W tym artykule dowiesz się o:
Turniej Grand Prix w Warszawie dołączył do niechlubnej listy zawodów rozgrywanych na Stadionie Narodowym, które zakończyły się kompromitacją. Pierwsza tegoroczna runda elitarnego cyklu zapowiadana była jako wielkie święto żużla, a okazała się wielką klapą. Wpadką było już odwołanie piątkowego treningu z powodu złego stanu toru. Ostatecznie po całej nocy prac nad nawierzchnią zawodnicy trenowali w sobotni poranek, ale nadal do toru było sporo zastrzeżeń. [ad=rectangle] Same zawody to już jedna wielka kompromitacja. W dwóch pierwszych wyścigach nierówno do góry szła maszyna startowa. W czwartym wyścigu sędzia Jim Lawrence zdecydował, że zawodnicy zamiast spod taśmy, to ruszać będą w momencie zgaśnięcia zielonego światła. W przerwach nadal pracowano nad naprawą maszyny startowej, ale działania te nie przyniosły żadnego skutku.
Najlepiej przekonano się o tym w szóstym biegu. Przy pierwszym podejściu do rozegrania tej gonitwy zbyt wcześnie wystartował Jason Doyle. Pierwotnie sędzia podjął decyzję, że powtórka rozegrana zostanie w pełnej obsadzie, ale po kilku minutach zmienił decyzję. Australijczyk został wykluczony, a jego miejsce zajął pierwszy rezerwowy - Bartosz Zmarzlik. W dodatku powtórkę rozegrano spod taśmy. Był to jednak duży błąd, gdyż ta ponownie poszła nierówno i po zakończeniu wyścigu sędzia podjął decyzję o jego powtórzeniu.
W trzeciej serii startów zawodnicy zaczęli mieć problemy z opanowaniem motocykli na wymagającej nawierzchni. Po wpadnięciu w dziury na tor upadli Chris Holder i Troy Batchelor. Po dwunastu wyścigach zawodnicy udali się na naradę, na której zdecydowali, że rezygnują z dalszej jazdy. Po blisko godzinnej przerwie jury postanowiło zakończyć zawody. W międzyczasie próbowano przekonać żużlowców do dalszej jazdy, ale ci twardo pozostali przy swoim stanowisku.
Zamiast święta była wielka kompromitacja i niestety - nie pierwsza w historii zawodów rozgrywanych na Stadionie Narodowym. Jednak po raz pierwszy wpadką zakończyła się impreza inna niż mecz piłkarski. Przygotowaliśmy zestawienie niepowodzeń, jakie miały miejsce na największym polskim stadionie.
Mecz 3. kolejki gr. H eliminacji do mistrzostw świata w Brazylii Polska - Anglia został odwołany ze względu na zły stan murawy na Stadionie Narodowym.
Najpierw w spotkaniu organizacyjnym, w którym wzięli udział członkowie sztabu obu reprezentacji, przedstawiciele FIFA oraz sędziowie postanowiono, że decyzja o tym, czy spotkanie w ogóle zostanie rozegrane, zapadnie o godzinie 21:00. Punktualnie o godzinie 21:00 sędziowie i delegat FIFA rozpoczęli inspekcję murawy Stadionu Narodowego, by przekonać się, czy boisko nadaje się do gry. Sędzia z Włoch Gianluca Rocchi sprawdzał, jak na nasiąkniętej płycie boiska zachowuje się rzucana na nią piłka. Futbolówka niestety po prostu stawała na grząskiej murawie. Piłkarze obu drużyn czekali przed tunelem, by wrócić albo dopiero rozpocząć rozgrzewkę.
Po kilku minutach sędziowie zeszli z boiska i udali się na kolejną naradę z udziałem przedstawicieli obu federacji i delegata FIFA, na którym zapadła decyzja o tym, że ostateczna decyzja w sprawie rozegrania spotkania zostanie podjęta o godzinie 21:45. O ustalonej porze sędzia Rocchi znów pojawił się na płycie boiska, ale tym razem wykonał na niej kilka ruchów i zniknął w tunelu, by udać się na kolejną naradę, a po 10 minutach poinformowano, że spotkanie ze względu na zły stan murawy się nie odbędzie.
Wówczas warszawski stadion doczekał się nowego określenia - "Basen Narodowy". Mecz został przełożony na inny termin. Co ciekawe, to odwołane spotkanie miało swoich "bohaterów". Kibice, którzy wbiegli na murawę Stadionu Narodowego w Warszawie zostali okrzyknięci "bohaterami narodowymi". W ich obronie stanęli internauci, a także... Donald Tusk! - Trzeba dbać o bezpieczeństwo na stadionach, ale to była wyjątkowa sytuacja. Ich akcja nikomu nie zagrażała. Moim zdaniem nie zasługują na karę - taki wpis widniał na Twitterze.
W 75. minucie towarzyskiego Super Meczu Realu Madryt z ACF Fiorentiną na Stadionie Narodowym w Warszawie doszło do niecodziennej sytuacji. Królewscy dokonywali zmian w swoim zespole, a nagle na boisko wbiegł jeden z kibiców, który ubrany był w koszulkę Cristiano Ronaldo. "Dwunasty" zawodnik Realu przebiegł całe boisko i stanął w polu karnym. Nikt ze służb ochrony się nim nie zainteresował.
Cała sytuacja trwała dłuższą chwilę i dostarczyła ogromnej radości fanom zgromadzonym na trybunach obiektu. Po pogawędce z Karimem Benzemą i sędzią Danielem Stefańskim "fałszywy CR7" opuścił murawę, a zanim zszedł do tunelu, zdążył jeszcze przybić "piątkę" z trenerem Violi Vincenzo Montellą.
Trzeba też przyznać, że z humorem do tego niespodziewanego wydarzenia podszedł arbiter Stefański, który niesfornemu kibicowi pokazał czerwoną kartkę. Gdy ochroniarze wyprowadzali go ze stadionu, nagrodzony został gromkimi brawami.
11 lutego 2012 roku na Stadionie Narodowym miał zostać rozegrany mecz o Superpuchar Polski, w którym Wisła Kraków miała zmierzyć się z Legią Warszawa. Spotkanie to jednak nie doszło do skutku, a miało ono być pierwszą imprezą sportową na nowo otwartym obiekcie.
Decyzję podjęto zaledwie na trzy dni przed planowaną datą rozegrania pojedynku. Sporo zastrzeżeń co do Stadionu Narodowego miała wówczas policja. Okazało się, że zdaniem mundurowych obiekt zbudowany z myślą o Euro 2012 nie spełniał wymogów bezpieczeństwa. Jednym z głównych zastrzeżeń był brak łączności na niektórych poziomach. Chodziło między innymi o zakłócenia w garażach.
Zgody na rozegranie meczu nie wyraziły również straż pożarna i sanepid, które wydały negatywne opinie w sprawie przeprowadzenia na nim spotkania piłkarskiego. W sezonie 2011/2012 mecz o Superpuchar Polski nie został rozegrany.
To może nie kompromitacja, ale wydarzenie, które nie przeszło bez echa. Na inaugurację mistrzostw Europy spotkanie pomiędzy Polską a Grecją toczyło się pod zamkniętym dachem. Efekt? Polacy szybko opadli z sił, a przyzwyczajeni do upałów Grecy czuli się jak ryba w wodzie. Na stadionie było bowiem bardzo duszno, nie było czym oddychać.
O tym, jak wielkie znacznie ma otwarty dach, można się było przekonać choćby w kolejnym turniejowym meczu Polaków, w starciu z Rosją. Biało-Czerwoni chociaż także tylko zremisowali, to zdecydowanie lepiej znieśli trudy tego wymagającego starcia. - Na pewno otwarty dach miał na to wpływ. Lepiej było oddychać na stadionie - mówił po spotkaniu ze Sborną portalowi SportoweFakty.pl Marcin Wasilewski.
Grając pod otwartym czy zamkniętym dachem Polacy i tak nie sprostali jednak oczekiwaniom rodaków. Cały turniej Euro 2012 dla Biało-Czerwonych nie był udany. Swój udział w nim zakończyliśmy na fazie grupowej.