może się dobrze skończyć. Tak wiele funkcji i głęboka ingerencja w pracę innych ludzi w klubie, nie powodują niczego dobrego. Jeśli się kogoś zatrudnia, to albo ma się do niego zaufanie, albo rezygnuje się z jego usług i sięga po kogoś innego. Ingerencja do tego stopnia jak to było w przypadku pani Półtorak nie jest wskazana. Kiedy widziałem, co działo się w czasie tego nieodbytego meczu w Lesznie czy podczas innych spotkań, kiedy pani prezes była obecna w parkingu, to miałem wątpliwości, czy to najlepsze rozwiązanie dla tej drużyny. Niektóre osoby w polskim żużlu muszą się jeszcze trochę nauczyć, a jeśli uważają, że sami się na wszystkim doskonale znają, to niech nie zatrudniają menedżerów czy trenerów - ocenił działania Marty Półtorak Jacek Gajewski.
Inne osoby z rzeszowskiego środowiska żużlowego twierdzą, że wiele do życzenia pozostawiało zarówno prowadzenie klubu, jak i taktyka meczowa, a pani prezes nie dość, że dobrała sobie nieodpowiednie osoby na stanowiska kierownicze, to jeszcze wtrącała się w ich pracę. Bardzo często mówiło się również, że rzeszowscy żużlowcy nie dysponowali w tym roku atutem własnego toru, bowiem na Stadionie Miejskim już od dłuższego czasu brakuje materiału.
Wiele mówi się również o składzie, który zbudował zarząd klubu. Nie brakuje opinii, że włodarze PGE Marmy, by myśleć o medalach, powinni byli zastanowić się również nad możliwością manewru w postaci solidnych zawodników rezerwowych. Transfer Dennisa Anderssona tego problemu nie rozwiązał. Osoby z otoczenia rzeszowskiego klubu powtarzają również, że była szansa na podpisanie umowy z Troyem Batchelorem, który przez długi czas nie miał przynależności klubowej. Jeśliby do tego doszło, Australijczyk mógłby zastępować zarówno kontuzjowanego Nicki Pedersena, jak i chimerycznych Rafała Okoniewskiego i Juricę Pavlica.
Jaka będzie przyszłość?
Zupełnie nieudany dla rzeszowian sezon 2013 przeszedł do historii. Jaka będzie najbliższa przyszłość drużyny znad Wisłoka? Więcej na ten temat powinniśmy wiedzieć pod koniec października. Wówczas właścicielka klubu - Marta Półtorak, która niedawno zrezygnowała z prezesury, powinna określić się czy nadal będzie sponsorować drużynę. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, w Rzeszowie ma zostać zwołana konferencja prasowa, podczas której wyjaśni się wiele kwestii dotyczących rzeszowskiego speedwaya.
Sporo osób ze środowiska żużlowego w Rzeszowie uważa, że każdy dzień bez decyzji Marty Półtorak w sprawie przyszłości klubu, działa na jego niekorzyść. Dodajmy, że szefowa firmy Marma Polskie Folie ma 60 proc. udziałów w spółce. Kolejne 40 proc. należy do Stali Rzeszów i jej włodarzy, którzy nie tak dawno wysłali delegację do Marty Półtorak. Podczas spotkania była pani prezes miała zadeklarować, że jeśli klub chce, to może odkupić od niej udziały w spółce. Kapitał założycielski spółki to 280 tys. złotych i według nieoficjalnych informacji za taką kwotę sternicy Stali Rzeszów mogliby odkupić udziały.
W sezonie 2013 na Podkarpaciu miała być radość z medalu, a tym czasem jest olbrzymi zawód. Rzeszowski żużel jest na ostrym zakręcie i ciężko powiedzieć jak szybko z niego wyjdzie.
Mateusz Kędzierski