W tym artykule dowiesz się o:
Pierwszych stranieri zapraszano na mecze do naszego kraju jeszcze za poprzedniego ustroju, ale dopiero jego zmiana sprawiła, że bramy polskiej ligi zostały otwarte szerzej. Począwszy od 1990 roku nad Wisłę zaczęła zjeżdżać się plejada najlepszych z czołowych żużlowych nacji, ale też kluby kontraktowały zawodników, którzy reprezentowali te kraje, gdzie żużel jest sportem całkowicie niezauważalnym.
Podczas ostatniego okienka transferowego dla wielu niemałym zaskoczeniem było podpisanie kontraktu przez Rumuna Andrei Popę w Stali BETAD Leasing Rzeszów. Bardzo wątpliwe by nastolatek był brany pod uwagę przy ustalaniu składu Żurawi, ale sam fakt jego zakontraktowania jest sytuacją dotąd niespotykaną. Przedtem żaden zawodnik z Rumunii nie podpisał bowiem umowy na starty w polskim klubie.
Postanowiliśmy przyjrzeć się więc przedstawicielom tych państw, których na przestrzeni kilkudziesięciu lat zalicza się do grona "egzotycznych" w skali rozgrywek ligowych w Polsce. W tym gronie nie brakuje zawodników, którzy tak jak Popa związali się umowami na przyszłoroczny sezon. Dotyczy to m.in. Francuzów, gdzie jeden z nich także związał się kontraktem w Rzeszowie.
Pierwsi rodem z Jugosławii Pomimo, że pierwszym zawodnikiem z kontraktem w Polsce był Austriak Otto Holubek (Kolejarz Rawicz w 1958 roku), to tym, który jako pierwszy wystąpił w meczu ligowym był Jugosłowianin Valent Medved. Zawodnika postanowiło sprawdzić w 1963 roku pierwszoligowe Wybrzeże Gdańsk. Obcokrajowiec wziął udział w kilku meczach, startując u boku m.in. Zbigniewa Podleckiego i Mariana Kaisera. Furory nie zrobił, ale na zawsze zapisał się w annałach polskiego żużla ligowego.
Zawodników z nieistniejącego dziś kraju łącznie wystartowało jeszcze trzech i wszyscy w 1980 roku w ekipach drugoligowych: Zvone Gerjević w Ostrovii Ostrów, Albert Kocmut i Jose Masfar w Śląsku Świętochłowice oraz Kreso Omerzel w Sparcie Wrocław. Podobnie jak Medved, żaden z nich nie osiągnął jednak dobrych wyników i nie zakotwiczył w Polsce na dłużej. Jugosłowianie odegrali więc w naszym kraju role epizodyczne.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Bajerski: Faza play-off to plan minimum
{"id":"","title":"","signature":""}
Bułgarski "jedynak", który stał się Polakiem
Najbardziej znanym przedstawicielem bułgarskiego speedwaya był przed laty Georgi Petranow. Był on zresztą jednym z pierwszych obcokrajowców zakontraktowanych w Polsce w 1990 roku. Z ojczyźnianym paszportem startował jednak w naszej lidze tylko przed dwa i pół sezonu. Wówczas to, reprezentując Stal Rzeszów otrzymał polskie obywatelstwo, ścigając się następnie do końca kariery jako krajowy senior. W 1993 roku dotarł nawet do bydgoskiego finału Indywidualnych Mistrzostw Polski, zajmując tam 13. miejsce. Po odejściu z Hetmańskiej po sezonie 1995, startował jeszcze w barwach Wybrzeża Gdańsk, Unii Tarnów, Śląska Świętochłowice i Wandy Kraków.
Najlepszy bułgarski żużlowiec, Milan Manew dwukrotnie wiązał się z polskimi klubami kontraktem warszawskim - w 2010 roku w Wybrzeżu i dwa lata później w KSM Krosno. W obu przypadkach nie miał on jednak okazji do startów.
Krótka historia rodaków wielkich mistrzów
Na reprezentanta Nowej Zelandii kibice w Polsce czekają już blisko ćwierć wieku. Do dziś wspominany przez kibiców w Tarnowie jest Mitch Shirra, który w 1991 roku fantastycznie spisywał się w barwach Jaskółek. Urodzony w Auckland wicemistrz globu w drużynie z 1979 roku, odniósł wówczas 30 wygranych w 58 biegach.
W kolejnym sezonie Nowozelandczyk został przekonany do startów w klubie… spod Tarnowa. Biznesmen Piotr Rolnicki stworzył w Machowej własny klub, ściągając z Unii obok Shirry kilku innych zawodników. Rodak Ivana Maugera zawitał w tamtym roku do Polski jednak tylko raz - na mecz z pilską Polonią.
W 1991 roku w sześciu spotkaniach gdańskiego Wybrzeża wystartował syn Barry'ego Briggsa, Tony, spisując się w nich bardzo udanie (średnia biegowa 2,240). Sympatyczny Nowozelandczyk z powodu kontuzji wkrótce zakończył jednak karierę i poświęcił się pracy wynalazcy nowinek technicznych. To dzięki niemu pod koniec lat dziewięćdziesiątych wprowadzono w speedwayu dmuchane bandy.
Skuteczni Norwedzy
Z wyróżnionych państw jedyne, których reprezentowało przynajmniej dwóch zawodników, którzy przez lata odgrywali w swoich klubach ważne role. Pierwszym z nich jest Lars Gunnestad - w sezonach 1991-1992 jeden z liderów Morawskiego Zielona Góra (złoto DMP w pierwszym roku startów). Po krótkim okresie w Polonii Bydgoszcz (1993), na wiele lat zaprzestał startów w Polsce. W latach 2000-2001 startował w RKM-ie Rybnik, gdzie był równie skuteczny co przed laty. Ostatni klub Gunnestada to ten z Ostrowa, gdzie w 2003 roku wystąpił w dwóch meczach.
Drugi z wyróżnionych to Rune Holta, który jednak w 2001 roku otrzymał polski paszport. Wieloletni uczestnik Grand Prix od początku startów w Polsce (debiut w 1994 roku) bywał w każdym kolejnym klubie jednym z lepiej punktujących jeźdźców. Na szerokie wody wypłynął po przyjściu do Włókniarza Częstochowa w 1999 roku. Gdy stał się Polakiem, w lidze jeździł jako zawodnik krajowy, ale na arenie światowej wciąż reprezentował ojczyznę. Zmieniło się to w 2005 roku.
Obok powyższej dwójki w naszej lidze wystąpiło jeszcze dwóch innych Norwegów. W 1990 roku w dwóch meczach Ostrovii wystąpił Bjoern Ivar Fauske. Również dwa występy w swoim zespole zanotował Einar Kyllingstad, którego w 1992 roku sprawdzono w Stali Gorzów.
Pavlic nie był prekursorem
Jedyny chorwacki zawodnik, który zdołał przebić się na arenie międzynarodowej, w tym także w naszej lidze to doskonale znany kibicom Jurica Pavlic. Nie był on jednak pierwszym Chorwatem, który zawitał do Polski. W latach 2001-2002 w tarnowskiej Unii startował Zlatko Krznaric. Pavlic debiutował w Polsce (w klubie z Lublina) pięć lat później w wieku zaledwie 17 lat.
Po rocznej przygodzie na Lubelszczyźnie, na pięć kolejnych zakotwiczył w Lesznie, gdzie święcił największe sukcesy. Po odejściu z Unii ścigał się jeszcze dla klubów z Rzeszowa, Wrocławia i Grudziądza. W 2017 roku najprawdopodobniej drugi rok z rzędu zabraknie go w polskiej lidze. Kariera Pavlica w ostatnim czasie znacząco bowiem wyhamowała i próżno go szukać nie tylko w składach zespołów z Polski, ale także Szwecji czy Danii. Chorwat ograniczył się do startów na południu Europy.
W latach 2007-2008 kontrakt w Kolejarzu Rawicz miał podpisany Nikola Martinec, który ostatecznie nie wystąpił w żadnym meczu. W latach 2011-2012 polskiej publiczności mógł się zaprezentować za to Dino Kovacic, który startował w barwach ekip z Gniezna i Krosna.
Słowacka gwiazda
Pierwszy wyróżniony przez nas kraj, który ma obecnie swojego zawodnika w rozgrywkach ligowych w Polsce. I przy tym ma go zdecydowanie najbardziej znanego i utytułowanego. Martin Vaculik to nie tylko jeden z czołowych żużlowców w PGE Ekstralidze, ale także uczestnik przyszłorocznego Grand Prix i indywidualny mistrz Europy z 2013 roku. Na liście sukcesów Słowaka widnieją też medale Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym jeden złoty, który wywalczył w 2012 roku w barwach tarnowskich Jaskółek. Vaculik, który debiutował dziewięć lat temu w Krośnie, przyszły rok spędzi w Stali Gorzów.
Jaroslav Gavenda w latach dziewięćdziesiątych reprezentował Śląsk Świętochłowice. Z pochodzenia Słowak reprezentował śląski zespół przez cztery sezony (1991-1993 i 1996), osiągając w nim solidne wyniki. Rok spędził także w Wandzie Kraków (1997).
Epizod w Unii Tarnów zaliczył ponadto Gaspar Forgac (1990 rok), natomiast przed sześcioma laty umowę warszawską z KMŻ Lublin miał podpisaną Jan Halabrin. Finalnie nie doczekał się on jednak debiutu w lidze.
Sporadyczna obecność Francuzów i Włochów Zbieżność nazwisk Philippe’a i Dimitriego Berge'ów nie jest przypadkowa. Pierwszy z nich to ojciec nowego nabytku rzeszowskich Żurawi, a także pierwszy w historii naszej ligi Francuz - w latach 1993-1994 stranieri ROW-u Rybnik. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że syn seniora Berge będzie miał okazję do jazdy w Stali, gdzie jego referencje są oceniane pozytywnie. Kontrakt w Krośnie podpisał ponadto David Bellego, który premierowe starty w Polsce zaliczył już w 2014 roku w Ostrowie. Rok później reprezentował zespół z Rawicza.
Obok Francuzów bardzo rzadko na polskich torach prezentują się też zawodnicy z Italii. Co nie budzi zaskoczenia, pierwszym zawodnikiem z Półwyspu Apenińskiego na naszych torach był najwybitniejszy zawodnik włoski w historii - Armando Castagna. Dzisiejszy działacz FIM-u, startował w Polsce w latach 1997-1999 w II Lidze, kolejno w Lublinie, Rawiczu i Ostrowie Wielkopolskim. Pomimo dobrych wyników, w kolejnych sezonach próżno było go szukać w polskich rozgrywkach.
Castagni nie może na razie przebić Nicolas Covatti. Argentyńczyk reprezentujący Włochy niejednokrotnie zaskakiwał w turniejach rangi międzynarodowej, lecz w Polsce od lat nie może wykazać pełni potencjału. Debiutował w 2012 roku w Krośnie, ale nieudanie. W minionym roku notował przeciętne wyniki w Rzeszowie, a nadchodzące rozgrywki spędzi w Lokomotivie Daugavpils.
Z Afryki do Krosna
Karl Lechky to najbardziej znany reprezentant Republiki Południowej Afryki, jaki kiedykolwiek miał okazję startować w Europie. Nieoczekiwanie w 1997 roku został zakontraktowany przez ŻKS Krosno, gdzie wystartował w sumie w pięciu spotkaniach, a jego średnia biegowa wyniosła 1,095. Lechky w tym samym sezonie zanotował też sensacyjny udział w finale zamorskim (były to eliminacje cyklu Grand Prix) w angielskim Bradford, gdzie jednak nie zdobył punktu.
Blisko debiutu w Polsce był Kanadyjczyk Kyle Legault. Zawodnik urodzony w 1988 roku w St. Catharines w latach 2008-2009 miał podpisane umowy kolejno w Ostrowie i Rybniku, ale niedane było mu wystąpić w choćby jednym spotkaniu. Legault zapowiadał się na solidnego jeźdźca, startował z niezłym skutkiem na torach brytyjskich, ale na przeszkodzie w rozwoju kariery stanęły kontuzje i dziś sporadycznie rywalizuje na kontynencie amerykańskim.
Wielu za Kanadyjczyka mogłoby uznać również Krzysztofa Słabonia, który startując na arenie międzynarodowej reprezentował Kraj Klonowego Liścia (pod imieniem Chris), ale w rodzimych rozgrywkach nigdy nie startował z obcym paszportem. Słaboń dysponował obywatelstwem Kanady dzięki ojcu Robertowi, także żużlowcowi, który po zakończeniu kariery wyjechał za ocean.